Shukuteki - 1
Wspomnienia kojarzą mi się z
wyrzuconym bumerangiem. Niezależnie od tego, jak mocno i daleko wyrzucimy ten
przedmiot, on i tak do nas wróci po upływie nieokreślonego czasu. Albo go
złapiemy i jakoś zniesiemy jego obecność, albo polegniemy i się zranimy. A wtedy
ponownie staniemy pod zapytaniem — wyrzucić go znowu? Czy może lepiej odpuścić?
I tak w kółko.
Tym są dla mnie wspomnienia.
Zbędnym bagażem, którego
chciałbym się pozbyć.
Bez słowa zajmuję swoje miejsce i
otwieram książkę na ostatnio przeczytanej stronie. Nie pozostaję zbyt długo
skupiony na treści, gdyż w pewnej chwili dostaję papierową kulką w ramię. Spoglądam
w stronę, z której przedmiot doleciał, następnie szukając wzrokiem
potencjalnego sprawcę. Szybko odnajduję winnego. Jeden z chłopaków — prawdopodobnie jedyny
Koreańczyk w szkole — wskazuje na swój zeszyt, a następnie zmienia cel i
kieruje dłoń na mnie. I tak w kółko. Wzdycham, po czym podaję mu swój notatnik.
Ci ludzie są aż za bardzo leniwi.
Po zajęciach pakuję wszystkie
swoje rzeczy i opuszczam budynek. Po placu jak zwykle krąży mnóstwo osób. Na
moje nieszczęście — najwięcej tych hałaśliwych. Nie chcąc słuchać niczego, co
mnie nie interesuje, wyjmuję z torby słuchawki i już po chwili napawam się
przyjemną dla ucha melodią — a dokładnie The
Edge, Tonight Alive. Poprawiam koszulkę, która jak zawsze przyciąga słońce,
i ruszam w stronę domu.
Jeśli mam być szczery, codzienny powrót o tej godzinie bywa
kłopotliwy. Duchota, rażące słońce, godziny szczytu, co wiąże się z
zatłoczonymi ulicami — jednym słowem tragedia. Już wspominałem mamie o
akademiku, jednak kobieta uparcie twierdzi, że niedługo to się zmieni. Zastanawiam
się jaki odcinek czasu mama ma na myśli mówiąc „niedługo”. W końcu powtarza to
od dwóch tygodni.
Po zdjęciu butów z nóg od razu kieruję
się do swojego pokoju. Kładę torbę na biurku, a następnie ściągam koszulkę,
odrzucając ją gdzieś na bok. Siadam na łóżku, po czym wlepiam wzrok w sufit i tkwię
w tej pozycji jeszcze przez krótszą chwilę. Wstaję, ponieważ słyszę głos mamy
wzywający mnie z otchłani — czyli kuchni.
— O co chodzi? — pytam, stając przy lodówce.
— O której jutro będziesz w domu? — Kobieta wygląda na dość
przejętą.
Moja mama jest niezbyt wysoką brunetką
o niebieskich oczach i jasnej cerze. Właściwie to po niej odziedziczyłem
większość cech wyglądu. Nie należę oczywiście do najniższych osób, jednak nie mogę
zaprzeczyć, że te parę centymetrów mogłoby mi się przydać. Nie robię jednak z
tego zbyt wielkiej afery. Lubię swój wygląd.
— Myślę, że po szesnastej.
— Hmm… Mógłbyś przyjść jutro o siedemnastej do Nuttin’s?
Brunetka ma na myśli niewielką
kawiarenkę znajdującą się blisko stacji.
— Jeśli jeszcze wziąłbyś ze sobą Yukiego, byłoby świetnie.
A Yuki jest moim młodszym bratem.
— Raczej nie będę mieć z tym problemu — mówię. — Coś
planujesz?
— No powiedzmy. — Chichocze się pod nosem. — Zrobimy sobie
taki mały rodzinny obiad.
Mrużę oczy.
— Nuttin’s, tak?
— pytam, jednocześnie spoglądając na zegarek. — Żaden problem.
