Pożądana krew - 14

               Chłopczyk pochylił się nad przyjacielem, lekko cmoknął go w czubek nosa; nie chciał już dłużej patrzeć na jego łzy i zaróżowione policzki, a także nie był w stanie więcej słuchać jego roztrzęsionego głosu. Noah źle znosił spór rodziców; bał się, że któreś z nich w końcu wyjdzie z domu i już nie wróci. Wizja ta wywoływała u niego dreszcze, a także poważny ścisk w piersi, co automatycznie przechodziło na Seta, gdy tylko ten widział, w jakim stanie był jego przyjaciel.
               Cmoknięcie w nos zawsze działało na niego uspokajająco, dlatego Seth praktykował tę metodę za każdym razem, kiedy Noah był na granicy i wręcz potrzebował bliskości drugiej osoby. Seth był przy nim zawsze.
               Z a w s z e.
               Za wyjątkiem tamtego dnia.
***
               Seth nie mógł przestać myśleć o swoim ojcu, o tym, że mężczyzna był przez cały czas z Noahem, a jednak żaden z nich nie dał znaku życia przez sześć długich lat. Miał tak wiele pytań, tak wiele teorii, a odpowiedzi czy wskazówek — brak. Nawet nie wiedział, od czego powinien zacząć. Ba!, nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby to zrobić, bowiem za każdym razem, kiedy tylko skupiał uwagę na tej znajomej twarzy, jego myśli przysłaniały mrok i przykra niewiedza.
               Do wypadku doszło, kiedy chłopcy mieli po niecałe dwanaście lat. Noah stracił tyle krwi, że został uznany za martwego, gdy poszukiwania jego ciała nie zaowocowały niczym konkretnym. Nikt nie wierzył, że dziecko mogłoby przeżyć po takich ranach. A jednak stało się — Noah pojawił się na nowo po upływie sześciu lat, na dodatek w pełni zdrów, w pełni sił; wyrósł, zmienił się i ta rzecz dobijała Seta najmocniej.
               Wiedział, że to już nie był ten Noah, ten beztroski dzieciak, który był mu najbliższą osobą.
               Ta świadomość ściskała go za serce w równie mocny sposób, co wtedy w przeszłości, kiedy widział, jak jego przyjaciel cierpiał przez kłótnie rodziców. Czuł się oszukany, a nawet zdradzony, choć nie rozumiał tych myśli; wprawdzie nie nadążał za samą sytuacją. Mimo że poniekąd zdążył uwierzyć w istnienie wampirów, a także zrozumiał, iż Uroboros jest niebezpieczne, tak nie mógł pojąć, jakim cudem Noah przeżył. Bo nie powinien; gdy Seth był dzieckiem, nie rozumiał, dlaczego Noah został uznany za martwego, choć jego ciało nigdy nie zostało znalezione. Z czasem zaczął pojmować, że choć chłopak się nie odnalazł, to jednak stracił mnóstwo krwi, był ciężko ranny i już wtedy ledwo oddychał. Nie było nawet możliwości, aby to przeżył. I Seth w pewnym momencie przyjął tę wiadomość do świadomości.
               Teraz najwyraźniej los postanowił zaśmiać mu się prosto w twarz, doprowadzając do podobnego spotkania tej dwójki.
               A Seth, mimo iż dawniej wręcz marzył o tym momencie, nie potrafił się cieszyć.
               Nie mógł.
               Na pewno nie po tym wszystkim, przez co przeszedł.
***
               Uroboros było niebezpieczne i zagrażało — Seth bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę; doświadczył ich brutalności i bezwzględności na własnej skórze. Mniej więcej dlatego nie stawiał się, kiedy zarówno Jane, jak i Vior wpadli na pomysł, aby zniknąć z miasta i ukryć się, aby przeczekać moment niewiedzy i w spokoju pozyskać niezbędne informacje. Seth musiał się dowiedzieć, kim tak właściwie byli ci ludzie i czego od niego chcieli. John wygadał się, że sprowadzenie go do bazy było rozkazem od kogoś z góry, ale ta informacja kompletnie niczego nie zdradzała — ani motywu, ani konkretnego celu. Ktoś się po prostu na niego uparł, ktoś chciał go sprowadzić; ta osoba najwyraźniej dobrze wiedziała, że wewnątrz chłopaka coś siedzi, bo przecież John w pierwszej minucie ich spotkania zaatakował go nożem, zostawiając na skórze dość płytką ranę, która natychmiast się zagoiła.
