Pożądana krew - 11

               Trzask. Zgrzyt. Zderzenie.
               Aiden? Co tu robi Aiden?
               Seth zachwiał się, stracił równowagę. Ustał na nogach cudem, bezustannie spoglądając blondynowi w oczy — były błyszczące, niepewne i pełne strachu. S t r a c h u ? Niby przed czym, przed kim?
              Rozdziawił buzię, pragnąc spytać Aidena, co ten tutaj robi, ale słowa uwięzły mu w gardle, odmówiły wyjścia na powierzchnię. Ponownie poczuł się skołowany, być może za bardzo, bo w ciszy cofnął się do samego końca. Usiadł na krawędzi łóżka, spuścił głowę i splótł ze sobą palce obu dłoni.
               Dzień zaczął się zbyt spokojnie. Oczywiście, że w końcu coś musiało się wydarzyć.
               Zadarł głowę, niepewnie spojrzał na Aidena. Blondyn stał w tym samym miejscu, przyglądał się Setowi z nieodgadnioną emocją w oczach. Wahał się, lecz nastolatek nie mógł stwierdzić nad czym. N i e . Seth przede wszystkim nie mógł wymyślić powodu, przez który Aiden miałby stać tutaj — w centrum budynku zajętym przez ludzi z Uroboros.
               Nagle wytrzeszczył oczy, pomyślał o imprezie i rozmowie z Aidenem odbytej w łazience. Wówczas wampir wspomniał, że w chłopaku jest coś nietypowego, a sam Seth zdradził się, że wie o istnieniu wampirów; że wie, iż Aiden jest jednym z nich. Dodatkowo Aiden wspominał o Uroboros — mówił, że to niebezpieczni ludzie i trzeba na nich uważać. Seth przedtem nie zwrócił na to uwagi, ale gdy teraz wspominał tę rozmowę, kojarzył, że blondyn w tamtej chwili zachowywał się bardzo nienaturalnie. Był zbyt skupiony — zupełnie, jakby analizował każdą odpowiedź, jakby badał reakcję swego rozmówcy.
               Później pojawił się w szkole — w odnawianym budynku. Powiedział, że jest jedną z osób należących do grupy zza granicy. Seth uwierzył w te słowa. Nie miał żadnego powodu na ich podważanie. Teraz jednak nie był taki przekonany co do autentyczności tej historii. A jeśli Aiden był tam, by go obserwować?
               Cofnął się myślami do dnia, w którym przesiadywał w barze z grupą nowopoznanych osób. Przed tym, jak wszyscy klienci zostali wyproszeni, Seth widział wysokiego blondyna przy drzwiach. Chłopak stał tyłem i Seth wprawdzie miał go na oku tylko przez chwilę, ale mimo to jego intuicja wręcz wrzeszczała, że to dobre założenie — to był Aiden.
               Żołądek podszedł mu do gardła na wspomnienie t a m t e g o pocałunku.
               Automatycznie zaszedł na twarzy purpurą.
               — Trzymasz z nimi. — Ściągnął brwi, wkurzony. — Wkręcałeś mnie od samego początku.
               Aiden zareagował natychmiast.
               — Hej, nie wyciągaj takich wniosków. — Zrobił krok naprzód.
               Seth cofnął się, spłoszony inicjatywą jasnowłosego. Uniósł dłoń, nakazał tym gestem, aby blondyn się nie zbliżał. Był poważny.
               — Nie podchodź. — Przełknął gulę, prędko zeskanował twarz Aidena. Nie mógł z niej wyczytać żadnych konkretów. Blondyn wyglądał, jakby również przechodził przez ciężką chwilę.
               — Dobrze. Ale wysłuchaj mnie.
               Chwila ciszy. Nerwowe kołatanie serca. Nierównomierny oddech. Krople potu spływające po czole i karku. Seth przeżywał tę chwilę całym sobą. Zareagował zbyt emocjonalnie na widok Aidena. Chyba go polubił — prawdopodobnie aż za bardzo; do tego stopnia, że podświadomie zaczął mieć jakąś nadzieję, iż być może w przyszłości między nimi zrodzi się coś więcej.
               A teraz poczuł się tak bezsilnie, tak żałośnie, jakby przez cały czas naiwnie liczył na niemożliwe.
               Aiden odchrząknął.
               — Naprawdę cię lubię.
