Shukuteki - 5
Zdziwiłem się, kiedy Ren poprosił
mnie, abym pojechał wraz z Ryou na przymiarkę garniturów. Skoro rodzice już
teraz naciskają na takie detale, najpewniej planują pobrać się w niezbyt
odległym czasie. Nie, żebym miał coś przeciwko.
Przed południem wychodzę z domu, dołączając do blondyna,
który już sidzi w samochodzie. Ma prawo jazdy, więc możemy jechać sami, nie
fatygując się wzywaniem taksówku czy czegoś podobnego. Salon, do którego
docieramy po kilkunastu minutach nie jest spory, a wystrój, jaki w nim panuje —
stonowany i elegancki.
Automatycznie skupiam się na młodej twarzy pracownicy,
której spódnia sięga kolan, a koszula zasłania wszystko, co powszechnie uchodzi
za „wyzywające”. Mimo to wciąż wygląda zadziwiająco pociągająco. Nie jestem
zbyt długo na niej skupiony, gdyż Ryou ściąga koszulkę, ukazując mi tym samym
swoje szerokie barki. Pracownica dodaje na odchodne, abym również zdjął górną
część garderoby, a wtedy znika za ścianą.
Przełykam gulę, nie mogąc oderwać
oczu od pleców Ryou. Nie myśląc o niczym, unoszę do góry dłoń, po chwili
dotykając nią jego napiętych pleców. Blondyn od razu spogląda na mnie
zdezorientowany, a ja, nie wiedząc, co tak właściwie wyprawiam, panikuję i robię
krok w tył.
— Miałeś mały paproch — wyjaśniam szybko, dodatkowo odwracając
wzrok.
— Aa, dzięki. — Uśmiecha się, co spostrzegam dopiero po
chwili.
Również pozbywam się swoich
ubrań. Przy Ryou wyglądam jak chuderlak. Jestem niższy, węższy, ogółem
drobniejszy, jednak nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie — cóż, ludzie są
różni.
— Jesteś naprawdę blady — mówi ze zdziwieniem. — Nie masz
anemii?
— Nie sądzę. — Rozluźniam ramiona. — Mam taką karnację od
zawsze.
— Racja. — Kiwa głową ze zgodą.
Po powrocie pracownicy zaczęło
się pobieranie niezbędnych pomiarów, a także zbieranie informacji na temat
upodobań dotyczących ubioru. Odpowiadam zwięźle, chcąc jak najszybciej skończyć
pracę i na nowo poczuć komfort wynikający z założonego odzienia. Oddycham z
ulgą, kiedy przychodzi kolej na Ryou. Staram się nie zwracać na niego zbyt
wielkiej uwagi, ale rozumiecie — ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy,
dlatego nikogo nie powinno dziwić, że jestem wyjątkowo zainteresowany jego
nagim brzuchem.
Salon opuszczamy dopiero po południu. Nie chcę się nigdzie
włóczyć, więc nakazuję chłopakowi, aby odwiózł mnie do domu. Ryou nie
protestuje, dlatego niedługo po tym napawam się wygodą swojego łóżka, na którym
planuję szybko zasnąć. Moje plany jak zwykle spalają na panewce, gdyż w
ostatniej chwili ktoś musi przerwać moją chwilę wyciszenia.
— Co jest? — pytam z żalem, podnosząc się do siadu.
— Pożycz mi jakąś książkę.
Wzdycham przeciągle, a następnie
zerkam badawczo na blondyna.
— Jaka tematyka cię interesuje?
— Nie patrzę na to. Ważne, aby książka była ciekawa.
Biorę głębszy wdech.
— To pojęcie względne, wiesz? — Odwracam wzrok. —
Pachnidło. Wczoraj skończyłem czytać, dość niezła książka.
— Widziałem urywek filmu. — Drapie się w tył głowy. — Ale okej, zobaczę, co to takiego.
— Leży na biurku. — Wskazuję na wieżę z różnych zeszytów i książek.
— Chyba nawet na czubku budowli.
— Dzięki. — Śmieje się krótko.
Ryou podchodzi do biurka,
następnie zabierając książkę, po czym zerka na jej okładkę.
— Niezła dziewczyna.
— Tak myślisz? — pytam od niechcenia, poprawiając poduszki.
— A co, nie podoba ci się?
— Powiedzmy, że mam całkiem specyficzne gusta.
Chłopak przewraca oczami.