Wracam do siebie, następnie
siadając przy komputerze. Odpalam jeden z programów, nad którym pracuję — a
raczej ćwiczę swoje umiejętności — po czym podejmuję się walki z czasem. Nie ma
co ukrywać — programowanie nie jest tylko ciężkie, ale również czasochłonne.
Odrywam się od monitora dopiero
po północy. Zapisuję wszystkie zmiany, po czym kieruję się do łazienki, by
wziąć szybki prysznic. Cała reszta przebiega mi dość płynnie. Myję zęby, czeszę
się, a na końcu przebieram w znoszone dresy i kładę spać.
Rankiem nie słyszę budzika, w
związku z czym staję o wiele za późno, aby wyrobić się na czas na zajęcia. Mimo
to zrywam się z łóżka, natychmiast podchodząc do szafy. Po drodze jeszcze
zahaczam o łazienkę, a kiedy mam pewność, iż wszystkie podstawowe potrzeby
zostały spełnione, chwytam za plecak i wychodzę z domu. W autobusie jak zwykle
jest tłoczno i pachnąco, ale jakoś to ignoruję i wytrzymuję do czasu, aż
trafiam pod sam uniwerek.
Profesor nie ma żadnego problemu z moim spóźnieniem. Powodem
prawdopodobnie jest to, że zawsze przychodzę na czas i się staram. Siadam i
zaczynam szukać swojego notatnika, jednak nie mogę go wygrzebać. Po chwili podchodzi
do mnie jeden z chłopaków.
— Dzięki za pożyczenie. — Uśmiecha się lekko.
Ah, racja. Przecież wczoraj
pożyczyłem mu ten zeszyt.
— Nie ma sprawy. — Odwracam wzrok.
— Twoje notatki są naprawdę dobrze wykonane — kontynuuje
rozmowę. — O wiele łatwiej jest zrozumieć niektóre przykłady.
— Cóż, cieszę się, że mogłem pomóc. — Nadal spoglądam w
przestrzeń..
Chłopak przez chwilę milczy.
— Jeśli będę mieć jeszcze jakieś problemy z matmą, z
pewnością zgłoszę się do ciebie.
— Nie, lepiej nie... — Ukradkiem zerkam na chłopaka.
— Możesz się tego spodziewać — mówi z rozbawieniem, po czym
puszcza mi oczko i odchodzi.
Ten chłopak chyba ma na imię Yoon
Jae. Nie jestem tego pewien, ale poniekąd kojarzę jego twarz. W końcu jest
jedynym Koreańczykiem w tej szkole. No i jest przystojny. Ale tyle o nim.
Znajdując trochę czasu dla siebie,
kieruję się na dziedziniec, aby coś zjeść. Wybieram jedyną oddaloną od
tłocznych miejsc ławkę, następnie siadając na niej. Mam ze sobą sałatkę i butelkę
wody mineralnej. Ostatnio ubzdurałem sobie to całe zdrowe żywienie i noszę ze
sobą takie badziewia. Nie najadam się tym, fakt, ale też nie odczuwam głodu.
Pewnie polegnę za kilka dni.
Całość zjadam dość szybko,
dlatego w mgnieniu oka wracam do budynku. Idąc jednym z zaludnionych korytarzy,
zaczynam odczuwać dziwny przypływ nieprzyjemnych odczuć. Jakby ktoś bardzo
energicznie wlepiał we mnie swoje ślepia. To uczucie nie należy do
najprzyjemniejszych, więc spinam mięśnie i przyspieszam, chcąc jak najszybciej
wrócić do swojego zacisza.
O szesnastej udaje mi się wyrwać
z uniwerku. Yuki czeka na mnie na przystanku znajdującym się w pobliżu naszego
mieszkania.
— Co się tak wystroiłeś? — pytam.
Chłopak ma na sobie koszulę,
którą zakłada tylko na specjalne okazje. Normalnie śmiga w zwykłych
podkoszulkach.
— Mama kazała mi to założyć — odpowiada, dodatkowo
wzruszając ramionami.
Nadjeżdża autobus. Wsiadamy do
niego bez słowa, następnie pokonując kilka przystanków. Lądujemy na stacji, tuż
obok której znajduje się nasz cel. Już z
daleka widzę ogromny szyld z napisem Nuttin’s.