               Seth cudem powstrzymał się przed parsknięciem. Spojrzał na Aidena uszczypliwie, a wtedy cała złość wyparowała — w jednej chwili, w jednym momencie, nie znajdując na swej drodze żadnej przeszkody. Chłopak nie mógł przejść obojętnie obok tego spojrzenia.
               Oczy Aidena zdradzały wszystko.
               — Nawet nie wiem, od czego zacząć. — Wzruszył bezsilnie ramionami, pochmurniejąc. — Mam jednak nadzieję, że mnie zrozumiesz.
               Seth uniósł brew wyczekująco, przechylił głowę na bok. Serce przestało bić tak upierdliwie, oddech także powoli zaczął się uspokajać. Był gotowy na tę rozmowę.
               — Uroboros nie jest takie złe, jak ci się wydaje. Naprawdę. Wbrew stwarzanym pozorom są… — Ściągnął brwi, szukając właściwego określenia. — Jak wszyscy wokół. Mają swoje cele, swoje postanowienia. To oni pomogli nam, gdy nie mieliśmy niczego.
               — Nam?
               — Mnie i Lydii.
               Seth kojarzył rudowłosą koleżankę Aidena. To ona zagadała do niego jako pierwsza, a także była świadkiem tego niefortunnego pocałunku między nim a Liamem. Cudem powstrzymał się przed rozciągnięciem ust w uśmiechu — tym szczerym, rozbawionym.
               — Mówisz, że nie są źli. — Seth odchylił plecy, spojrzał na Aidena badawczo. — Dlaczego w takim razie jeden z nich groził mojemu przyjacielowi bronią?
               — John jest… — Uśmiechnął się blado, spuszczając wzrok.
               — Czemu z góry zakładasz, że o Johnie mowa?
               — A mylę się?
               — Niezupełnie — odparł Seth cicho. Mimo iż to Isaac tamtego dnia trzymał broń przy boku Liama, brunet powiedział, iż nie miał na to żadnego wpływu; wspomniał o metodach swego kompana. Teraz nawet Aiden z góry zakładał, że mowa o Johnie. Wnioski nasuwały się same. — Jak długo ich znasz?
               — Niedługo. Ale to nie ma znaczenia. — Pokręcił głową, zrobił pewny krok do przodu. Seth nie zareagował paniką. Pozwolił blondynowi zbliżyć się jeszcze bardziej. — Chcę ci powiedzieć, że nie masz powodu do obaw. To miejsce, ci ludzie — rozejrzał się po pomieszczeniu, wzruszył ramionami — zyskują po bliższym poznaniu.
               Seth zmrużył oczy badawczo. Dlaczego Aiden tak uparcie starał się go przekonać, wmówić mu, że Uroboros jest dobre? Nawet głupi nie wziąłby tych słów na poważnie. Ludzie być może zyskują po bliższym poznaniu, ale na pewno nie tacy, którzy grożą prawdziwą bronią, zastraszają, a nawet porywają.
               Jak niby tacy ludzie mają zmienić opinię na swój temat?
               Seth miał wrażenie, że to jakiś chory żart. Nie rozumiał, czego Aiden bądź John po nim oczekiwali. Że wkrótce zasiądzie z nimi do stołu, zacznie popijać herbatkę z uśmiechem na twarzy? Nie ma szans. Nie w tym życiu.
               — A ja — Aiden kontynuował, podchodząc jeszcze bliżej — mimo jasnego celu naprawdę cię polubiłem. — Kucnął tuż przed łóżkiem, na którym Seth siedział. — Poważnie.
               Nie kłamał — jego oczy zdradzały całą prawdę. Aiden był najprawdopodobniej po prostu bardzo wierny ludziom, którzy pomogli mu w biedzie, którzy wyciągnęli do niego pomocną dłoń, gdy był na skraju. Nic dziwnego, że był wdzięczny — Seth był w stanie to pojąć. Niestety on nie mógł powiedzieć tego samego o swojej sytuacji. Pierwszą styczność z Uroboros miał we własnym domu, a wówczas ci ludzie nie zrobili najlepszego pierwszego wrażenia. Nie mógł im zaufać. Nie potrafił.
               Aiden dodatkowo nie rozumiał ważnej rzeczy. Seth znalazł się tutaj wbrew własnej woli. Zaciągnięty siłą, zastraszony. Chciał wrócić do domu, bo właśnie tam czuł się pewnie i bezpiecznie. A aby tego dokonać, musiał…
               Wymusił uśmiech, chcąc wypaść przekonująco.