               Ale dlaczego? Skąd ktokolwiek miałby wiedzieć o chłopaku i o tym, co prawdopodobnie wewnątrz niego spoczywa? Dlaczego jakaś nieznajoma mu osoba wiedziała o nim więcej, niż on sam?
               — Vior? — Seth odsłonił twarz, do tej pory zakrywaną przez dłonie, i nawiązał kontakt z wampirem, krzywiąc się nieco.
Chłopak potrzebował spokoju, dlatego na moment zaszył się w swoim pokoju. Wymagał jednak opieki, dlatego nie zezłościł się, kiedy w pomieszczeniu pojawił się Vior, niosąc za sobą pewnego rodzaju ukojenie. Choć mężczyzna był wampirem — czyli czymś, co nie powinno istnieć — to jednak był prawdziwy. Dzięki niemu Seth wiedział, że to wszystko było jak najbardziej realne, rzeczywiste; brunet nadawał wydarzeniom autentyczności.
               — Tak? — Usiadł obok chłopaka, uważnie badając jego reakcję. Nie był pewny, jak Seth zareaguje na tę bliskość. Chłopak na szczęście nie spanikował, nie odsunął się. Był zbyt zamyślony, wręcz roztargniony.
               — Od jak dawna… znasz Noaha?
               Mężczyzna westchnął cicho, mrużąc oczy.
               — Naprawdę niedługo. Pojawił się w moim domu jakiś czas temu. Powiedział o Larku, o Uroboros. O tobie. — Pokręcił głową bezradnie; jego gesty były szczere i Seth nie wątpił w ich autentyczność. — Ale żaden z nas nie wiedział, gdzie cię szukać.
               Seth niemalże skrzywił się na te słowa. Świadomość, że Noah nie miał bladego pojęcia o jego pobycie, o tej przeprowadzce do Mysterious Rises i wprawdzie całym jego życiu, dobijała go jak diabli. W końcu ci dwaj niegdyś byli najlepszymi przyjaciółmi i wiedzieli o sobie wszystko, znali swoje kryjówki i schronienia. A teraz? Teraz… nic nie było wiadome.
               Czasy najwyraźniej się zmieniły.
               Oni się zmienili.
               — Czy on teraz… też jest taki? — spytał Seth tępym głosem, patrząc gdzieś w przestrzeń.
               — Taki? — Vior lekko ściągnął brwi. Nie powtórzył tego, bo poczuł się urażony, a dlatego, bo nie miał pewności, czy dobrze zrozumiał samo pytanie.
               — Jak ty. Silny. Nieśmiertelny. Taki… zimny i odległy.
               Ciężkie słowa zawisły w powietrzu, atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej.
               — Przykro mi, Seth.
               To było niczym gwóźdź do trumny. Seth miał chęć parsknąć z rzekomym rozbawieniem, a jedynie zaczął kasłać, gdyż uparcie stojąca w gardle gula nie mogła pozwolić mu na nic innego. Noah naprawdę był jednym z nich — wampirem. Stał się tym, kto wprawdzie odebrał mu życie; tym, kto wyssał z niego człowieczeństwo i energię.
               Noah stał się tym, kto odebrał Setowi najlepszego przyjaciela.
               — Jak to możliwe? — Pytanie, choć mogło zdawać się retoryczne, tak naprawdę padło z ust Seta z pełną świadomością; chłopak chciał wiedzieć, jak to się stało, że Noah tak wydoroślał, mimo że do jego śmierci doszło parę lat temu. — Czy to w ogóle jest możliwe?
               — Nie wiem, Seth. Nigdy nie spotkałem się z podobnym przypadkiem.
