Shukuteki - 37
Łagodny
dotyk dłoni Yoon Jae działa na mnie równie kojąco, co cicha, delikatna muzyka
fortepianu. Od razu zamykam oczy i wyciszam umysł, w myślach błagając, aby czas
się zatrzymał. Tak bardzo mi tego brakowało, że teraz po prostu nie wiem, co
powiedzieć. Oczy Koreańczyka wciąż skrywają uraz, ale prócz tego dostrzegam w
nich również ulgę.
Nie
zasługuję na tę dobroć.
Chłopak
zaprasza mnie do środka. Po zaleceniu, abym usiadł na kanapie, znika gdzieś za
rogiem i wraca dopiero po paru minutach z dwoma kubkami. Kładzie parujące
naczynia na stole i siada co prawda obok mnie, lecz nie na tyle blisko, abym
mógł poczuć jego obecność. Zajmuje miejsce praktycznie na drugim końcu
siedzenia i nawet na mnie nie patrzy.
Układam
usta w linię. Z bólem godzę się z takim stanem rzeczy.
Z
a s ł u ż y ł e m s o b i e.
Uparcie
powtarzam sobie w myślach te słowa, próbując jakoś odreagować na własne
niezadowolenie.
Wreszcie
sięgam po napój, by zaraz po tym upić jeden łyk. Herbata wciąż jest gorąca, ale
już nie parzy w język. Mrużę oczy, wzdychając cicho. Wyobrażam sobie podobną
sytuację sprzed dwóch miesięcy, która mimochodem wywołuje niewielki uśmiech na
mojej ponurej twarzy. Siedzieliśmy z Yoon Jae dokładnie w tym samym miejscu i
przymierzaliśmy się do nocy gier. Skończyło się na tym, że zniknęliśmy w kuchni
na pewien czas, a gdy już wróciliśmy z herbatą i ciepłym jedzeniem – nie
mieliśmy najmniejszej ochoty na gry. Obejrzeliśmy wtedy jeden z nowszych
horrorów, It bodajże, a gdy film
dobiegł końca, wymieniliśmy się jedynie rozczarowanymi spojrzeniami i po prostu
poszliśmy spać. Jedyną dobrą rzeczą w ciągu tych dwóch godzin była właśnie
herbata – bo jedzenia nawet nie tknęliśmy.
Mamy
tak wiele wspólnych wspomnień…
— Żałujesz, że
mnie poznałeś? — pytam zupełnie bezmyślnie.
Nie
mija nawet sekunda, jak czuję na sobie przewiercający wzrok Koreańczyka.
— Zadaj mi
jeszcze jedno takie głupie pytanie, a obleję cię tą herbatą. Serio — mówi zrezygnowanym
tonem. Od razu śmieję się cicho, mimochodem spuszczając wzrok na trzymany w
rękach kubek. — Nie śmiej się. Ja nie żartuję.
Mimo
że przestaję się śmiać, na mojej twarzy nadal gości niewielki uśmiech. Ma dość
smutne zabarwienie. Chyba wszyscy wiemy czemu.
— Ale
poważnie, jak możesz o coś takiego pytać? — drąży, brzmiąc na kompletne
rozczarowanego. — Nie ma mowy, abym mógł tego żałować. Nawet jeśli na samym
końcu potraktowałeś mnie jak popsutą zabawkę, w dalszym ciągu jesteś dla mnie
kimś ważnym i mam z tobą aż za dużo dobrych wspomnień.
Martwi
mnie jedna rzecz.
Mimo
że chłopak trafia z określeniem, to po prostu boli.
— Nie chciałem
cię tak potraktować. — Zagryzam wargę.
— Ale to
zrobiłeś — zaznacza.
— To prawda. —
Mrużę oczy, a następnie zwracam się w
kierunku Azjaty. Spostrzegam, że przypatruje mi się z wyraźną niepewnością.
Teraz, kiedy nasze spojrzenia się spotykają, atmosfera znacznie gęstnieje. — To
prawda — powtarzam. Zaraz po tym przełykam gulę i odkładam kubek na stół.
Powoli wracając na swoje miejsce, wracam też do jego twarzy. — To tak od
wypadku, jakbyś jednak postanowił mnie oblać.
Kącik
ust chłopaka drga niemal niezauważalnie. Tuż po tym odwraca ode mnie swoje
spojrzenie i skupia się na bardzo interesującej ścianie. Na pewno go
rozśmieszyłem. Co za uparciuch.
— Nie wiem,
czemu do tego doszło — kontynuuję. — To wszystko jest popaprane.
Chłopak
śmieje się krótko. Naprawdę stęskniłem się za tym dźwiękiem. Czuję wewnątrz
nutę ekscytacji. Przełknąwszy ślinę, odchrząkam cicho. Nawet nie wiem, kiedy to
się dzieje, ale ten cały stres i niepewność jakoś ze mnie ulatują. A
wystarczyła chwila spędzona w towarzystwie chłopaka, aby to się wydarzyło.
