Pożądana krew - 13

               Widząc mroczki przed oczami spostrzegł, iż wstrzymał oddech na zbyt długą chwilę. Zachwiał się, od razu napierając jedną ręką na pobliskie drzewo. Skupił na niej dużą część ciężaru chciała, dzięki czemu uniknął spotkania z ziemią. Jakoś ustał na nogach, odzyskał część zmysłów. Słyszał pisk w głowie, nabierający na sile z każdą kolejną chwilą niewiedzy. Nie mógł zrozumieć, czy to, co widzi, jest jak najbardziej realne. A kojarzył tę twarz bardzo dobrze. Najpierw ujrzał ją we śnie — jej właściciel gładził Seta po głowie w kojący sposób; sprawiał, że chłopak nie denerwował się tak bardzo otaczającym go absurdem. Do kolejnego spotkania doszło w lesie — wówczas Noah ostrzegł Seta, aby ten uważał na siebie; aby ufał sobie i tylko sobie. Seth był wtedy bardzo zmieszany, skołowany, dlatego uznał to zdarzenie za efekt pobudzonej wyobraźni; wrzucił je do  f i k c j i .
               Ale… skoro Noah nie istniał, skoro pojawiał się tylko i wyłącznie w myślach Seta, jak to możliwe, że wywarł tak ogromny wpływ na  r z e c z y w i s t o ś ć , zabijając tego wilka? Gdyby istniał tylko i wyłącznie w głowie nastolatka, nie mógłby pojawić się w takiej chwili i uchronić go przed atakiem bestii. A jednak zrobił to. Przeciął mu widok tak nagle i prędko, jakby był błyskawicą, a następnie równie szybko odparował atak wilka. Uratował Seta.
               Mimo to Seth nie wierzył. Nie mógł przyjąć do świadomości faktu, iż chłopak, który został uznany za martwego, i po którym ślad zaginął na ponad sześć lat, teraz stał przed nim w pełni sił, w pełni zdrów, z istną powagą malującą się w oczach. Seth nie mógł w to uwierzyć.  Nie potrafił.
               Gdzieś w tle usłyszał świst wiatru, melodię porywanych gałęzi. Momentalnie poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, jak skręca się w mocny supeł i nie chce ustąpić. Las wył wniebogłosy; przeszywał ciało Seta, paraliżował je. Zderzające się gałęzie były niczym w porównaniu z tym cholernym szumem krzewów — z dźwiękiem, który automatycznie przywodził Setowi na myśl t e n wypadek z dzieciństwa.
               Odniósł wrażenie, jakby ktoś wylał mu na plecy kubeł zimnej wody. Wzdrygnął się, skrzywił i niemalże upadł. Nie miał kontroli nad własnym ciałem. Nie miał pojęcia, co w tym wszystkim było najbardziej intensywne. Drżenie dłoni? A może rytm bicia serca?
               Gardło miał ściśnięte do tego stopnia, iż prawie się zakrztusił, biorąc duży wdech.
               Szum. Świst. Poryw.
               Słyszał to — ciężkie kroki odbijające się echem w jego głowie. Widział je — ciało dwunastoletniego chłopca, bezwładnie leżące na trawie zabarwionej szkarłatem; stopniowo markotniejące spojrzenie dwóch niebieskich oczu, w których nazbierała się gromada pustych łez; gardło poharatane czymś ostrym jak brzytwa. Czuł wszystko — zmieszanie w momencie dostrzeżenia ciała; strach po uświadomieniu sobie, że ta rana jest niesamowicie poważna; przerażenie w związku z myślą, iż pomoc nie zdoła dotrzeć na czas; nieopisany ból wynikający z nagłej i niespodziewanej straty najlepszego przyjaciela. Nieważne, jak bardzo próbował, nie mógł wymazać z pamięci żadnej z tych rzeczy. To było niewykonalne.
               Szum. Trzask. Grzmot. Błysk.
               Zamrugał parę razy, gdy niebo przecięła ogromna błyskawica. Na moment rozjaśniła okolicę do tego stopnia, iż Seth zdołał w pełni ujrzeć twarz blondyna. Był on poważny i skupiony, z uwagą przyglądał się twarzy Seta, jakby coś analizując, być może rozważając. Kompletnie nie przypominał siebie — tego beztroskiego chłopaka, który zawsze chodził uśmiechnięty i zadowolony; tego dzieciaka, który samym spojrzeniem potrafił roztopić czyjeś serce.
               Kolejny grzmot, kolejna błyskawica i chwilowe rozświetlenie.
               Niestety emocje towarzyszące Setowi pozostały niezmienne.
               Przełknął gulę, oparł plecy o drzewo. Bezustannie wpatrywał się w twarz jasnowłosego, próbując doszukać się jakiegokolwiek znaku, iż to naprawdę on — Noah we własnej osobie, a nie efekt pobudzonej wyobraźni.
               Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Nie w ten sposób.
               Pomyślał o rozmowie z Viorem — tej, w której brunet spytał go, co by zrobił, gdyby Noah na nowo pojawił się w jego życiu. „Zapewne byłbym tak bardzo zaskoczony, że jedynie stałbym w miejscu i na niego spoglądał. A następnie podszedł i mocno go uściskał, aby się upewnić, że to nie jakaś durna iluzja. Chyba właśnie tak bym postąpił.” — tak wówczas odpowiedział. Był święcie przekonany, iż w takim wypadku bez chwili namysłu mocno go wyściska, by upewnić się, że chłopak stoi przed nim naprawdę. A jednak teraz — w chwili, gdy doświadczył dokładnie tej często wyobrażanej sobie sytuacji — nie mógł przemóc się do niczego. Czuł blokadę, której nie potrafił uzasadnić. Odpowiadało za nią niedowierzanie? Niepewność? Bo właśnie te dwie twarze mętliku targały nim najmocniej. A może powodem było przerażenie, iż Noah rzeczywiście zniknie, jeśli Seth nagle się ruszy? Strach, że obecność chłopaka naprawdę okaże się iluzją, efektem działania wyobraźni?
               Ponownie przełknął ślinę.
               A nuż to czas był najważniejszą kwestią? Minęło sześć cholernie długich lat. Seth dorósł, w pewnym sensie pogodził się ze śmiercią przyjaciela; zaakceptował obwieszczenie, iż ten zginął. Nic dziwnego, że nie potrafił nic zrobić czy powiedzieć, gdy chłopak nagle pojawił się przed jego oczami — po upływie tych wszystkich tygodni przekonania, że przepadł na zawsze.
               Wzdrygnął się, uderzając potylicą o drzewo, kiedy pierwsze krople deszczu niezapowiedzianie zaatakowały jego twarz. Spuścił głowę, szarpnął się za włosy i zagryzł wargę tak mocno, iż ta momentalnie posiniała. Nagle nieuzasadnione spięcie ogarnęło całe jego ciało. Przypomniał sobie, do czego doszło wtedy w lesie — wówczas wystarczyła chwila nieuwagi, aby blondyn zniknął, aby Seth został sam. Błyskawicznie zadarł głowę, spojrzenie kierując w miejsce, w którym chwilę wcześniej widział tego chłopaka, który nie powinien istnieć.
               Automatycznie zebrało mu się na mdłości.
               — Ty naprawdę żyjesz. — Jego głos był niestabilny i nieco ochrypnięty. Idealnie pasował do obecnego stanu jego psychiki.
               Chłopak stojący naprzeciw przechylił głowę. Po jego twarzy przemknął cień gorzkiego uśmiechu. Spojrzenie nie zmieniło się ani trochę — nadal było pełne dystansu i goryczy, pełne pustki i cierpienia.
               — Kopę lat, Seth.
***
               — Moi rodzice znowu się kłócą — szepnął Noah płaczliwym tonem, nie mogąc spojrzeć Setowi w oczy. Pociągnął nosem, przetarł twarz drżącymi dłońmi. — Nie lubię, kiedy to robią, Sethie.
               — Ja wiem. — Seth objął przyjaciela, lekko poklepał go po plecach.
               — Co ja mam zrobić? Nie chcę wracać do domu. Nie chcę tego słuchać.
               — Dobrze. — Seth odsunął się od przyjaciela, ujął jego opuchniętą twarz w dłonie. Uśmiechnął się lekko, pocieszająco, po czym cmoknął go w nos, jakby chcąc tym sposobem uleczyć go ze wszystkich zmartwień i obaw. — Chodźmy na spacer.
               Noah pokiwał głową, cudem zdusił szloch. Trzymając Seta z rękę, bezustannie spoglądał w dół, obserwował czubki własnych butów i mijane kępki trawy. Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd posłuchał się kolegi i poszedł z nim na spacer. Zadarł głowę do góry, kiedy chłopak zatrzymał się i wypuścił jego dłoń z objęć, by następnie przebiec się po pustym polu. Obaj mieli wtedy po jedenaście lat. Dzięki tej niedługiej wędrówce odkryli miejsce, które przez następny rok służyło im do ucieczek od rzeczywistości. Odwiedzali ten plac za każdym razem, kiedy potrzebowali chwili spokoju. Seth zawsze wiedział, gdzie szukać Noaha, gdy ten złapał doła. I na odwrót — Noah bez problemu odnajdował Seta, gdy ten nie siedział ani w domu, ani na placu zabaw, a jakiś czas wcześniej był przybity. To miejsce robiło im za drobny azyl. Wiedzieli o nim tylko oni dwaj.
               — To będzie nasze sekretne miejsce.
               — Tak. Nasza mała tajemnica.

               Wszedł w głąb ciemnego pomieszczenia, przemoczony do reszty. Nie zdołał uchronić się przed burzą. Gdy deszcz lunął, nie było dla niego ratunku. Noah wyglądał podobnie. Przeprowadził Seta przez las w ciszy, schronił się z nim w przydrożnej kapliczce. A teraz obaj słuchali, jak grube krople deszczu bębniły o okna i drzwi, jak potężny świst wiatru wcinał się w ciszę panującą między nimi niemalże od samego początku.
               Seth dygotał z zimna i przemoczenia, zachłannie obejmował się ramionami z myślą, iż tym sposobem jakoś zwalczy chłód i dyskomfort. A jednak nie przestawał drżeć czy spinać ciała. Spływające po skórze krople deszczu wywoływały gęsią skórkę, a lepiące się do skóry ubrania działały na nerwy. Seth był pewny, że jutro obudzi się z katarem i bólem głowy.
               Noah natomiast stał pod ścianą, kompletnie niewzruszony. Spoglądał w okno badawczo, sunął wzrokiem wzdłuż pomieszczenia, by finalnie dotrzeć do rozdartych oczu Seta. Zmrużył na niego oczy, wsłuchał się w rytm jego serca. Widział, jak ten trzęsie się z zimna i zgrzyta zębami. Choć sam nie mógł powiedzieć, że czuje to samo, potrafił wczuć się w sytuację — choćby w minimalnym stopniu. Odgarnął mokre włosy do tyłu, złapał za krawędź przemoczonej koszulki, natychmiast się jej pozbywając. Materiał spadł na podłogę z plaskiem, przykuwając uwagę Seta.
               Chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc nic a nic. Nie wiedział, co Noah chciał mu w ten sposób udowodnić. Że radzi sobie lepiej z zimnem? Że przemoczone ubrania nie mają na niego wpływu? Że przebywanie w chłodnej, ciemnej kapliczce topless to bułka z masłem?
               Niemalże prychnął.
               — Nie będzie lepiej, jeśli się nie rozbierzesz. — Noah sięgnął do rozporka, następnie pozbywając się mokrych jeansów. Został w samych bokserkach, w ogóle się nie krępując. Ignorując zmieszane spojrzenie Seta, rozejrzał się w poszukiwaniu choćby brudnej szmaty, która byłaby w stanie okryć jego ciało. Przeszedł się wzdłuż pomieszczenia, pozaglądał między ławki. Miał o wiele lepszy wzrok od przeciętnego człowieka. — Nie pomogę ci, jeśli zemdlejesz przez hipotermię — dodał, widząc, że Seth nadal stoi w bezruchu.
               — Jak w takim wypadku świecenie tyłkiem ma mi pomóc?
               Cień uśmiechu. Westchnienie.
               Noah odwrócił wzrok, skupił się na szukaniu jakiegokolwiek materiału bądź innego przykrycia.
               — Zaufaj mi.
               Seth zastygł w jednej chwili, jakby ktoś wydał mu komendę, aby wstrzymał oddech i zapomniał o całym świecie. „Jak mogę zaufać komuś, kogo nie znam?” — nie miał pojęcia, skąd wzięła się ta myśl.
               Nagle usłyszał szelest, więc spojrzał na nagie plecy Noaha. Blondyn obrócił się, trzymając w ręku starą, potarganą szmatę, której każdy fragment był najpewniej zakurzony do tego stopnia, iż każdy, nawet najdrobniejszy kontakt z materiałem szkodził. Mimo to Noah wytrzepał włókno i spojrzał na Seta porozumiewawczo, unosząc jedną brew wyczekująco.
               — No dalej — Noah ponaglił.
               Seth, powstrzymując się przed grymasem, złapał za brzegi przemoczonej i brudnej koszulki (którą dodatkowo nosił któryś dzień z kolei), następnie odrzucając ją na bok. Ze spodniami zrobił to samo. Czuł się nieco skrępowany, czego sam nie potrafił uzasadnić. Nieświadomie objął się ramionami, nieco zgarbił plecy i spuścił wzrok. Nadal było mu zimno.
               Usłyszał kroki. Noah skrócił dzielącą ich odległość w mgnieniu oka. Złapał Seta za rękę, pociągnął go w kierunku ławek. Były obite nieco szorstkim materiałem, ale blondyn nie zwrócił na to większej uwagi — lepszej opcji i tak nie mieli.
               — No siadaj — ponaglił, skinąwszy głową na miejsce obok siebie.
               Seth klapnął niepewnie, spojrzał na Noaha z ukosa. Ten natychmiast zbliżył się, opatulił ich obu drapiącym materiałem. Seth od razu wciągnął powietrze, krzywiąc się na intensywny odór stęchlizny. Mimo to pozwolił, aby drapiąca szmata owinęła jego ciało, aby siedzący obok Noah przywarł do niego w pełni. Chłopak był zimny i Seth nie wiedział, czy bezpośredni kontakt z jego skórą pomoże mu w jakikolwiek sposób. Mimo to siedział cicho, oddychał ciężko i zastanawiał się, czy to wszystko naprawdę ma miejsce.
               Niedługo po tym zaczął odczuwać pierwsze efekty.
               — Lepiej? — spytał Noah, zwracając się ku twarzy Seta.
               Ten w odpowiedzi skinął głową, skulił się jeszcze bardziej. Nie zareagował, gdy Noah objął go ramieniem od drugiej strony.
               — Potrzebujesz odpoczynku. Idź spać. Obudzę cię w razie czego.
               „W razie czego?” — powtórzył w myślach od razu, świadomie mrużąc oczy. Rzeczywiście był zmęczony i wycieńczony. Parę ostatnich dni nieźle dało mu w kość. Potrzebował snu w maniakalnej dawce. Nie mógł temu zaprzeczyć.
               Westchnął, zamknął oczy i przekręcił się na tyle, że zdołał oprzeć głowę o coś twardego i chłodnego. Mimo to nie zmienił pozycji. Unormował oddech, zapanował nad drżeniem rąk. Przestał zgrzytać zębami i zadręczać się wszystkim, co ostatnio miało miejsce.
               Zaczął zasypiać.
              
               Noah słyszał, jak oddech Seta zwalniał, jak bicie jego serca nabierało stałego rytmu. W pewnym momencie przyłapał się na ukradkowym zerkaniu na jego śpiącą twarz. Nie wiedział, co o tym myśleć. Mimo iż był tuż obok, mimo iż obejmował go ramieniem i czuł jego ciepło, jego oddech, odnosił wrażenie, jakby między nimi tkwiła gruba ściana — mur dystansu, którego nic tak łatwo nie zbije.
               Odchylił się, przymknął powieki.
               Wyciszył umysł wystarczająco, aby odrzucić na bok zbędne myśli.
***
               Zaczęło świtać. Ubrania nie zdążyły przeschnąć, na dodatek nie pachniały zbyt przekonująco. W Secie nazbierało się wiele niedomówień, mnóstwo nieścisłości. Poranek był cięższy, niż przypuszczał. Głowa mu pulsowała, a w gardle suszyło jak diabli. Kaszlnął parę razy, przekręcając się na siedzeniu. Czuł czyjś dotyk — niezbyt wyraźny i pewny, ale z całą pewnością chłodny, jakby niechętny. Zerknął w bok, skupił się na profilu twarzy blondyna, który bez wyrazu spoglądał w przestrzeń.
               Znowu poczuł ten nietypowy ścisk w żołądku; spięcie ponownie ogarnęło jego braki.
               Przestał wątpić w realność sytuacji. Noah był prawdziwy i Seth bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to nie odczuł ulgi, o jakiej zawsze myślał, kiedy wyobrażał sobie ponowne spotkanie z przyjacielem. Nie mógł powiedzieć, że się ucieszył — nie był pewny, co myśli.
               Zbierało się w nim wiele wątpliwości, masa obaw i parę odsłon zdezorientowania.
               Milczał.
               Do czasu, aż wrota stanęły otworem. Vior.
               Seth poderwał się z miejsca, strącając z ramion niezbyt szczelne okrycie. Wybałuszył oczy na niewzruszoną twarz wampira. Poczuł się jeszcze bardziej skołowany, gdy tuż obok bruneta dostrzegł rudowłosą Lydię, a kawałek dalej bezwładnie leżącą sylwetkę. Dreszcz wstrząsnął nim niemal niezauważalnie.
               Rozdziawił buzię, ale nie zdobył się na żadne słowo. Jego gardło było aż za bardzo ściśnięte, a myśli rozkopane. Mógł tylko słuchać.
              Vior odchrząknął, uśmiechnął się blado. Skinął na siedzącego blondyna jakby w podzięce, następnie na nowo spoglądając Setowi w oczy.
               — Możemy mieć problem, jeśli się stąd szybko nie wyniesiemy.
               Seth ściągnął brwi, nabrał trochę grymasu. Miał mnóstwo pytań w głowie, uderzała w niego masa wątpliwości.
               — Skąd wiedzieliście, gdzie mnie szukać?
               — Noah nie odstępował cię nawet na krok. — Vior wzruszył ramionami, temu gestowi towarzyszyło drobne spięcie.
               Seth na moment skupił spojrzenie na twarzy blondyna. Noah przestał wpatrywać się w przestrzeń. Przekręcił głowę, nawiązał kontakt z  Setem. Znowu to samo — ten ścisk, to spięcie i przygnębienie. Seth nie mógł zrozumieć, co wywoływało ten efekt. Był jednak pewny jednego — że bardzo nie lubi tego stanu. Odchrząknął, odwrócił spojrzenie.
               — Czekaliśmy na dobry moment.
               — Dobry moment? — Seth powtórzył, unosząc jedną brew.
               — Mimo wszystko porywcze wbieganie do paszczy lwa nie jest zbyt rozsądną decyzją. — Vior uśmiechnął się kącikiem, przechylił głowę na bok. — A ja nawet nie wiem, kim są ci ludzie.
               — Czyli jednak nie wiesz, czym jest Uroboros?
               — Pół na pół. — Westchnął, tracąc z twarzy uśmiech. — Historia nie jest taka długa, ale na pewno musi poczekać. Nie chcemy, aby tamci wariaci przyszli po jednego z nich.
               Seth automatycznie spojrzał na leżące na ziemi ciało. Przełknął ślinę, zacisnął szczękę. Nie zamierzał się spierać. Pokiwał głową, niepewnie obejmując się ramionami. Mimo myśli, iż wkrótce wróci do domu, że spotka się z rodziną i przyjaciółmi, a także zapomni o Uroboros i tym miejscu, wcale nie odczuł ulgi.
               Poczuł się jeszcze bardziej spięty — jakby mając świadomość, że to wcale nie jest koniec.
***
               Jane wyściskała go mocno, nie mogąc powstrzymać napływających do oczu łez. Nie skrzywiła się nawet pod wpływem smrodu wytwarzanym przez stary, potargany materiał, którym owinięty był Seth. Dopiero z czasem zwróciła uwagę na resztę, a wtedy zamarła na widok wysokiego, smukłego chłopaka ubranego w przylegające do ciała spodnie i koszulkę. Przeszłość mignęła jej przed oczami. Uśmiechnięta twarz dwunastolatka uderzyła prosto w serce, a późniejsza wiadomość o jego śmierci zadała znacznie mocniejszy cios, niemalże rozbijając organ na kawałki.
               Nie wiedziała, co powiedzieć.
               Dopiero Vior rozwiał ciszę, ponownie zwracając uwagę wszystkich na bezwładnie leżące ciało. Seth już przedtem rozpoznał twarz nieprzytomnego mężczyzny. Isaac. Członek Uroboros. Osoba, która mierzyła z broni nie tylko do Liama, ale też do niego. O dziwo broń nie wystrzeliła w żadnym z dwóch przypadków. Ponadto Isaac pozwolił Setowi na ucieczkę. Ostrzegł go, iż drugiej szansy nie będzie. Został wzięty za zakładnika? Taki odwet ze strony Viora?
               Spojrzał na Lydię, na jej matową twarz i podkrążone oczy. Dziewczyna milczała od samego początku, potulnie stała u boku Viora. Nie wyglądała, jakby została zabrana wbrew swojej woli. Samodzielnie rozniosła grupę członków Uroboros, przyczyniła się do ucieczki Seta.
               To musiało mieć jakieś powiązanie. Intuicja Seta wręcz wrzeszczała, aby zwrócić uwagę na powiązania i możliwe podstępy. Niestety przed tym wszystkim chłopak musiał usłyszeć całą historię od Viora. O tym, skąd wziął się Noah oraz informacja na temat Uroboros. O tym, czym tak właściwie jest organizacja i dlaczego każdy jej członek na niego poluje. O tym, jak to możliwe, że Noah żyje. O tym, dlaczego chłopak ukrywał się przez ostatnie lata. O tym, czemu Lydia przeprowadziła atak na ludzi, z którymi rzekomo trzymała, a także czemu dołączyła do Viora. O tym, co u stóp Viora robi Isaac.
               O tym, co jeszcze ukrywa ten świat.
***
               Vior powiedział, że Noah pojawił się w jego domu stosunkowo niedawno, od razu wymawiając imię Larka i wspominając o ataku Uroboros. Ponoć Noah nigdy nie wiedział o powiązaniu między Larkiem a Setem. Dowiedział się o tym dopiero w ostatnim momencie życia Pierwszego. Wówczas Lark zalecił Noahowi, aby ten szybko odnalazł jego starego przyjaciela — Viora — i powiedział mu o Secie, o jego mocy i zagrożeniu ze strony Uroboros, które na niego poluje. Właśnie z powodu Seta Uroboros zaatakowało ich dom i odebrało życie Larkowi. Noah zdołał uciec. Odnalazł Viora, przekazał mu całą prawdę i od razu nakierował go na trop. Noah nie miał pojęcia, gdzie Seth żyje, dlatego poszukiwania trwały pewien czas. A gdy wreszcie Vior na niego wpadł, zrobił wszystko, by upewnić się co do słów Larka. Niestety nie zdołał osiągnąć zbyt wiele. Uroboros zjawiło się niespodziewanie, porwało Seta. Na szczęście Noah trzymał się przez cały czas w pobliżu, uważnie badał ludzi z organizacji, ich zachowanie i umiejętności. W ukryciu czekał na dobry moment, aby wkroczyć i zabrać Seta. Zrobił to, kiedy wyłapał zamieszanie — wówczas Lydia wpadła w szał, gdyż dowiedziała się, co spotkało jej przyjaciela. Aiden zginął z rąk Uroboros, gdyż John uznał go za zagrożenie. W pokoju Seta założony był podsłuch. Pluskwa nagrała całą rozmowę Seta z Aidenem, przez co John dowiedział się, że Aiden w końcu pęknie i powie Setowi zbyt wiele. Zabił go z zimną krwią, zatuszował zbrodnię przed resztą. Isaac domyślił się całości, dał niezłą podpowiedź Lydii, a gdy ta złożyła sobie układankę w głowie, wpadła w furię. Nie udało jej się dokonać upragnionej zemsty. Nim odnalazła Johna, Vior stanął jej na drodze. Przemówił jej do rozsądku, zabrał ze sobą na zewnątrz. Nie ufał Isaacowi, lecz chciał jakiegoś świadka, zakładnika ze strony Uroboros. Pozbawił go przytomności, przeniósł przez całą drogę. Miał nadzieję, że puści parę z ust, kiedy się obudzi i spostrzeże, że jest zagrożony.
               To wiele wyjaśniało. Nieco rozbijało mętlik w głowie Seta. Uzasadniało wybuch Lydii, zniknięcie Aidena. Niestety świadomość, iż chłopak zginął właśnie z jego powodu, była niezwykle dobijająca. Seth nawet nie wiedział, co powiedzieć. Świadomie sprowokował Aidena do gadania. Z satysfakcją patrzył mu w oczy, kiedy dowiedział się, iż wcale nie jest tak daleko od domu. Celowo zaproponował, aby wpadł wieczorem — bo wtedy powiedziałby znacznie więcej.
               Zaczął rozumieć, skąd Isaac wiedział, w którym momencie przychodzić z posiłkiem; wiedział, skąd wziął się ten ostrzegawczy ton. Miał w pokoju pluskwę. Uroboros słyszało całą jego rozmowę. John uznał Aidena za zagrożenie, więc go zabił.
               Dlatego Lydia spoglądała na niego tak wściekle — bo wiedziała, że to z jego powodu. A przynajmniej mogła tak podejrzewać.
               A Isaac? Choć był z Uroboros, to właśnie on rozpętał całą burzę. Dlaczego? Co mu siedziało w głowie? Co planował?
               Kolejne myśli i teorie rodziły się w głowie nastolatka. Niestety żadna z nich nie była w stanie przebić mętliku biegnącego wokół chłopaka, który nie powinien tutaj być. Noah.
Chłopak wcale nie zginął. Ewidentnie przeszedł przemianę, a nawet żył z ojcem Seta pod jednym dachem. Niby nie wiedział, iż Lark jest spokrewniony z Setem, ale wciąż… przeżył. Mimo to poddał się wersji, że zmarł. Nie pokazał się ani rodzinie, ani przyjacielowi. Pozwolił, aby każdy wierzył, że nie żyje.
               D l a c z e g o ?
               Dodatkowo zmienił się nie do poznania. Sprawiał wrażenie pustego, zdystansowanego — jakby nie był sobą. Nie takim Seth go zapamiętał. Niestety to pod żadnym pozorem nie był chłopak, którego Seth niegdyś uważał za najlepszego przyjaciela.
               Zapewne byłbym tak bardzo zaskoczony, że jedynie stałbym w miejscu i na niego spoglądał. A następnie podszedł i mocno go uściskał, aby się upewnić, że to nie jakaś durna iluzja. Chyba właśnie tak bym postąpił.” — powtórzył Seth w myślach raz jeszcze.
               Mimo to po prostu nie był w stanie spełnić swych wyobrażeń. Mógł tylko siedzieć i myśleć, jak bardzo się pomylił w stosunku do wielu rzeczy.
               Bo się pomylił. Niesamowicie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15