Shukuteki - 3

               Do końca weekendu nie udaje mi się złapać nawet chwili przerwy. Przez cały czas jestem w ruchu i pomagam w przenoszeniu i rozpakowywaniu przeróżnych rzeczy. W finale wszystko kończymy dopiero w środku tygodnia. Od razu rzucam się na łóżko, planując oddać się kilkugodzinnej, porządnej drzemce.
Mój pokój jest teraz znacznie większy. Mimo to nie wydaje się pusty czy chłodny, w dużej mierze dzięki większym meblom, których kolor nie napawa smutkiem. Na pewno nie mnie. Niestety każdy kij ma dwa końce, a moja nowa lokacja między tymi wszystkimi pozytywami wytwarza pewne minusy — jak choćby to, że bardzo często trafiam na twarz Ryou. Najczęściej zaraz po otwarciu drzwi natykam się na jego zadowoloną gębę. Tak. Jego pokój znajduje się zaraz naprzeciw mojego.
               Jednym z większych plusów, przynajmniej dla mnie, jest miejsce, w którym ten dom się znajduje. Mam teraz o wiele bliżej do szkoły. Już nie muszę się męczyć z dojazdem, tłokiem i smrodem w autobusie. Wystarczy, że wyjdę kwadrans przed rozpoczęciem zajęć, a i tak zdążę przed czasem.
               Coś pięknego.


                
               Jako iż moje zajęcia już się skończyły, wpadłem na pomysł, aby w drodze powrotnej pójść do sklepu na małe zakupy. Niestety już na starcie natknąłem się na osobę, której mam już serdecznie dość, także teraz stoję sobie na środku ulicy i staram się nie okazywać zbyt wielu emocji, mimo iż wewnątrz gotuje się we mnie ze złości.
               Nie wystarczy mu fakt, że musimy mieszkać pod jednym dachem i wpadać na siebie każdego ranka. Bo po co ograniczać kontakty z kimś, kogo się nie lubi. Lepiej biegać za tą osobą po szkole i truć cztery litery, działając na przekór jej pragnieniom.
               Ryou idzie ze mną na zakupy. Przez cały czas truje mi zadek jakimiś głupotami. Ni stąd, ni zowąd pyta mnie, czy jestem dziś wolny. Nie udaje mi się powstrzymać odrzucenia, więc już po chwili przyglądam się jego twarzy z niesmakiem, zastanawiając się, czy on tak na poważnie, czy może po prostu jest głupi i nie widzi, że go nie trawię.  
— Znajomy zabiera mnie na goukon, ale potrzebujemy jeszcze jednego chłopaka — mówi.
— Tak, jestem dziś zajęty. – Machinalnie zerkam na zegarek, chcąc jak najszybciej wybrnąć z tej rozmowy. Nie ma szans, że gdziekolwiek z nim wyjdę.
— Proszę cię, Shun. – Zakłada dłonie jak do modlitwy. — Możesz być nawet tak samo oziębły w stosunku do dziewczyn, jak teraz do mnie.
               I jaki to będzie mieć sens? Coś mi w tym nie pasuje.
               Ale być może jestem po prostu przewrażliwiony.
— Dlaczego nie zapytasz któregoś ze swoich kolegów? — pytam, unosząc jedną brew.
— Zawsze odmawiają, kiedy ja idę… – Smutnieje.
— Mają jakiś konkretny powód czy po prostu masz takich beznadziejnych znajomych? — zadaję kolejne pytanie, tym razem nie szczędząc sobie nuty rozbawienia. Ta rozmowa to jakiś absurd, ale i tak ją ciągnę.
— Uważają, że to im się nie opłaca, skoro i tak wszystkie dziewczyny są zawsze mną zainteresowane.
— Czyli to drugie — stwierdzam, następnie wzdychając. Jeszcze będę tego żałować. – O której?
               Blondyn automatycznie wyszczerza uzębienie, a ja nie mogę wyprzeć się myśli, iż chłopak w takich chwilach przypomina wiernego pieska.
— Późnym wieczorem, więc na spokojnie zdążysz się wyrobić ze wszystkim.
               Mrużę oczy, po czym ponownie wzdycham z męką.
— W porządku.
               Do samego końca ignoruję jego pytania i jakże interesujące wieści, starając się skupić na znalezieniu wszystkich produktów, które zamierzam wykorzystać do obiadu. Jeszcze tylko mleko kokosowe i po sprawie.  