               — To takie nieprawdopodobne. — Westchnął, spuściwszy głowę. — Dlaczego dopiero teraz? Po tych wszystkich latach? — Pytał sam siebie, nie oczekując ani zbawienia, ani litości Viora tudzież jego pomocy.
               Chwilowa cisza nie ciążyła żadnemu z nich; Seth potrzebował jej równie mocno, co tlenu czy przydatnych informacji. Jak jednak powinien poradzić sobie z coraz bardziej narastającą presją? Z niewiedzą i kolejnymi pytaniami? Z obawami, z błędami i nieustającymi zderzeniami myśli? Gdy uznał, że zaczął sobie wszystko układać, rozczarowanie spadło z nieba niczym grom, na nowo rozbijając pierwsze zalążki spokoju.
Los go nienawidził. Los z niego kpił i się nim bawił.
A Seth, zdawało się, powoli zaczynał odwzajemniać tę pogardę.
               — Daj sobie czas. — Głos Viora był cichy, ale stabilny. Wyciągnął Seta z głębin mętliku. — Rozumiem, że chciałbyś już teraz poznać każdą odpowiedź i zrozumieć każdą rzecz, ale tak się po prostu nie da.
               — Nie rozumiesz. — Seth był bezradny i nawet nie miał siły, by spojrzeć na Viora w celu ujawnienia przed nim choć odrobiny tego niezrozumienia. A bardzo chciał pokazać drugiej osobie, jak paskudnie się czuł. — On był dla mnie jak brat. Gdy zginął tak nagle… po prostu nie mogłem się z tym pogodzić. Ale z czasem zacząłem rozumieć, że jego już nie ma. Uwierzyłem w to. Uwierzyłem w wersję powtarzaną przez innych. W ten pieprzony atak dzikiego zwierzęcia. W niefortunny wypadek. Uwierzyłem w to wszystko, choć nie chciałem. Ale tak było najłatwiej. Tak było najprościej i najszybciej. — Zaśmiał się krótko, z nutą paniki i zażenowania; jego twarz poczerwieniała ze złości, a dłonie uformowały się w pięści. — I pojawia się teraz. T e r a z. Po upływie sześciu lat. — Parsknął z nutą bólu. — A te wszystkie kłamstwa, które bezustannie sobie wmawiałem, nagle uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. — Wyrzucił ręce w powietrze energicznym ruchem. Nagle zapaliło się w nim coś niespodziewanego. Niekontrolowanie spojrzał Viorowi w oczy, rozciągając usta w panicznym uśmiechu. Bał się tego, co ostatnie wydarzenia z nim wyczyniały; nienawidził tego, jak to wszystko nim poniewierało. Miał już tego dość. Chciał spokoju i powrotu do przeszłości, ale to było niemożliwe. Wiedział o tym, miał tę świadomość. Mimo to nie mógł się pozbierać i stawić czoła rzeczywistości. Nie potrafił. —  Jak ja mam dać sobie czas? Jak mam odłożyć myśli na bok?
               Vior nie był w stanie udzielić odpowiedzi na żadne z tych pytań. Seth trafił w punkt i wampir, choć również stracił kogoś, kogo szczerze kochał, nie mógł tak po prostu postawić się w jego sytuacji, wejść w jego umysł i wnętrze i poczuć te wszystkie emocje, które nim targały niemalże od samego początku.
               A może Seth tak naprawdę nigdy nie wyrzucił z głowy z przykrych wspomnień? Nuż te wszystkie kłamstwa, które sobie wmawiał, by zostawić przeszłość za sobą, jedynie stwarzały pozory spokoju i ukojenia, a w rzeczywistości z każdym dniem rosły w siłę i teraz ta potęga przebiła się przez barierę wzmacnianą przez sześć długich lat?
               Ten dzień w końcu nadszedł.
               I Seth nie miał innego wyjścia — musiał stawić czoła tej cholernej, przytłaczającej rzeczywistości.
               M u s i a ł.