Jak
mogłem przedtem tego nie zauważyć?
— Przez te
kilka tygodni śniłeś mi się codziennie — wspominam.
— Wow. —
Wywraca oczami.
Z
a s ł u ż y ł e m s o b i e. Z a s ł u ż y ł e m s o b i
e. Z a s ł u ż y ł e m s o b i
e.
Z
minimalną ilością nerwów w głosie kontynuuję.
— A jeśli nie
było cię w moim śnie, to wtedy w ogóle nie spałem. Początkowo twierdziłem, że
po prostu rzuciłeś na mnie jakąś klątwę i teraz po prostu musiałem jakoś przeczekać
ten nieciekawy okres. — Wzdycham. — Ale od kiedy ja wierzę w czary? No właśnie.
Coś było nie tak.
Kątem
oka zauważam, że twarz chłopaka poważnieje. Nadal spogląda gdzieś przed siebie,
lecz teraz w jego oczach nie ma tego zdenerwowania, co chwilę wcześniej. W
ciszy i skupieniu słucha tego, co mam mu do powiedzenia. Szanuję to.
— Wiesz... —
zaczynam niepewnie, spuszczając wzrok. Splatam ze sobą palce obu dłoni. — T a m
t e g o dnia tak naprawdę nie zasnąłem — mówię dość niezrozumiale, lecz mimo to
mam pewność, że chłopak rozumie mnie bez problemu. Dowodem jest panika, jaka w
mgnieniu oka zaczyna gościć na jego twarzy.
Mówiąc t a m t
e n dzień mam na myśli noc, w której przypadkiem dowiedziałem się o czuciach
jakimi Yoon Jae mnie darzy.
— Więc to
dlatego? — pyta, łącząc ze mną spojrzenia. — Dałeś nogę, bo w grę weszły
uczucia?
Nie
potrafię utrzymać tego kontaktu i napięcia. Znów skupiam się na własnych
dłoniach.
— Dałem nogę,
bo bałem się, że gdy wreszcie zdecydujesz się to powiedzieć, ja nie będę mógł
wyznać ci tego samego. A zdaję sobie sprawę, jak coś takiego może tobą
wstrząsnąć. — Nieznacznie zwężam powieki. — Nieważne jak dobrze mi z tobą było,
nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż temu wszystkiemu czegoś brakuje. Czegoś
kluczowego. Wmawiałem sobie, że to uczucie z czasem wyjdzie na powierzchnię, bo
ono przecież kwitnie wraz z biegiem czasu. Ale miesiące mijały, a ja wciąż nie
mogłem przyznać, że czuję do ciebie coś więcej. Znaczy, z całą pewnością uważam
cię za kogoś znacznie bardziej specjalnego, jak zwykłego przyjaciela, ale mimo
to wtedy nie mogłem powiedzieć, że cię kocham. To… nie było to. — Kręcę głową,
układając usta w kreskę. — Spanikowałem. Uciekłem, nawet nie próbując stawić
czoła problemom. Po zerwaniu powinienem poczuć ulgę. Zero smutku czy żalu. Ale
było zupełnie przeciwnie. Każdego dnia budziłem się bez humoru, a kiedy ty
jeszcze przestałeś pojawiać się w pracy czy na zajęciach, zacząłem się martwić,
że być może coś ci się stało. Próbowałem się skontaktować, ale ty nie
odbierałeś. To… było okropne. Poczucie winy powoli mnie zżerało, a tęsknota za
tym wszystkim zabijała. — Biorę duży wdech. — W pełni na to zasłużyłem. Każde
bolesne uczucie, jakiego doświadczyłem, w pełni mi się należy. Doskonale zdaję
sobie sprawę, że zawaliłem po całości i nie zdziwię się, jak nie będziesz chcieć
już mnie więcej widzieć na oczy, ale po prostu muszę ci to powiedzieć. — Powoli
uniosłem spojrzenie znad własnych dłoni, niepewnie skupiając się na twarzy
Koreańczyka, który postanawia zwrócić się w moim kierunku dokładnie w tym samym
czasie. W jego oczach tli się czysty szok. Coś jakby ła[ie mnie za serce, a
następnie mocno je ściska. Wykrzywiam twarz w lekkim grymasie bólu, lecz szybko
pozbywam się tej miny i nabieram trochę determinacji. — To z całą pewnością nie
wynika z przyzwyczajenia. Gdyby tak było, tęskniłbym tylko za twoim dotykiem. A
jest zupełnie inaczej. Stopniowo zaczęło brakować mi różnych rzeczy. Chwil, jak
wspólnie wylegiwaliśmy się w łóżku bez większego celu. Jak siedzieliśmy na
kanapie i oglądaliśmy różne głupie filmy, a później je krytykowaliśmy i
dawaliśmy jedną gwiazdkę, żeby ostrzec innych ludzi przed tym chłamem. —
Uśmiecham się lekko, zupełnie nieświadomy. — Spacerów, które prędzej czy
później kończyły się leniwym siedzeniem w którymś z naszych pokoi. — Na moment spuszczam
wzrok na jego rozchylone usta, lecz szybko powracam do oczu, w których zaczyna
gościć coraz więcej emocji. Wzdycham z niewielkim uśmiechem. Po moim ciele rozchodzą
się przyjemne prądy. Robi mi się ciepło i lekko. Nieświadomie mrużę oczy,
czując, iż moje powieki zaczynają robić się ciężkie. Nawet już nie wiem co plotę.