— W takim razie pokaż jakąś laskę, która jest w twoim
typie.
Aż się rozbudziłem po usłyszeniu
tego polecenia. Nie jestem pewien, czy potrafię je wykonać.
— Co to za mina? — Ryou śmieje się. — Może jeszcze powiesz,
że nie ma takiej?
— Bardzo możliwe — odpowiadam nie do końca zdecydowany.
Blondyn kręci głową, wzdychając
przy tym.
— Masz aż tak spore wymagania?
— To raczej nie to. — Marszczę brwi. — Po prostu… nie mogę
się żadną zainteresować.
Ryou kiwa głową, lecz zaraz po
tym parska.
— To co to wtedy było na goukonie? Jak chciałeś się pożreć
z tą blondynką?
W odpowiedzi wzdycham,
przypominając sobie ten moment. Sana jest pociągająca, to fakt, ale dobrze pamiętam
połączenie od jakiegoś gościa, którego numer przyozdobiła falą serduszek.
— Wizualnie była w porządku — mówię zwięźle.
— Czyli to jest twój typ! — wtrąca Ryou. — Lubisz
blondynki.
— Nie bądźmy tacy ograniczeni — prycham. — Kolor włosów nie
ma aż takiego znaczenia.
— No tak. — Wywraca oczami. — Liczy się wnętrze. Jak
mógłbym zapomnieć.
— Proste — zaczynam z uśmiechem, łącząc z chłopakiem
spojrzenia. — Liczy się wnętrze i to, co dzięki niemu można sprzedać na czarnym
rynku za przystępną cenę. Nie myślałeś nigdy o tym? — Unoszę brwi, udając
zdziwienie. — Zginiesz w tym świecie, Ryou.
Chłopak mruga kilka razy,
otępiały. Wyraz jego twarzy jest wręcz bezcenny. Jeszcze trochę i pomyślę, że
wziął moje słowa na poważnie. Ci blondyni.
— O zgrozo. — Wywracam oczami. — Mniejsza o nasze gusta.
Bierz książkę i zjeżdżaj. Chce mi się spać.
Ryou wychodzi bez słowa. Kładę
się z przeogromną nadzieją, że już nic mi nie przeszkodzi. Wstaję dopiero
wieczorem, kiedy słyszę głos mamy informujący mnie o kolacji. Bez problemu
podnoszę się z łóżka, a zaraz po tym schodzę na dół i siadam przy stole. Dostrzegam
spory entuzjazm w oczach rodzicielki, kiedy opowiada o pięknej sukni, jaką
udało jej się dzisiaj znaleźć. Zaraz po tym przenoszę spojrzenie na Rena, który
słucha każdego słowa mamy z uwagą i skupieniem. Musi ją naprawdę kochać — ma
wszystko wypisane na twarzy.
Szybko zjadam kolację i idę się wykąpać. Stoję pod
prysznicem kawał czasu — na tyle długo, że ktoś zaczyna dobijać się do drzwi, choć
mamy dwie łazienki. Szybko osuszam ciało ręcznikiem, ubieram się i zwalniam
pomieszczenie. Z ręcznikiem na głowie wracam na górę, planując zaszyć się w
pokoju. Ryou znowu chodzi po korytarzu ze szczoteczką do zębów w buzi. Jak
widać niektórych rzeczy nie da się tak łatwo pozbyć.
Nazajutrz rano nie mogę się
zebrać. Już na starcie dopada mnie okropny ból głowy, co jedynie psuje mi
humor. Od razu po śniadaniu wychodzę na uniwerek, nie męcząc się czekaniem na
blondyna. Wolę nie przelewać na innych swojej złej energii. W połowie drogi Ryou
dzwoni, pytając, dlaczego wyszedłem bez niego. Mówię krótko, że się spieszę i
na tym kończę rozmowę. Mam wrażenie, iż momentami wychodzę na chama. Nie chcę
stwarzać takich pozorów, ale co poradzić? Takie czyny weszły mi już w nawyk, a
jak powszechnie wiadomo — upierdliwych nawyków wyjątkowo ciężko się pozbyć czy
chociaż je zmienić.
W trakcie wolnej godziny pomagam
swojemu ulubionemu profesorowi. Zajmuję się przeróżnymi błahostkami — począwszy
od ścierania kurzu ze sprzętu, skończywszy na zabawie w amatorskie
programowanie, dzięki czemu zbieram drobne pochwały.