               — Jak mogę ci zaufać?
               — Spróbuj — szepnął, sięgając dłonią do ręki Seta. Splótł jego palce ze swoimi. Przechylił głowę na bok, zmrużył niebieskie oczy.
               — Naprawdę… nic mi tutaj nie grozi? — Jego głos był cichy i napięty, pełen wątpliwości.
               — Naprawdę. — Usta ułożył w kreskę, wolną dłonią sięgnął do twarzy Seta. Uśmiechnął się lekko, gdy szatyn nie odsunął się, a pozwolił mu na dotyk. — Będzie dobrze.
               Seth nawet nie chciał myśleć, przez co Aiden musiał przechodzić w przeszłości, skoro teraz uzasadniał porwanie „własnymi powodami” i próbował mu wmówić, że to jeszcze wyjdzie na dobre. Był zaślepiony Uroboros. Bez wątpienia.
               Prawdopodobnie czuł też coś do Seta — jakąś wieź, być może zauroczenie.
               Ale to dobrze.
               Chłopak poszerzył uśmiech, zmrużył oczy.
               — W porządku. — Zagryzł wargę, niepewnie pochylił się do przodu. Czuł mrowienie na skórze wywołane dotykiem Aidena; w pewnym sensie czuł pociąg do tego chłopaka. Wiedział jednak, że mimo wszystko musi mieć się na baczności i uważać.
               Oczy Aidena błyszczały, a chłodne dłonie łagodnie muskały Seta po skórze.
               — Więc nie jesteś żadnym turystą zza granicy?
               — Nie. — Zaśmiał się cicho, szczerze rozbawiony. — Usłyszałem o tym przypadkiem, a wtedy ty przyszedłeś. Musiałem coś zrobić, żebyś nie uciekł.
               — I zdecydowałeś się na pocałunek?
               — Hej, to ty mnie pocałowałeś! — Aiden znowu parsknął śmiechem.
               Seth przekręcił głowę, uśmiechnął się beztrosko.
               — Kiepski z ciebie obserwator, skoro nawiązujesz tak prywatny kontakt z celem.
               Pochylił się jeszcze bardziej, wkraczając na n i e b e z p i e c z n e terytorium. Zaciągnął się powietrzem, zagryzł wargę. Aiden automatycznie spoważniał, nerwowo zaczął błądzić oczami po twarzy Seta. Szatyn uśmiechnął się w duchu, poczuł pewnego rodzaju satysfakcję — jakby już wygrał. Skrócił resztę dzielącej ich odległości. I choć od początku wymuszał te radosne gesty, w chwili, gdy jego usta spoczęły na wargach Aidena, momentalnie poczuł się tak błogo i beztrosko, jakby naprawdę uwierzył w to miejsce, w tych ludzi.
               Pociągnął Aidena za rękę, zrobił mu miejsce.
               — Pokonać taki kawał drogi dla jednego chłopaka. — Seth łagodnie przesunął palcami wzdłuż piersi blondyna, bezustannie wpatrując się w jego niebieskie oczy.
               — Wcale nie aż taki spory. — Aiden pochylił się, musnął Seta w ucho.
               — Nie? — mruknął, przymykając oczy z zadowoleniem.
               Aiden nie odpowiedział. Przygryzł płatek ucha młodszego, jedną dłonią oparł się o materac.
               Był skory do rozmowy i Seth to wyczuwał, podejrzewał, że jeśli pociągnie go za język, dowie się jeszcze więcej o tym miejscu, o jego lokalizacji. Czuł się w pewien sposób winny, że wykorzystywał tego nieświadomego wampira dla własnych celów, ale nie mógł nic poradzić. Musiał uciec. Znaleźć drogę do domu. Ewentualnie powiadomić o wszystkim Jane, Viora. Aiden był jego jedyną nadzieją.
               — Przyjdziesz do mnie wieczorem? — spytał nagle, zastanawiając się, czy to oby na pewno dobry pomysł.
               — Pewnie — szepnął, intensywnie patrząc Setowi w oczy.
               Już pochylał się, by złożyć na jego wargach kolejny całus, lecz wówczas coś szarpnęło za klamkę. Seth od razu skierował wzrok na osobę stojącą w progu, ani trochę nie krępując się bliskością blondyna. Mimo to poczuł się niepewnie, kiedy spojrzenie Johna zawiesiło się na Aidenie na zbyt długą chwilę, a wtedy w jego oczach coś zawirowało. Odchrząknął, zwrócił uwagę Aidena.