Będąc już w środku, spokojnie podchodzę do jednej z
kelnerek, następnie pytając ją o mamę. Kobieta
wskazuje mi właściwy stolik, więc już po chwili kieruję się w odpowiednie
miejsce. O dziwo mama nie jest sama. Siedzi obok mężczyzny, którego ani trochę
nie kojarzę. Kobieta, wychwytując naszą
obecność, uśmiecha się szeroko.
Bez słowa siadam na jednym z wolnych miejsc.
— Stolik dla pięciu osób? — pytam, patrząc na wolne
miejsce.
— Ah, to ze względu na mojego syna — mówi mężczyzna. Posługuje
się bardzo łagodnym tonem. — Jednak jeszcze się nie zjawił. — Markotnieje,
zerkając na zegarek. — Bardzo za to przepraszam.
— Nic nie szkodzi, naprawdę — zapewnia mama.
— Jestem pewien, że niedługo się zjawi. — Wzdycha. — Gdyby
miało być inaczej, z pewnością powiadomiłby mnie o tym. Wie, że to ważna
chwila.
— Więc już mu o wszystkim powiedziałeś?
W jednej chwili dopada mnie
znacznie większe zainteresowanie tą rozmową.
— Nie, jeszcze nie — mężczyzna przeczy. — Wie jedynie, że
to ważne spotkanie. Nie pytał o nic więcej.
— Rozumiem.
Już na samym początku zauważyłem,
że mama jest cała w skowronkach. Ten uprzejmy brunet musi być jej nowym
facetem.
— W takim razie może już zaczniemy? — pyta.
— W porządku — mama nie protestuje.
Nagle spinam barki, gdyż kobieta
nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. A że jestem specjalnym przypadkiem — zawsze
reaguję w podobny sposób na tego typu bliskość. Odchrząkam, cudem znosząc
potęgę jej spojrzenia.
— Shun. Yuki. — Powoli przenosi wzrok na młodego, dodatkowo
uśmiechając się w radosny sposób. — Chciałabym was oficjalnie poznać z Renem,
moim narzeczonym.
O, narzeczony.
Tego to się nie spodziewałem.
— Nie musicie ukrywać zdziwienia — śmieje się nerwowo,
ukradkiem zerkając na twarz Rena, jakby badając jego samopoczucie. — Zaręczyliśmy
się z Renem już jakiś czas temu, jednak czekaliśmy na odpowiedni moment, aby
powiedzieć o tym naszym rodzinom.
Nabieram spory wdech, chcąc
przerwać tę niezręczną ciszę.
— Zaręczyny i ślub to dość poważna decyzja — mówię. — Jesteście
tego pewni? Pary zwykle decydują się na to po dość długim stażu związku.
— Spotykamy się prawie rok. — Mama uśmiecha się ciepło, a w
jej oczach błyskają ogniki. — Doskonale rozumiem, co masz na myśli, Shun, ale…
naprawdę czuję, że to jest ta osoba.
Ta osoba, co?
W takim razie… to chyba w
porządku?
— Skoro dzięki temu będziesz szczęśliwa, nie mam prawa ci
niczego zabraniać.
Ulga malująca się na twarzy
kobiety utwierdza mnie w przekonaniu, że to nie była prosta chwila. Zaraz po
tym idzie do łazienki prawdopodobnie w celu drobnego ochłonięcia. Nic dziwnego,
że jest cała w nerwach. Ale mi to naprawdę nie przeszkadza. Ren sprawił dobre
pierwsze wrażenie. Mam nadzieję, że to nie jest tylko maska, a prawdziwa twarz.
Po powrocie mamy zamawiamy lekką
kolację.
Mama mówi, że wraz z Renem planują pobrać się w pobliskim
czasie. Nie chcą jednak robić żadnego hucznego przyjęcia. Ma to być zwykły ślub
cywilny, na którym pojawią się same najbliższe osoby. Taka opcja zdecydowanie
mi pasuje. Mają moje pełne wsparcie.