               W domu od razu zabieram się za gotowanie, zaczynając od pokrojenia mięsa w niewielkie kawałki, które następnie podsmażam na oleju kokosowym. Całe szczęście, że tym razem za zakupy odpowiadał Ren. Gdy ostatnim razem wysłałem Yukiego po parę produktów, kupił olej kokosowy, ale ten zapachowy. Kurczak z wiórkami kokosowymi jest niezły, to fakt, ale nie wtedy, kiedy śmierdzi nim na kilometr. Od tamtej pory nie wysyłam młodszego brata na zakupy. Wolę nie ryzykować.
Wychwytując obecność Ryou, nakazuję mu, aby pokroił cukinię i paprykę w średniej wielkości kostkę. Nie ukrywam zdziwienia, kiedy chłopak posłusznie robi to, o co go proszę. Ukradkiem obserwując jego poczynania, zajmuję się dosypywaniem pokrojonych warzyw do kurczaka.
— Masz coś przeciwko ostrym daniom? — pytam, sięgając do szafki po chilli.
— A skąd — zaprzecza, i tyle wprawdzie mi wystarczy do zakończenia rozmowy.
Widząc, że papryka powoli wypuszcza sok, sięgam po puszkę mleka kokosowego, które następnie wlewam do swojego eksperymentu. Ciecz dość szybko zmienia kolor, co bardzo mnie cieszy, więc sięgam po ostrą przyprawę i wsypuję jej sporą ilość do posiłku. Szybko robię zaprawę, aby nieco zagęścić sos, a kiedy wszystko jest gotowe, wyłączam palnik i nakładam jedzenie na talerze. Dziś jesteśmy z Ryou sami. Mama zabrała gdzieś Yukiego, a Ren pracuje do późna.
               Ryou jeszcze parę razy próbuje nawiązać rozmowę, ale przez cały czas go spławiam, chcąc korzystać z czasu samotności. Godzina wyjścia wreszcie wybija, także zabieram wszystkie potrzebne rzeczy, następnie wychodząc z domu. Przed odejściem zamykam drzwi.
Ryou prowadzi mnie do baru, którego ani trochę nie kojarzę, co wprawdzie nie powinno nikogo dziwić — nie chodze do takich miejsc. Przy jednym ze stolików siedzi grupka dziewczyn i dwóch chłopaków. Zgaduję, że to nasi towarzysze. Wystarczyło podejść nieco bliżej, aby rozpoznać twarz jednej z niewiast.
— Shun — mówi szatynka, wyłapując moją obecność.
— Cześć. Yuri? — bardziej pytam, niż mówię, co skutkuje nadchodzącym płaskim, od którego w ostatniej chwili ratuje mnie Ryou.
               Mrugam parę razy, nie mówiąc nic a nic, a kiedy widzę, że chłopak odchodzi gdzieś wraz z moją byłą, zwracam się do stolika i zajmuję miejsce obok blondynki o przyjemnej dla oka twarzy.
— Shun, tak? — Wywija kąciki ust w górę. – Jestem Sana.
— Miło poznać — odpowiadam jej tym samym gestem, po czym sięgam po menu.
— Pijesz? — pyta jasnowłosa, zakładając parę kosmyków za ucho. Ten gest przyciąga moje spojrzenie, także już po chwili wpatruję się w jej ciemne oczy i zastanawiam, czy ona robi to celowo.
— Nie. Nie piję. – Mrużę oczy. – Ale skoro jest tutaj tylko alkohol, chyba nie mam innego wyjścia.
— Zadziwiające podejście. – Śmieje się cicho, dodatkowo zagryzając wargę.
               Tak, bez wątpienia robi to celowo.
               A mi to ani trochę nie przeszkadza.
               Widząc, że Ryou w pełni zajmuje się Yuri — moją byłą — zwracam się ku interesującej blondynce, która najwyraźniej także postanowiła zwrócić na mnie większą uwagę.  
— Jesteś studentem, prawda? — pyta, sięgając po szklankę trunku, który właśnie przyniosła kelnerka.
— Tak.
— Ja już jestem po tym etapie nauki.
— Naprawdę? — Zdziwienia w moim głosie jest szczere. — Wyglądasz znacznie młodziej.
— To duży komplement. – Kątem oka wyłapuję stopniowo powiększające się rumieńce na twarzy dziewczyny.
               Nagle do moich uszu dociera cichy chichot. Domyślam się, że Yuri opowiada o mnie Ryou, gdyż z łatwością spostrzegam ich rzekomo ukradkowe spojrzenia. Tłumijąc rozbawiony uśmiech, również sięgam po szklankę z whiskey, które jest paskudne, ale i tak upijam spory łyk, po czym na nowo łączę spojrzenia z Saną.  
— Jaki to kierunek ukończyłaś?