O właściwym czasie wychodzę,
zostawiając profesora samego. Nie lubię zostawać po zajęciach, kiedy nie ma
żadnej konkretnej roboty, i sensei bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Wchodząc na klatkę schodową, którą planuję
przmieścić się aż na parter, nie spostrzegam, jak obok mnie przechodzi nieco
wyższy brunet, w związku z czym zderzam się z nim ramieniem. Od razu zwracam
się ku jego twarzy z zakłopotaniem.
— Przepraszam — mówię krótko, nawiązując z nim kontakt
wzrokowy.
— I ja również — dodaje z nutą rozbawienia. — Uczysz się
tutaj, prawda?
Podoba mi się jego głos.
Doprowadza mnie do podobnej błogości co słuchanie w zapętleniu ukochanych
smaczków, jak choćby Shape of you.
— Uczę.
— Orientujesz się gdzie znajdę profesora Hoffa?
Brunet mówi o moim ulubionym
profesorze, u którego spędziłem ostatnią godzinę.
— Powinien jeszcze być w swoim małym azylu — mówię z
uśmiechem. — Trzecie piętro, 128.
— Dziękuję.
— Nie ma sprawy.
Czarnowłosy kłania się lekko, co
mimochodem odwzajemniam, a następnie idę w swoją stronę.
Wieczorem, kiedy nie mam nic do
roboty, dostaję randomowy telefon. Jak się okazuje — od Ryou, bo któżby inny
mógł do mnie zadzwonić bez powodu. Chłopak mówi, że bawi się na imprezie w
klubie i pyta, czy nie chciałbym do nich wpaść.
Od razu odmawiam, wyłapując sporo szmerów i innych irytujących dźwięków,
po czym się rozłączam. Blondyn dzwoni po tym jeszcze kilka razy, jednak nie odbieram.
W końcu daje sobie spokój.
Godzinę później mój telefon ponownie dzwoni. Odbieram z
irytacją, natychmiast przykładając aparat do ucha, a kiedy wyłapuję zapity głos
blondyna, cudem powstrzymuję śmiech. Chłopak ledwo skleja zdania, jednak jakoś udaje
mu się spytać, czy mógłbym go odebrać. A w zawiązku z tym, że nie mam prawka —
całą drogę muszę pokonać z buta. Z powrotem nie zamierzam się męczyć. Zadzwonię
po taksówkę.
Po niepełnej połowie godziny docieram do klubu, starając się
jakoś skontaktować z blondynem, co nie dochodzi do skutku. W ostatniej chwili
łapie mnie Yoru — kolega Ryou, który ostatnio odwiedził nas z ciekawym filmem
dokumentalnym. Mówi, że blondyn jest w łazience, starając się jakoś
wytrzeźwieć. Wyjaśniam jakimś gościom spod klubu, że jedynie przyszedłem
odebrać „kolegę”, a następnie wchodzę do środka. Trochę zajmuje mi odnalezienie
łazienki. Ku mojemu zdziwieniu nie jest jakoś specjalnie zasyfiona. Ryou stoi
nad umywalką i wzdycha pod nosem. Tak, zdecydowanie jest pijany. Podchodzę do
niego.
— Jak mogłeś doprowadzić się do takiego stanu. — Kręcę głową,
lekko klepiąc chłopaka po plecach.
— Sam się o to pytam.
Przynajmniej już mówi w miarę
zrozumiale.
— Ale ty płacisz za taksówkę.
— Dobra. — Macha dłonią. — Wszystko mi jedno.
I mimo iż Ryou zaczął wreszcie
mówić wyraźnie, wciąż jest pijany, w związku z czym wystarczy jeden krok w moją
stronę, aby runął jak kłoda i wpadł prosto na mnie. Tak też się stało — nawet
nie spostrzegam, jak zostaję przygwożdżony do ściany ciężarem jego ciała,
a następnie spoglądam w jego półprzytomne
oczy. Mimowolnie kieruję wzrok na jego usta, jednak szybko się otrząsam i kładę
ręce na jego barkach, chcąc się jakoś uwolnić. Blondyn chyba źle to odbiera, bo
w mgnieniu oka łapie mnie za podbródek i, zupełnie jak w moim niedawnym wyobrażeniu,
czy może teraz powinienem raczej powiedzieć „wizji”, całuje mnie.
Komentarze
Prześlij komentarz