Mieliśmy się już zbierać, lecz Ren nagle wzdycha z ulgą,
dodatkowo patrząc gdzieś w głąb pomieszczenia. Domyślam się, że gdzieś w tle
dostrzegł swojego syna, który jednak nas nie wystawił. To tylko drobne
spóźnienie.
Mimo woli odwracam się, zaczynając szukać pana
spóźnialskiego. Spostrzegam, że do naszego stolika zbliża się jeden chłopak.
Automatycznie zamieram, dodatkowo wstrzymując oddech.
Pamiętam go.
Ta sama twarz.
Te same blond włosy.
Te same brązowe oczy.
Ten sam uśmiech, który nie zmienił się ani trochę w ciągu
tych wszystkich lat.
To… musi być on.
Shuuun, może poszedłbyś nam po coś do
jedzenia?
Masz dzisiaj jakieś pieniądze dla
nas, Shun?
Słyszałem, że Kishimoto z szóstej
klasy wyznała ci uczucia. Szkoda byłoby, gdyby zobaczyła te kompromitujące
zdjęcia.
Marszczę brwi, z trudem
nabierając spory wdech. Zaraz po tym spuszczam głowę, próbując powstrzymać
myśli przedstawiające te paskudne sceny. Polegam.
Uuuuśmiechnij się, Shun, tylko tak
szeroko!
Jak to możliwe, że on tu jest? To
duch! Duch! Przecież Shun odszedł!
Płacz więcej. Sprawiasz mi tym
satysfakcję.
— Wybacz, tato, ale nie mogłem wyjść wcześniej. Dodatkowo
padła mi bateria w telefonie — słyszę jego głos. Lekko ochrypły, ale wciąż posiadający miłe
brzmienie.
— Spóźniłeś się na kolację — mówi Ren. — Kaori musi
niestety iść z rodziną do domu, więc nie uda nam się porozmawiać. Umówimy się
może na pojutrze? Wtedy będę mieć wolne — zwraca się do mamy.
— W porządku. — Kobieta uśmiecha się. — Pasuje ci to? — zwraca
się do wysokiego blondyna.
— Oczywiście. Wtedy już zrobię wszystko, aby się nie
spóźnić — chłopak zapewnia.
Wyłączam się, kiedy słyszę, jak
Yuki wstaje z miejsca i przedstawia się blondynowi. Słysząc jego imię, dociera
do mnie, że to nie jest żaden żart. Dostaję w twarz bumerangiem, który
wywaliłem naprawdę dawno temu.
Podnoszę się powoli, z
zawahaniem, a gdy stwierdzam, że gorzej być nie może, zadzieram głowę ku górze
i łączę spojrzenie z chłopakiem, który automatycznie nieruchomieje.
— Shun — mówię, podając mu rękę.
On o dziwo otrząsa się dość
szybko, w następnej kolejności ściskając moją dłoń. Jego ręka jest chłodna i
trochę szorstka, dlatego pragnę jak najszybciej uwolnić się z jej objęć.
— Ryou.
Tyle wystarczy, abym się
wyłączył. Zabieram dłoń, dodatkowo spuszczając wzrok, i tkwię w tak
beznadziejnym stanie do samego wyjścia z lokalu. Wówczas ponownie czuję ten sam
lodowaty dotyk, lecz tym razem dłoń chłopaka spoczywa na moim ramieniu. Patrzę
na niego ze zmieszaniem, ale nic nie mówię. Wyczekuję jego inicjatywy.
— Możemy porozmawiać?
Nie czekając na reakcję
kogokolwiek, odpowiadam:
— Jasne. O co chodzi?
Ale Ryou wtedy zwraca się do
ojca, że wróci za chwilę, a następnie łapie mnie za rękę i ciągnie w nieznanym
mi kierunku. Nie potrafię się oprzeć czy zaprotestować. Tkwię pod urokiem
strachu i szoku, które dopadły mnie w chwili, jak poległem przy próbie złapania
swojego metaforycznego bumerangu.
Słyszę, jak mama mówi na
odchodne, żebym się nie spieszył, a zaraz po tym następuje kompletna cisza,
którą przerywają tylko i wyłącznie nasze ciężkie kroki.
Komentarze
Prześlij komentarz