— Od początku do końca siedziałam na informatyce — mówi z niewielkim, ale i tak dostatecznie uwodzicielskim uśmiechem, po czym na moment łapie dolną wargę między zęby. Ten gest jest cholernie seksowny, dlatego z trudem przełykam ślinę, przez chwilę zatrzymując się na jej pełnych ustach, które kuszą swoją czerwienią.
               A zaraz po tym następuje coś, czego kompletnie się nie spodziewam — miękkie usta Sany lądują centralnie na moich. Otrząsam się dopiero po sekundzie, kiedy niewielka dłoń dziewczyny zaczyna sunąć wzdłuż mojej koszulki, finalnie zatrzymując się na ramieniu. Cudem odkładam szklankę na stolik, następnie obejmując dziewczynę w pasie, i kompletnie zapominam o tym, że zaraz obok siedzą Yuri i Ryou.
               Sana smakuje alkoholem i miętą, a ta mieszanka jest zabójcza. Mimo to nie odsuwam się i przedłużam pocałunek do momentu, aż każde z nas nie traci tchu. Wreszcie odsuwam się na niewielką odległość, w następnej kolejności sięgając po szklankę, by wziąć kolejny łyk whiskey. Widząc niedowierzanie malujące się na twarzy Ryou, uśmiecham się w duchu z jeszcze większym rozbawieniem, lecz zaraz po tym moje oczy wyłapują telefon Sany, na wyświetlaczu którego pokazuje się zdrobnione męskie imię połączone z paroma emotikonami przedstawiającymi serduszka.
               A dziewczyna wtedy trochę się spina, lecz mimo to sięga po urządzenie i odbiera połączenie.
               Niestety tyle mi wystarczy do rezygnacji.
               Niekontrolowanie wzdycham, następnie całkiem opróżniając szklankę, a wtedy podnoszę tyłek z siedzenia i niemalże wpadam na Yuri, która wylewa na mnie całą zawartość kubka.  
               Mimo iż widzę u niej głupi uśmieszek i nutę rozbawienia, jedynie wzruszam ramionami, gdyż to nie jest żaden powód do złości. Bez namysłu podciągam do góry koszulkę, aby mniej więcej stwierdzić wielkość mokrej plamy.
— Czy to tatuaż? – słyszę nagle. Sana wróciła i najwyraźniej zainteresowała się mną na nowo.
— Ano — odpowiadam beznamiętnie.
— Co oznacza ten napis?
               Uśmiecham się kącikiem, dodatkowo wypuszczając skrawek koszulki.
— Czy to ważne?
               Nie czekając na żadną reakcję, oddalam się do łazienki. Nie mogę zdzierżyć zapachu wódki na własnej koszulce. Na moje nieszczęście sama woda niewiele daje.
               Nagle drzwi do pomieszczenia stają otworem, a w ich progu pojawia się Ryou.
— Wybacz. Ta plama to chyba moja wina. – Wzdycha.
— Więc jednak coś jej coś powiedziałeś — mówię, myślami wracając do chwili, jak Ryou wpatrywał się we mnie z rozbawieniem, jednocześnie szepcząc Yuri coś do ucha.
— Jedynie podsunąłem jej pomysł, aby zrobiła coś, co pozwoli jej się rozluźnić. – Drapie się w tył głowy. – Nie sądziłem, że weźmie to aż tak do siebie.
— Spoko. Nic się nie stało.
— Naprawdę przepraszam. – Marszczy brwi. – Nie chcę, żebyś nadal myślał o mnie, jak o tamtym gówniarzu, którym kiedyś rzeczywiście byłem.
               Dobra, tym mnie zaskoczył.
— Ale to tyle o tym. – Podchodzi bliżej. – Pamiętam. „Nigdy nie spotkaliśmy się w przeszłości”, tak?
               Mrużę oczy. Chciałbym wiedzieć, co nim wówczas kierowało, ale…
— Dokładnie tak.
               Wolę do tego nie wracać.
— Pokaż mi to — mówi, w następnej kolejności ściągając ze mnie koszulkę. Automatycznie dopada mnie dziwna krępacja. — Jeśli będziesz to tak męczyć, w życiu nic nie zejdzie. – Wzdycha, po czym podchodzi do umywalki.
               Stanąłem obok niego, zaczynając przypatrywać się pracy jego dłoni. Są chude, ale nie kościste, dodatkowo palce są długie i proste.  Mają naprawdę ładny kształt.  
— Może i masz rację, ale teraz jej nie założę, bo jest cała mokra — stwierdzam, widząc, iż duża część materiału przemokła.
               Blondyn nagle przerywa pracę.