— Zacząłem tęsknić za twoim głosem, za tym melodyjnym śmiechem. Za twoimi
oczami i minami. Za samym ciepłem i bliskością, która wtedy była skarbem.
Zaczęło mi brakować całego ciebie. Nie tylko poszczególnych kwestii, a całości.
— Zaczynam czuć pieczenie pod powiekami. Już któryś raz tego dnia. — Teraz już
to wiem. — Przełykam ślinę. Dolna partia mojej szczęki drży. To ta chwila,
która obnaża całą moją osobę. Intymna i prywatna, ale przy tym szczera i w stu
procentach zamierzona. Powiedzenie tych słów, jeszcze niedawno, było dla mnie
wręcz nie do pomyślenia. Ale dzisiaj zdałem sobie sprawę z obecności tego
uczucia. Najwyraźniej objawiło się dopiero wtedy, kiedy coś straciłem. Cóż,
zrobi się niefajnie, kiedy nie uda mi się go odzyskać. Ale mimo to muszę
spróbować. — Zrozumiałem, że zacząłem czuć to wszystko, bo popełniłem błąd i w
pełni żałuję swojej decyzji. Gdyby mi na tobie aż tak nie zależało, nic podobnego
nie miałoby miejsca — śmieję się gorzko. — Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie
sprawę z najważniejszego. — Yoon Jae przygląda mi się z wyczekiwaniem, ale też dostrzegam
tę niepewność. — Z tego, że tak naprawdę cię kocham — wyznaję wreszcie, a wtedy
całe moje ciało ogarnia niepokój. Serce jak na komendę zaczyna bić szybciej, a
po całej twarzy rozlewa się fala ciepła. Żołądek skręca się w supeł, co
początkowo źle interpretuję. Dopada mnie myśl, że za moment zwymiotuję, ale gdy
już się schylam, zaczynam rozumieć, że to po prostu reakcja na nagłe i
niespodziewane wyznanie, które uderza we mnie falą dwukrotnie silniejszych
emocji. Przełykam ślinę i wracam na swoje miejsce. Nagle dopadają mnie stres i
strach. Nie potrafię spojrzeć chłopakowi w twarz, mimo że w głębi tego pragnę.
Czy naprawdę za to wszystko mogą odpowiadać tylko te dwa słowa?
Nagle
słyszę szelest.
— Ty… nie
żartujesz, prawda? — pyta wreszcie Koreańczyk. Posługuje się wyjątkowo
zszokowanym głosem. Gdy wreszcie zdobywam się w sobie i unoszę głowę, spostrzegam,
że nie bez powodu tak brzmi. Wyraz jego twarzy zdradza więcej niż tysiąc
słów.
— Oczywiście,
że nie — odpieram, stresując się jeszcze bardziej.
Dlaczego
dopiero teraz zaczynam odczuwać tę krępację…?
Chłopak
otwiera buzię, lecz zamiast coś powiedzieć po chwili ją zamyka i robi tak
jeszcze parę razy, zanim całkiem milknie i po prostu kręci głową. Roztrzepane
włosy falują na jego głowie, po chwili opadając w dużej mierze na czoło. Azjata
zagryza wargę, nawet na moment nie spuszczając mnie z oczu.
Nawet
nie wiem czemu, ale tak po prostu się uśmiecham.
I
zaraz po tym tak po prostu się zbliżam. Mrugam parę razy, niezbyt pewian, czy
dobrze robię, ale gdy nie wyłapuję żadnego sprzeciwu u Yoon Jae, zamykam oczy i
tak po prostu go obejmuję. Po moich plecach przechodzi — dla odmiany — ciepła
fala przypominająca dreszcze, przez którą mimochodem drżę, dodatkowo
zacieśniając uścisk. Oddycham z trudem, nie mogąc wyzbyć się tego dziwnego
ucisku z piersi. Tak cholernie bałem się tego momentu. Tego, że być może
zostanę odtrącony. Ale… chyba się udało.
I
przez to nie wiem co zrobić.
Szczęście
jakie odczuwam jest nie do opisania i nie potrafię go wyładować w żaden sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz