Shukuteki - 28



               Siadam na swoim standardowym miejscu, jednocześnie ziewając przeciągle. Nieprzespana noc daje się we znaki, ale co mogę poradzić, że wczoraj kupiłem nową książkę – która dodatkowo wówczas miała swoją premierę – i całą noc spędziłem na jej czytaniu. Najwyraźniej półlirowy kubek kawy z rana nie ma aż tak dobrego działania, skoro wciąż zarówno zachowaniem, jak i samym wyglądem przypominam żywego trupa. Zaczerwienione białka oczu od zbyt częstego przecierania, a także nieobecny wzrok – tyle wprawdzie wystarczy, aby stwierdzić, iż w dzisiaj raczej niczym się nie popiszę.
               Po zajęciach planuję wpaść do Hisato, bo od pewnego czasu nie widziałem się z nim, a mam wrażenie, że rozmowa z nim będzie mogła mi bardzo pomóc. Momentami traktuję chłopaka jak jakiegoś doradcę lub psychologa, ale nie wydaje mi się, aby miał on z tym jakiś problem. Wygląda na osobę, która lubi zagłębiać się w ludzką psychikę. Mogę wprawdzie wysuwać takie wnioski na podstawie samej wiedzy, jaką posiada. Mimo iż jest pisarzem, to w dalszym ciągu lubi zajmować się też innymi rzeczami; tymi często odbiegającymi od jego standardowych zadań.
               Jednakże… bazując na moim obecnym stanie, powoli zaczynam wątpić, iż dotrwam do południa. Ba, mam wrażenie, że już za godzinę zasnę na ławce i zostanę obudzony dopiero przez krzyki profesora.
               Cóż, oby do tego nie doszło.
               Wolę nie podpaść gościowi od wykładów.
               A na pewno nie temu.
               Wzdycham donośnie, a następnie kulę się na siedzeniu i chowam twarz w dłonie. Łokcie opieram o własne uda, po chwili zaczynając na nich odczuwać wbijające się kości. Na całe szczęście uczucie nie jest jakoś specjalnie bolesne, dlatego nie zmieniam pozycji i dalej gromadzę energię. Jakoś tak nawykowo zamykam oczy, i, wierzcie mi, nie wiem, kiedy to się dzieje, ale w momencie, gdy je otwieram, cała sala jest pusta, a wykładowca kończy zbierać swoje rzeczy. Mrugam parę razy, jakby nie rozumiejąc, co jest grane, a następnie leniwym ruchem wyjmuję telefon z kieszeni i rzucam okiem na jego wyświetlacz.
               No ładnie.
               Przespałem całe zajęcia.
               Niepewnie podnoszę tyłek z siedzenia, obawiając się nagłego wybuchu profesora, ale gdy do niczego takiego nie dochodzi, trochę się uspokajam i w spokoju pakuję notatnik wraz z długopisem. Z ociąganiem ruszam w stronę wyjścia, lecz nim daję radę pokonać ich próg, zostaję zatrzymany przez dość znaczące odchrząknięcie.
               Chyba mam przesrane.
— Dobrze się czujesz? — pyta profesor, o dziwo posługując się normalnym tonem, co trochę mnie odstresowuje. Odwracam się w jego stronę, dodatkowo przybierając pytający wyraz twarzy. — Od rana wyglądasz marnie.
               Czyli zauważył.
— Miałem ciężką noc — kłamię, uśmiechając się niemrawo. Wzrokiem podążam gdzieś w dal, nie mając chęci patrzeć mężczyźnie w oczy. — Ale spokojnie, uzupełnię notatki z dzisiejszych zajęć.