— Fakt… – Zagryza dolną wargę. – A półnagi do nich pewnie nie wrócisz. – Skupia oczy na moim torsie.
— No zgaduj — parskam, odwracając wzrok.
— Rzeczywiście masz tatuaż. – Nawet nie spostrzegam, jak jego dłonie lądują na moim podbrzuszu.
               Automatycznie unoszę jedną brew, nic nie mówiąc.
— Nie rozumiem, co jest tu napisane — mówi Ryou.
— To łacina — wyjaśniam. — „Cisza jest najpotężniejszą formą krzyku.”
— Wygląda nieźle.
               Chłopak nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. Ponownie robi tę swoją specyficzną minę, która działa na mnie w dość wyjątkowy sposób. Wyjątkowo niepokojący, rzecz jasna.
— Znów jesteś czerwony — szepcze zdziwiony.
               Nic nie dodaję. Jestem równie zaskoczony, co on.
— Zwykły dotyk działa na ciebie w taki sposób?
— Nie chodzi o dotyk, a fakt, że nigdy nie piję, a tutaj wlałem w siebie całą szkalnkę niemal od razu. – Nie przerywam kontaktu wzrokowego. Zamiast tego uśmiecham się przebiegle. – Nie myśl sobie, że mój wygląd to twoja zasługa. Takie pierdoły na mnie nie działają.  
               Teraz to Ryou reaguje zdziwieniem. Szybko jednak zmienia swój wyraz, dodatkowo wybuchając śmiechem.
— No tak. Poszalałeś z tą dziewczyną — parska. — Nie spodziewałem się tego po tobie.
— Nie spodziewałeś? — powtarzam, krzyżując ręce. — Ryou, ty mnie nawet nie znasz. Niby czego możesz się po mnie spodziewać? — Unoszę jedną brew.
               On jednak nie odpowiada. Zamiast tego spuszcza wzrok, ściągając z twarzy uśmiech.
— Przyniosę ci bluzę.
               I wychodzi, zostawiając mnie samego.
               Wraca po chwili, niosąc mi bluzę, która jest nieco za duża, ale nie narzekam. To albo robienie za suchoklatesa. Wyciskam mokrą koszulkę na tyle mocno, że nie kapie już z niej woda, a następnie wracam do reszty. Nie chce mi się tu dłużej siedzieć. Żegnam się i wychodzę, zostawiając Ryou z moją byłą.

              

               Po zjedzeniu małej kolacji i wypiciu szklanki wody idę do siebie. Łapię za książkę, którą chcę szybko skończyć, następnie oddając się lekturze. Po kilkunastu minutach w moim pokoju pojawia się o dziwo trzeźwy blondyn. Wchodzi do środka bez słowa i siada na obrotowym krzesełku, po czym wzdycha głośno i dosadnie. Ze znużeniem odkładam książkę na bok, mimochodem kierując spojrzenie na jego twarz.
— Przyszedłeś tutaj, by pomyśleć o sensie istnienia?
— Też. – Śmieje się. – Ale bardziej interesuje mnie powód, przez który zerwałeś z Yuri.
— Że co?
               Automatycznie zrywam się do siadu, nie odrywając spojrzenia od jego mylnej twarzy.
— Skąd wiesz, że to moja była? — pytam.
— Rozmawialiśmy trochę.
— Aha. — Marszczę brwi. Dobrze wiedzieć, że tamta wariatka ucina sobie pogawędkę z obcnym kolesiem na temat innego kolesia, z którym nic ją nie łączy. — To chyba przez brak zainteresowania. Z każdą tak było.
— I sypiałeś z nimi, mimo iż cię nie interesowały?
               Baranieję
— Przepraszam bardzo, ale ile szczegółów ona ci zdradziła? — pytam z niesmakiem.
— Trochę. — Zadziera głowę do góry, finalnie łącząc ze mną spojrzenia.
— Seks jest normalną rzeczą w związku. Niezbyt rozumiem ten wywiad i szczerze mówiąc nie mam zamiaru niczego kontynuować.
               Ryou rozdziawia buzię, dodatkowo ściągając brwi.
— Stałeś się taki z mojego powodu?
               Na całe szczęście zachowuję obojętność.
— Może. Kto wie. – Odwracam wzrok. – Nawet jeśli, to co?
               Szelest uświadamia mnie o zmianie położenia blondyna.
— Wiem, że przeprosiny nie wystarczą, ale naprawdę… żałuję tego wszystkiego.
               Po tych słowach, zamykając za sobą drzwi. Znowu zostaję sam, tym razem z małym mętlikiem w głowie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FOOLS

Fools - 19