               Blondyn odsunął się, podniósł się na nogi. Bez słowa wyszedł — bo właśnie tego oczekiwał od niego John.
               — Zawierasz znajomości? — spytał mężczyzna z drwiną, zamykając za sobą drzwi. W ręce trzymał kubek herbaty. — Obiecany napój.
               — Dzięki. — Skrzywił się, mimo to odebrał ciepłą herbatę. Wciągnął powietrze, skupił się na wyczuwanej nucie cytryny. — Więc? Czy to właściwa pora, aby porozmawiać?
               — Co chcesz wiedzieć?
               — Wszystko. Choć najbardziej zależy mi na poznaniu waszych zamiarów.
               — Nie mamy zamiarów. Po prostu wypełniamy rozkazy.
               — Które wiążą się z…? — Uniósł jedną brew, z trudem wytrzymując presję wynikającą z tak długiego kontaktu z Johnem.
               — Zainteresowałeś kogoś z góry. Mieliśmy zadbać o to, abyś przyjechał tu z nami w jednym kawałku. — Wzruszył ramionami. — Zadanie wykonane. Teraz czekamy na dalsze rozkazy.
               — Jesteście jakimiś ludźmi od czarnej roboty? — Seth skrzywił się, dodatkowo garbiąc plecy.
               Twarz Johna pociemniała, momentalnie wywołując gęsią skórkę na ramionach Seta.
               — Wypij herbatę i odpocznij. — Jego głos był spięty, być może trochę nerwowy. Niestety nie dodał nic więcej, w związku z czym chłopak nie miał okazji do głębszej analizy. Wyszedł, zostawiając Seta w niezrozumieniu i nieładzie.
               Chłopak westchnął głęboko, ignorując niewygodny ścisk w podbrzuszu, a następnie spróbował herbaty. Nie pomylił się. Rzeczywiście była w niej cytryna.
               Z uśmiechem dopił napój do końca, odstawił kubek na bok. John zareagował zbyt nerwowo na wspomnienie o czarnej robocie. Czyżby Seth trafił w punkt i w jakiś sposób go zdenerwował?
               To nie ma znaczenia, pomyślał, opadając na materac. Wieczorem przyjdzie Aiden. Jakoś wyciągnę od niego resztę informacji, a potem… coś zdziałam. Skontaktuję się z domem. Powiem Jane, gdzie mnie szukać. I będę czekać. Bo pomoc na pewno nadejdzie.
               „Ufaj sobie i tylko sobie. Miej się na baczności.”
               Wypuścił powietrze nosem, zamknął oczy. Byle do wieczora.
***
               Isaac znowu pojawił się z tacką. Tym razem jednak od razu skierował się do wyjścia.
               — Zaczekaj — Seth przerwał ciszę, zawiesił spojrzenie na profilu twarzy ciemnowłosego. — Wczoraj zadałeś mi pytanie.
               — Tak?
               — Spytałeś, czy uwierzyłbym, gdybyś powiedział, że nie strzeliłbyś do Liama.
               — To prawda.
               — Powiedzmy, że tak. Wierzę ci. — Zmrużył oczy, nawiązując kontakt ze złotymi tęczówkami Isaaca. — Bo wtedy po prostu John by cię wyręczył, prawda?
               Cień uśmiechu. Zerwanie kontaktu. Ukradkowe zerknięcie w kąt pokoju.
               — Smacznego, Seth — powiedział Isaac ostrzegawczo, lecz chłopak nie mógł zrozumieć, czego to ostrzeżenie mogło się tyczyć. Pozwolił starszemu na wyjście.
               A gdy znowu został sam, chętnie wziął się za posiłek. Z zadowoleniem wpatrywał się w powoli sunącą wskazówkę zegara, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, iż od sukcesu dzieli go jedynie trochę czasu. Aiden przyjdzie wieczorem, a wtedy Seth wykorzysta jego naiwność i w jakiś sposób wydobędzie cenne informacje, które następnie posłużą mu do planu ucieczki. Uda się, pomyślał. Musi się udać.

               I rzeczywiście — wieczór wreszcie nadszedł. Niestety wówczas ani Aiden, ani informacje nie uraczyły Seta swą obecnością.
               Chłopak znowu został na lodzie.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15