— Mniejsza o notatki. — Macha ręką, co udaje mi się zauważyć kątem oka. Zaciekawiony zerkam na jego twarz, a kiedy nie wyłapuję na niej ani grama irytacji, oddycham w duchu z ulgą. Najwyraźniej nie jest zły. Po prostu ja jestem przewrażliwiony. — Jeśli zdarzy się sytuacja, że nie czujesz się dobrze lub towarzyszą ci słabości, nie zmuszaj się i lepiej wróć do domu. Już lepiej opuścić jeden dzień i dobrze wypocząć, niż zniknąć na dwa tygodnie przez pobyt w szpitalu, który będzie raczej nieunikniony w przypadku omdlenia. — Uśmiecha się lekko na skwitowanie wypowiedzi.
               W odpowiedzi kiwam głową, a następnie w ciszy wychodzę z pomieszczenia. Gdy staję na przepełnionym ludźmi korytarzu, chowam ręce do kieszeni spodni, po czym wzdycham ledwo słyszalnie. Może powinienem zastosować się do jego zaleceń? Nie, żebym czuł się źle przez stan zdrowia lub jakąś wyjątkową sytuację. Jedynym powodem mojego stanu jest nic innego, jak zarwanie nocki na czytaniu. Jak dobrze, że nie muszę dzisiaj pracować. Raczej nie przydałbym się do niczego.
               Jakże nieodpowiedzialnie z mojej strony.
               Zmierzając powoli w stronę wyjścia z placówki, zasłaniam usta dłonią, gdyż nie chcę świecić całym uzębieniem przed wszystkimi ludźmi wokół. Następnie przecieram łezkę z kącika oka, w myślach błagając o jak najszybsze dotarcie do domu. Najwyżej wpadnę do Hisato wieczorem, kiedy już zdążę oprzytomnieć.
               W domu znajduję się po upłynięciu niepełnego kwadransu. Od razu kieruję się do swojego pokoju, a gdy tylko przekraczam próg drzwi, plecak rzucam w kąt pokoju, a następnie sam wskakuję na łóżko i przytulam się do poduszki. Momentalnie ogarnia mnie błogość. Chyba tego najbardziej potrzebuję. Długiego, relaksującego snu.
               Dlatego niemal od razu zamykam oczy i wyciszam umysł. Z każdą kolejną chwilą słyszę mniej, a ciemność przed oczami zaczyna lekko wibrować. Dzięki temu wiem, iż wkrótce zasnę.
               Ale jak na złość, ktoś musi mi przerwać.
               Niechętnie otwieram oczy, które w następnej kolejności kieruję na stojącego w progu blondyna. Chyba nigdy przedtem nie ogarnęła mnie tak wielka chęć mordu, jak w chwili obecnej. Zwyzywałbym go i wyrzucił za drzwi, gdybym tylko miał energię na podniesienie się z łóżka czy chociażby otwarcie buzi. Jedynie wzdycham, przewracając się na plecy. Udaje mi się zgromadzić odrobinę siły, aby wydukać krótkie:
— Czego chcesz?
               Cichy śmiech dociera do moich uszu w tempie natychmiastowym. Nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy raczej płakać. Ten dekiel najwyraźniej ma dobry humor, a to nie może oznaczać niczego dobrego. Niepewnie zerkam na jego rozpromienioną twarz, a gdy wyłapuję na niej coś więcej, niż ten barani uśmiech, łapię się za głowę i łkam w duchu.
               A byłem już tak blisko wypoczynku…
— Pobudka. — Krzyżuje ręce na piersi, wciąż nie zdejmując z twarzy uśmiechu. — Przyszli jacyś goście i twoja mama chce, żebyś zszedł na dół.
— Nie mogłeś powiedzieć, że śpię lub coś w tym stylu? — pytam od niechcenia, nawet na moment nie odsłaniając twarzy.
— Przecież nie śpisz — zauważa.
— Ale miałem taki zamiar. — Ściągam brwi. — Więc wróć na dół i powiedz, że chciałeś mnie dobudzić, ale nie dało rady.
— Mam kłamać? — Unosi brwi, co udaje mi się zauważyć przez szpary między palcami.
— To dla ciebie nic nowego. — Wywracam oczami.
               Cisza, jaka następuje po moich słowach i trzask drzwi mający miejsce po paru sekundach uświadczają mnie w przekonaniu, iż chłopak wyszedł z zamiarem powiedzenia tego, co mu zaleciłem. Ale jakże się dziwię, kiedy w pewnym momencie materac, na którym leżę, ugina się pod ciężarem niezidentyfikowanego obiektu, wprawiając mnie w stan osłupienia. Niepewnie odsłaniam twarz, a kiedy moje oczy wyłapują ślepia Ryou, znajdujące się w naprawdę niewielkiej odległości od moich, aż rozdziawiam buzię.
               Zamurowało mnie.
               Twarz blondyna wyraża czystą powagę, co zbija mnie z tropu jeszcze bardziej. Niby nie powinienem ufać jego emocjom, bo chłopak potrafi dobrze udawać, ale mimo wszystko w tej konkretnej chwili wygląda, jakby w jego głowie kłębiło się mnóstwo sprzecznych myśli.
— Za nic nie mogę zrozumieć, na czym to polega — przerywa wreszcie ciszę, posługując się zmarnowanym tonem. Dopiero teraz spostrzegam, iż obie jego dłonie spoczywają po dwóch stronach mojej głowy. Przedtem nie zwróciłem na to uwagi, gdyż jedyne, na co spoglądałem, to oczy chłopaka. Już zdążyłem zapomnieć, jak piękny posiadają połysk.
— Co masz na myśli? — pytam, nieznacznie zwężając patrzałki. Powoli zaczynam odczuwać dziwne napięcie, co nie jest ani trochę dobre. Nie chcę tego czuć. Nie chcę tej bliskości.
               Chłopak na moment zagryza wargę, na której automatycznie skupiam swoje spojrzenie.
— Jesteś chamski, pyskaty i zawsze mówisz, co ci ślina na język przyniesie — mówi, śmiesznie marszcząc noc, lecz to nie ta kwestia najbardziej przykuwa moją uwagę. Jestem zdziwiony tym nagłym wyznaniem. — Masz wiele znaczących wad i, jeśli mam być szczery, nigdy nie podobała mi się osoba o charakterze takim, jaki posiadasz ty. — Mrugam parę razy, nie rozumiejąc tego, co blondyn chce mi przekazać.
               Mimowolnie rozluźniam ramiona, dodatkowo przechylając głowę o kilka stopni na bok.
— Nie rozumiem, do czego pijesz. Każdy ma jakieś wady, Ryou. — Marszczę brwi. — Co tak nagle zebrało ci się na wytykanie moich minusów?
— Nie wytykam ci wad, ja po prostu… — przerywa, odwracając wzrok. Przez moment wygląda, jakby walczył z czymś w myślach, lecz finalnie kończy swoją sentencję. — Chcę znaleźć odpowiedź.
               Baranieję.
— Odpowiedź na co? — Nie mogę powstrzymać ciekawości. W głębi czuję, że odpowiedź wstrząśnie mną jak nic do tej pory, ale mimo to nie potrafię się zamknąć.
— Dlaczego, do cholery, nie mogę wybić sobie ciebie z głowy — mówi w stu procentach poważnie, a wtedy ja czuję się, jakbym został ugodzony w pierś czymś ostrym. Ścisk w klatce piersiowej jest tak diabelnie odczuwalny, iż na moment nabieram grymasu. Cała sytuacja zostaje zapewne spowodowana stresem, ale i tak wiem, iż w pewnym – być może nawet dużym – stopniu odpowiada za to moje uczucie, jakim jeszcze niedawno darzyłem Ryou.
               …niewykluczone, iż wciąż to czuję.
               W innym wypadku nie zareagowałbym na to tak emocjonalnie, jak w chwili obecnej.
               Ale… co z tego?
               Nieważne, jak na to spojrzeć, to po prostu niewłaściwe. Nie możemy sobie pozwolić na powrót do przeszłości – a przynajmniej ja nie mogę tego zrobić – dlatego muszę przerwać tę sytuację jak najszybciej, aby później niczego nie żałować.
               A wiem, że będę żałować.
               W końcu… coś sobie obiecałem.
— Przestań, Ryou — mówię cicho, odwracając wzrok od jego ogarniętej niezrozumieniem twarzy. — Po prostu… przestań.
               Lecz chłopak nie zamierza mnie wysłuchać. Doskonale wie, iż nie jestem wcale taki obojętny, za jakiego staram się uchodzić, dlatego, korzystając z okazji, nachyla się jeszcze bardziej. Mimochodem zamykam oczy i zaczynam oczekiwać najgorszego, jednak, jak się okazuje, chłopak nie całuje mnie. Po prostu zbliża się i pozostaje w takiej odległości, wzrokiem badając moją twarz.
               Definitywnie daje mi szansę na ucieczkę.
               A ja jej nie wykorzystuję.
               Czuję bicie własnego serca w całym ciele, które wręcz wrze. Niepewnie przełykam gulę, nie mogąc oderwać oczu od tych przenikliwych i piekielnie pięknych ślepi blondyna. On również wygląda, jakby nie wiedział, co robi.
               Ale… dzieje się.
               Nawet nie wiem, który z nas jako pierwszy przerywa tę napiętą sytuację, ale mam pewność, iż ten jeden pocałunek momentalnie rozwiewa wszystko wokół. Mogę przysiąc, iż nigdy przedtem nie doświadczyłem tak niezwykłego, sprzecznego odczucia, ale tym samym wiem, że gdyby nie te wszystkie uczucia, jakimi darzę Ryou – w skład których między innymi wchodzi nienawiść – ten moment nie byłby taki wyjątkowy. Właśnie dzięki tej nienawiści i pogardy, jakimi go darzę, ten pocałunek jest taki szczególny.
               Cholernie przyjemny. Pełen presji i niepewności, ale wciąż wypełniony szczerym uczuciem, które najwyraźniej jest odwzajemnione.
               Z jednej strony powinienem się wstydzić, bo w końcu właśnie pozwalam na powrót do tego, przed czym tak bardzo uciekam. Za nic nie chcę, aby relacja, jaka łączyła mnie i Ryou wróciła. Nie chcę kontynuować tego chorego związku. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.
               Ale… ten jeden moment daje mi wyraźnie do zrozumienia.
               Nieważne, że wciąż kocham Ryou i on najwyraźniej to odwzajemnia. Obaj wzajemnie nienawidzimy się i czujemy do siebie pogardę. Obwiniamy się wzajemnie o wszystkie nieprzyjemności i problemy, co jedyne potęguje naszą niechęć do siebie.
               Ta relacja będzie cholernie toksyczna i w pewnym momencie przyniesie nam zgubę.
               Zniszczy nas doszczętnie.
               A ja nie chcę zmienić się na gorsze.
               Pragnę zmiany na lepsze.
               Dlatego…
               Nie wkładając zbyt wiele siły w ten ruch, przykładam dłoń do klatki piersiowej chłopaka, by następnie delikatnie na nią nacisnąć. Blondyn bez protestów odrywa się od moich ust i oddala na znośną odległość. Moja dłoń lekko drży, przez co ja sam czuję się źle, ale mimo to zdobywam się na lekki uśmiech, który ma dać chłopakowi jednoznaczną odpowiedź.
               To boli jak diabli.
               Ale Ryou najwyraźniej rozumie mnie bez słowa, gdyż w mgnieniu oka odwzajemnia gest.
               Jesteśmy zgodni co do jednego.
               Nie możemy już tego dłużej kontynuować.
               Tym nietypowym sposobem wreszcie daję sobie spokój ze swoją pierwszą i prawdziwą, ale jakże toksyczną miłością.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FOOLS

Fools - 19