               — Kiedy chcecie wyjechać? — spytał jakby od niechcenia, ponownie zasłaniając twarz. Dopiero dzięki temu spostrzegł, jak jego dłonie drżały, choć siedział spokojnie; czuł chłód bijący od opuszków. — Już jutro, tak?
               — Tak. — Vior skinął głową, mimo że wiedział, iż Seth tego nie zobaczy. — Dlatego powinieneś się przespać. Odpocząć.
               — Nie mogę. — Zagryzł wargę zbyt mocno i nagle, bo momentalnie w jego ustach rozniósł się metaliczny posmak. Zignorował jednak ten fakt i odsłonił twarz, znów patrząc na Viora; tym razem jego oczy błyszczały pewnością i determinacją. — Nie wiem, kiedy wrócę. Nie wiem, ile zajmie nam siedzenie w ukryciu. A jest coś… Jest ktoś, z kim muszę porozmawiać.
               — Porozmawiać?
               — Mój kolega ze szkoły, Liam, był w centrum tego zamieszania. Człowiek z Uroboros groził mu bronią. Na pewno jest w szoku, a ja… muszę się z nim zobaczyć.
               Vior nagle jakby spoważniał; z jego oczu uleciało całe współczucie, ustępując miejsca gotowości. Kojarzył imię tego chłopaka i pamiętał, że Seth kiedyś poprosił go, aby przed nim i jeszcze jedną dziewczyną pokazał swoją prawdziwą naturę. Seth twierdził, że ci dwoje zasługiwali na prawdę, czego Vior do końca nie podzielał, ale zgodził się, bo zależało mu na zaufaniu Seta.
               — Jesteś tego pewien?
               — Co? — Seth ściągnął brwi, a wargi lekko rozchylił. Nie wiedział, o co wampir tak właściwie pytał.
               — Jesteś pewien, że musisz się z nim zobaczyć?
               — Oczywiście. — Zirytował się. — Przeze mnie został w to wplątany, był w niebezpieczeństwie…
               — Właśnie. — Vior przerwał młodszemu; jego głos nabrał chłodu i dystansu. — Jesteś więc pewien, że to dobry pomysł? Skoro z twojego powodu przeszedł przez piekło, uważasz, że będzie chciał się z tobą widzieć?
               — Co ty mówisz? — Seth poczuł się jeszcze bardziej zmieszany i wytrącony z rytmu. Nie rozumiał Viora, jego postawy i tego napięcia, ale mimo wszystko nie mógł się na niego złościć, nawet jeśli jego słowa były coraz bardziej ofensywne. — Dlaczego miałby nie chcieć mnie widzieć?
               — Bo najpewniej będziesz mu się teraz kojarzyć z tamtym dniem.
               Zaskoczenie łupnęło Seta w tył głowy, a pustka na moment przysłoniła jego myśli. Tamten dzień. T a m t e n. Nie wiedzieć czemu, od razu zaczął myśleć o wypadku sprzed sześciu lat; gdzieś w oddali dostrzegł park i falujące na wietrze gałęzie krzewów. W jednym miejscu błysnęła krew, powoli sącząca się z rozdrapanego gardła małego chłopca. Płytki oddech, łzy w oczach, a spojrzenie puste i pełne dystansu, jak…
               Jak teraz.
               Niemalże podskoczył w miejscu, gdy Vior położył na jego ramieniu zimną dłoń; po jego plecach automatycznie przemknęły równie lodowate dreszcze.
Noah też był teraz taki. Taki zimny i odległy.
               Vior zaczął żałować swoich słów. Nie chciał całkiem zniszczyć Seta, a przekazać mu, że jeśli pójdzie do kolegi, który prawdopodobnie wciąż jest w szoku, spotka się z jeszcze większym rozczarowaniem. Nie mógł pozwolić, aby chłopak zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Jak miał jednak na niego wpłynąć, kiedy ten był taki uparty i impulsywny? Do samego końca wierzył, że będzie dobrze. Chociaż Vior tak naprawdę nie miał pojęcia, czy chłopak rzeczywiście miał tę nadzieję, czy po prostu wmawiał sobie wygodne kłamstwa. Nie potrafił go rozszyfrować.
