Posty

Fools - Epilog

Podciągam rękawy koszuli do samych łokci, głęboko wzdychając. Odchylam się na stołku, a drżące dłonie kieruję na klawiaturę, by następnie utworzyć za ich pomocą głęboki, przyciągający uwagę dźwięk, będący wstępem do mojej prywatnej historii. Melodii, która jest najprawdziwszym odbiciem mojego wnętrza. Wciąż popełniam błędy — nic dziwnego, skoro od paru lat grałem beztrosko, nie myśląc o pianinie na poważnie. Teraz, mając u boku czepialskiego Klemensa, zaczynam rozumieć, jak wielkie zaległości sobie narobiłem, rezygnując z nauki pod okiem osoby z imponującym doświadczeniem. Pewnie trochę minie, zanim nabiorę właściwej wprawy i stabilności i, co najważniejsze, rzucę się na pierwszy pokaz, na który Klemens za wszelką cenę chce mnie wysłać. On również uważa, że mam w sobie coś wyjątkowego — element, który nadaje mojej muzyce charakterystyki. Czegoś, co sprawia, że wiadomo, iż to właśnie m o j a melodia. Nasze ponowne spotkanie to ogółem niezły zbieg okoliczności. Pojech

Fools - 20

Nareszcie nadchodzi taki poranek, w którym nie czuję zbyt intensywnego wywrotu w żołądku, gdy spotykam się twarzą w twarz z ojcem, choć nie zaprzeczę — wciąż jestem spięty i bardzo zdenerwowany. Dziwne, gdybym nie był, skoro przez ostatnie lata żyłem pod ciągłą presją i przez cały ten czas widziałem ojca w złym świetle. Niezależnie od pory dnia dostrzegałem wokół niego ciemną aurę, która mnie ostrzegała, że pożałuję, jeśli powiem choćby słowo o tej przeklętej orientacji. Dodatkowo sposób, w jaki wraz z Lucy się wypowiadał o rzeczach związanych z moimi obawami, zadziałał na mnie wyjątkowo dotkliwie: wniknął w moją psychikę do tego stopnia, iż w pewnym momencie byłem wręcz przekonany, że orientacja już na zawsze będzie moją małą tajemnicą. I wprawdzie byłaby, gdyby nie tamta impreza. Gdybym wówczas został w domu, nikt nawet nie wysunąłby wobec mnie podejrzeń. Ba! Gdybym tylko wtedy nie wszedł do łazienki, przez następne tygodnie mógłbym spać spokojnie. Aż dziw bierze, że tak pro

Fools - 19

Mój oddech jest nierówny, a spojrzenie zamglone, najpewniej przez zbierające się w oczach łzy. Tracę poczucie rzeczywistości i już dłużej nie wiem, czy to wszystko ma miejsce naprawdę, czy może jest nieoczywistym snem. Chcę coś zrobić — cokolwiek: ruszyć się, odetchnąć czy choćby westchnąć, a jednak nie mogę, gdyż każdy zamiar gaśnie, nim zdąży dojść do skutku. To nie była prosta, nic nieznacząca gra. Owa melodia miała większą wartość, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać; była moim pośrednim zwrotem do ojca, uwagą, a nawet uświadomieniem, że mimo wszystko wciąż jestem tą samą osobą, tym samym chłopakiem, który potrzebuje wsparcia i stabilizacji. Jednocześnie coś we mnie uległo zmianie, niewielkiej bo niewielkiej, ale w każdym razie j a k i e j ś, co już jest sporym sukcesem i powodem do zadowolenia. I o tym też pragnę powiedzieć — o wszystkich trudnościach, przez jakie przeszedłem, a także zmianach, które udało mi się zarejestrować. Chcę po prostu sprawić, aby ojciec przestał w

Fools - 18

Moja melodia ma w sobie coraz więcej charakteru — czuję to za każdym razem, kiedy oddaję się temu magicznemu porywowi i po wszystkim widzę w oczach słuchających nutę zadumy. Początkowo nie wiedziałem, co chcę osiągnąć dzięki tej melodii — wprawić widownię w zadowolenie? Smutek? Żal? Nie mogłem się określić i błądziłem między emocjami, między założeniami, w wyniku nie dochodząc do niczego konkretnego. Ale wtedy zagrałem przed Timoteo i zobaczyłem w jego oczach ten podziw, ten charakterystyczny błysk, z którym spoglądał w dal tamtego dnia, kiedy odpłynąłem przy fortepianie i zagrałem coś, czego nie potrafię określić do tej pory. Dzięki temu zrozumiałem, że chcę, aby ludzie reagowali podobnie — by poczuli się poruszeni na swój specyficzny sposób, by zaczęli rozmyślać nad czymś, co na pierwszy rzut oka nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Chcę, by ta melodia budziła ukryte zmysły i pragnienia; aby wprawiała słuchającego w czystą zadumę. Być może powoli zbliżam się do celu. Gdy zrozum

Fools - 17

Kolejne dni mijają jednym tempem, jednym schematem. Wszystko idzie jednolicie i bezproblemowo. Rano szkoła, po południu spotkanie z Timo bądź wizyta w salonie gier z własnym pomagierem do bicia kretów — to znaczy z Phillipem. Następnie nadciąga wspólna kolacja z mamą; kontrola, czy kobieta oby na pewno ma się dobrze. Między tym wszystkim pojawiają się chwile prywatności, które poświęcam na grę i przemyślenia. Gdy usłyszałem od mamy, że ojciec prawdopodobnie też przyjdzie posłuchać naszego występu (o ile wreszcie się na niego zdecydujemy), dostałem jakiegoś dziwnego kopa energii; dotknęło coś specyficznego — jakby nadzieja na lepsze jutro, która jakiś czas wcześniej zaczęła maleć i zanikać, nagle odrodziła się w pełni i na nowo złapała mnie za serce. Gdzieś w odmętach świadomości słyszę melodię — niewyraźną, bardzo odległą i wątpliwą, ale z drugiej strony przyciągającą, zmysłową. Jest niczym nieoszlifowany diament; wręcz prosi się, abym nad nią popracował, abym uczynił ją tym pięknym

Fools - 16

Chłodne powietrze muska mnie po nosie, szczypie i tarmosi jego czubek. Nie wziąłem ze sobą szalika i żałuję, bo najchętniej ukryłbym twarz w wełnianym materiale i odetchnął z ulgą. Ale spokojnie, jakoś to zniosę i doczłapię się do celu. Lucy maszeruje tuż obok, stukając twardym obcasem w zmarznięty asfalt. Jej twarz jest nieco spięta, a oczy zamglone. Powolnym ruchem odgarnia czarne fale za ucho, zerka na mnie z ukosa. Rozciąga usta w mikroskopijnym uśmiechu, co natychmiast odwzajemniam. — Powiem dzisiaj Karen. — Spuszcza wzrok, markotnieje. — Im dłużej będę zwlekać, tym cięższe będzie przyznanie się do prawdy. A nie mogę tego zostawić dla siebie. Karen... zawsze była fair wobec mnie. Jestem jej winna prawdę. — I przeprosiny — dodaję półszeptem, unosząc jedną brew. — Tak. I przeprosiny. Nie mówi nic więcej. Ma wiele na głowie i naprawdę to rozumiem. Wprawdzie cieszę się, że Lucy czuje się winna przez to, co zrobiła tej dziewczynie. Karen spotyka się z Tonym od dawna, j