Shukuteki - Epilog


               Ziewam przeciągle, podnosząc się z łóżka. Wakacje powoli dobiegają końca, a ja też mam coraz mniej wolnego czasu. Od dwóch dni nie widzę się z Yoon Jae, gdyż przez cały czas pomagam mamie przy remoncie. W tracie ich pobytu w górach wyszedł na jaw pewien ciekawy fakt.
Mama spodziewa się dziecka.
Z tego powodu wraz z Renem postanowiła odnowić jeden z wolnych pokoi, aby nie musieć później się ze wszystkim męczyć. Woli to zrobić teraz, póki jeszcze ma jeszcze jakąś wizję i energię.
               Gdy mówię o tym Koreańczykowi, spotykam się ze śmiechem, gdyż chłopak doskonale zdaje sobie sprawę, jak znoszę towarzystwo małych dzieci. Nie mogę mu się dziwić. Sam pewnie zacząłbym się z tego nabijać, gdyby nie fakt, iż rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że będę musiał zainwestować w porządne zatyczki do uszu, jeśli będę chcieć nadal trzymać się spokojnego snu.
               Ewentualnie mogę chwycić się opcji wyprowadzki, ale…
               …ale nie.
               Wstawiam wodę w czajniku, by po upływie paru minut zaparzyć sobie czarną kawę. Zaciągam się przyjemnym aromatem napoju, przez co trochę odpływam. Wracam na ziemię w momencie, jak w kuchni zjawia się Ryou, zaraz po którym przychodzi Yoru. Unoszę brwi, wsłuchując się w ich żwawą rozmowę, a gdy spostrzegam, że rozmawiają o wyjściu do kina, dziwię się jeszcze bardziej. Od kiedy Ryou chodzi do kina?
               Chłopaki przygotowują sobie śniadanie, nawet na moment nie zwracając na mnie uwagi, a gdy po wszystkim idą i zostawiają mnie samego, mrugam parę razy, zastanawiając się, czy sytuacja sprzed chwili rzeczywiście miała miejsce.
               Czyżby coś mnie ominęło?
               Odklejając się od blatu, ruszam w kierunku własnego pokoju. Gdzieś w połowie daję się skusić zapachowi kawy, przez co kosztuję jej zadowalającego smaku, czego od razu zaczynam żałować. Krzywię się, niemal od razu zaczynając odczuwać dobrze znane pieczenie na języku, które na całe szczęście dość szybko schodzi na drugi plan.
               Chyba nigdy się nie nauczę.
               Jakoś pokonuję schody i po paru kolejnych krokach przechodzę przez próg drzwi prowadzących do własnej oazy.
               Przelotnie zerkam na kalendarz stojący w rogu biurka, a gdy zdaję sobie sprawę, że wczoraj była premiera nowej książki Hisato, nieruchomieję. Kompletnie wypada mi to z głowy. Tak bardzo pochłonęły mnie prace w domu, iż straciłem poczucie czasu i zapomniałem, że to już ten dzień.
               Chłopak do samego końca nie chciał mi powiedzieć, o czym opowiada historia, do której rzekomo go zainspirowałem, co jedynie potęguje moją ciekawość. Odkładam kubek na biurko i ponownie schodzę na dół. Na całe szczęście już z rana wskoczyłem w zwykłe ubrania, dlatego nie muszę się fatygować żadnymi przebierankami i jedyne, co leży w moim obowiązku, to założenie jakichś butów.
               Najbliższa księgarnia znajduje się niecałe dwa kilometry od mojego domu. Dojście do niej pieszo zajmuje mi ponad pół godziny. Ale wreszcie docieram do celu i z upragnieniem kieruję się do stoiska z nowościami. Odnalezienie znajomego nazwiska nie jest żadną trudnością. Z zadowoleniem zabieram z regału książkę zatytułowaną S h u k u t e k i, by następnie przejść z nią do kasy i zapłacić odpowiednią sumę. Całe szczęście, że nie zapomniałem portfela.
               Po powrocie do domu niemal od razu zatapiam się w lekturze. Do tej pory książki Hisato opowiadały o losach ludzi dojrzałych, których historie utrzymują dość poważny klimat wzbogacony o dodatkowe napięcie czy tajemnice, co szczerze ubóstwiam. Ale tym razem bohaterem jest młody, skomplikowany chłopak, który od samego początku zmaga się z wieloma problemami. Z kolejnymi rozdziałami można zaobserwować jego zmianę. Ale też wtedy zauważam kolejną rzecz. Ta książka opowiada o mnie – a raczej przedstawia moją historię, przekształconą w nieco inną, łagodniejszą wersję. Pojawia się Ryou jako główny antagonista, Hisato jako najlepszy przyjaciel protagonisty, a także Yoon Jae, który, początkowo będący jedynie oparciem, finalnie staje się partnerem głównego bohatera. Hisato oczywiście nie wykorzystuje wątku z zakładem. Wprawdzie pomija wiele prawdziwych kwestii i zastępuje je własnymi pomysłami, dzięki czemu czuję ciekawość i fascynację, kiedy czytam tę książkę. To… nietypowe – ta świadomość, iż jestem czyjąś inspiracją, a także bohaterem książki, jest czymś wspaniałym. Co prawda nikt prócz mnie i Hisato o tym nie wie, ale to wystarczy mi w stu procentach, aby poczuć dumę.
               Jednakże pomimo dobrego zakończenia jedna sytuacja pozostawia u mnie niedosyt.
               Wątek obiektu westchnień przyjaciela głównego bohatera. Hisato zamieścił ten wątek w swojej książce, co w przeciwieństwie do reszty w stu procentach pokrywa się z prawdą. Z tego wszystkiego pragnę się dowiedzieć, kim jest ta wyjątkowa osoba. Bo musi być kimś specjalnym, skoro chłopak postanowił zamieścić jej istnienie w swojej książce. 

               Ale… mimo że po pewnym czasie pytam, nie otrzymuję jednoznacznej odpowiedzi.
               Na pytanie: dlaczego postanowił zachować tę kwestię w sekrecie – bo przecież mógł udzielić czytelnikom odpowiedzi choćby na koniec i rozwiać tę całą ciekawość – odpiera:
               Czasem lepiej jest, kiedy niektóre tajemnice zostają tylko tajemnicami.
               Mam wrażenie, jakby jego słowa miały jakieś drugie dno, ale postanawiam to uszanować i nie drążyć tematu. Chłopak najwyraźniej musi mieć jakiś powód, aby zachować prawdę tylko i wyłącznie dla siebie. Mimo wszystko mam nadzieję, że chłopak nie pożałuje swojej decyzji i kiedyś odnajdzie ten odłamek szczęścia, bo szczerze na niego zasługuje.
               Wprawdzie każdy na to zasługuje. I w tej kwestii nie ma żadnych wyjątków.
               Ja już swoje szczęście odnalazłem.
               Jestem za to szczerze wdzięczny losowi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15