               Ale Seth zaczynał to rozumieć, bo sam przechodził przez identyczną sytuację. Wystarczyło, że gdzieś usłyszał imię N o a h, a przed jego oczami od razu pojawiały się najpaskudniejsze obrazy, jakie miał okazję ujrzeć w całym swoim życiu. Te sceny przysłaniały wszystkie pozytywne chwile, a to dlatego, bo tamten moment był ich ostatnim wspólnym wspomnieniem.
               Seth jednak nie chciał, aby Liam przechodził przez to samo.
               Nie mógł pozwolić, aby  t a m t e n  d z i e ń  przysłonił wszystkie dobre sytuacje.
               — Jestem pewien — powiedział, a jednak w pewnym sensie zwątpił, czy to oby na pewno prawda.
               W końcu lubił się okłamywać. Prawdopodobnie aż za bardzo.
               Mimo to zerwał się z miejsca i ruszył ku spotkaniu z przyjacielem.
               A Vior? Vior nawet nie zamierzał go zatrzymywać. Seth najwyraźniej potrzebował tego zawodu, aby wreszcie zrozumieć, że kłamstwa prędzej czy później zaczną go wyniszczać.
               Bo w końcu nie ma lepszego nauczyciela od życia.
***
               Liama nie było w domu i gdyby nie mama chłopaka, Seth tak naprawdę nie wiedziałby, gdzie go szukać. Okazało się, że ostatnie dni spędzał u Susan; podobno nie potrafił wysiedzieć we własnym pokoju i zachowywał się dość nietypowo, wręcz paranoicznie. Żołądek Seta nie zareagował zbyt dobrze na te informacje. Chłopak na całe szczęście dotarł do domu znajomej w jednym kawałku, podobnie z jego wnętrznościami.
               Z zawahaniem zadzwonił do drzwi, czekając chwilę na ich otwarcie.
               A gdy w progu w końcu stanęła Susan, Seth nawet nie wiedział, co powiedzieć, bo spojrzenie dziewczyny zdradzało, że chłopak nie był u niej mile widziany. Nagle pomyślał o słowach Viora, o jego ostrzeżeniu i pytaniu, czy jest przekonany do pomysłu spotkania się z chłopakiem, który przez niego niemalże zginął.
               I niestety… Wampir miał rację.
               To nie był dobry pomysł.
               — Jak on się trzyma? — Mimo wszystko nie mógł się powstrzymać.
               — Źle. — Susan była cała spięta i z trudem spoglądała Setowi w oczy. Nie chciała go tak traktować, ale musiała. Liam był dla niej ważniejszy, na jego zdrowiu zależało jej bardziej. A skoro za ten uszczerbek na psychice odpowiadał Seth, świadomie czy nie, nie mogła udawać, że nic się nie stało. — I nie wydaje mi się, że powinieneś tu być.
               — Dlaczego nie? Chcę wiedzieć, jak się trzyma. Chyba mam do tego prawo? — Jego głos był pełen bólu i zawodu. Prawdopodobnie do samego końca wierzył, że Susan odpuści i pozwoli mu się zobaczyć z Liamem.
               — Bo nie jest z nim dobrze, Seth! — Niekontrolowanie podniosła głos; chłopak był przekonany, że ten wrzask usłyszeli wszyscy domownicy. — Nie wiem, co jest grane i dlaczego tamci ludzie mu grozili, ale to się stało z twojej winy! — Westchnęła głęboko, gryząc wargę. — To przez ciebie oni tutaj przyszli. Gdyby nie ty, nic takiego nie miałoby miejsca. Nie obchodzą mnie twoje powiązania z tymi popierdoleńcami. Nie zamierzam o nic pytać, bo to nie moja sprawa. Dziękuję, że pokazałeś mi prawdę, bo teraz przynajmniej wiem, co zabiło mojego tatę. Ale proszę cię, Seth. Zostaw nas w spokoju. Po prostu… odpuść.
               Mówiąc to, cierpiała, a te emocje były bardzo dobrze widoczne. I to bolało Seta najmocniej, bo chłopak miał świadomość, że Susan powiedziała to dla dobra ich wszystkich.
               — To zaczęło się w chwili, gdy się tutaj pojawiłeś. Dlatego… proszę, trzymaj się od nas z daleka.
               I zamknęła drzwi, nie czekając na odpowiedź. Nie zniosłaby tej presji, przez którą miała chęć się rozpłakać. Wiedziała, że jej słowa zniszczyły Seta, ale musiała to zrobić, jeśli chciała zadbać o bezpieczeństwo swoje i tych, na których zależało jej najmocniej. Nie mogła stracić kolejnej osoby.
Nie miała innego wyjścia. Została jej tylko jedna opcja — poświęcenie czegoś, a raczej kogoś.
              
               Seth nie mógł ruszyć się z miejsca. W jednej chwili pomyślał o swoim przyjeździe i pierwszym wypadku, który niemalże wydarzył się tuż na jego oczach. Nieważne, od której strony na to spoglądał, śmierć Lily była niedorzeczna i zbyt nagła. A ten późniejszy wypadek w barze? Też doszło do niego, kiedy Seth był w pobliżu. I może mu się przywidziało, ale był pewny, że wtedy gdzieś dostrzegł symbol przedstawiający węża zjadającego własny ogon — Uroboros — a także chłopaka, który był uderzająco podobny do Aidena. Seth wówczas widział tylko jego tył, ale teraz, gdy wszystkie elementy zaczęły łączyć się w całość, chłopak zaczął rozumieć, że to wszystko było tak naprawdę zaplanowane i rzeczywiście ten paskudny ciąg nie zacząłby się, gdyby nie on i jego przeprowadzka do tego miasteczka.
               To wszystko wydarzyło się z jego winy.
               Gdyby nie on, nic… nic podobnego tak naprawdę nie miałoby miejsca.
***
               Szedł powoli, włócząc nogami. Już rozumiał, przed czym ostrzegał go Vior; wiedział, w jakim celu wampir zadał te wszystkie pytania. Po prostu chciał przekazać Setowi, by ten zastanowił się dokładnie nad tą decyzją, by ją przemyślał i w finale się wycofał. Wówczas uniknąłby tego cholernego rozczarowania. Wtedy wciąż miałby szansę wierzyć, że gdy wróci, to zarówno Susan, jak i Liam przywitają go z szerokimi uśmiechami.
I choć to wyobrażenie byłoby absurdalnym kłamstwem, być może pomogłoby chłopakowi jakoś znieść czekające na niego chwile, które będzie musiał spędzić w ukryciu. A ta izolacja z całą pewnością w końcu zacznie mu ciążyć.

               Zadarł głowę, gdy znalazł się na terenie swojego domu. Żołądek opadł mu do kostek, gdy na ganku dostrzegł tę znajomą twarz, której właściciel nawet nie próbował na niego spoglądać, a na pewno zdawał sobie sprawę z jego obecności.
               Zdecydowanie głupio zrobił, wychodząc z domu.
               Postawił krok naprzód, a po nim kolejny; nie odrywał pustego spojrzenia od profilu tej bladej, odległej twarzy. I choć zbliżał się do chłopaka coraz bardziej, dystans między nimi nawet nie próbował drgnąć.
Zapewne byłbym tak bardzo zaskoczony, że jedynie stałbym w miejscu i na niego spoglądał. A następnie podszedł i mocno go uściskał, aby się upewnić, że to nie jakaś durna iluzja. Chyba właśnie tak bym postąpił.”            
               Uśmiechnął się drętwo na tę myśl.  
               Minął przyjaciela, wszedł do środka i zamknął drzwi z trzaskiem. Nie zareagował na głos Jane, na pytające spojrzenie Viora i własne pragnienie, by po prostu z kimś porozmawiać i się uspokoić. Poszedł prosto do swojego pokoju, rzucił się na łóżko i zakrył twarz poduszką, by nikt, nawet jego własny cień, nie dostrzegł ciężkich łez, jakie w jednej chwili pokryły tę zmarnowaną twarz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15