Shukuteki - 38
Czuję
się jakbym dryfował po jeziorze na bardzo cienkiej tafli lodu. Jest ona bowiem
moją metaforyczną barierą, która dzieli mnie od utonięcia w ogromnym morzu
emocji. Boję się tego. Nigdy przedtem nie miałem do czynienia z aż tak wielkim
mętlikiem, a co za tym idzie – po prostu nie wiem, jak poradzić sobie z tym
niewygodnym stresem.
Niepokój
sieje panikę w mojej głowie.
Mimo
iż doskonale czuję dotyk Yoon Jae, bicie jego serca i ciepły oddech łaskoczący
mnie po karku, to wciąż nie wierzę, że chłopak jest przy mnie i trzyma mnie w
ramionach z taką czułością. Przez moment odnoszę wrażenie, iż cała ta sytuacja jest
jedynie snem; że gdy tylko parę razy zamrugam, ocknę się na kanapie w salonie i
doznam rozczarowania w wyjątkowo zaawansowanym poziomie.
Przez
to boję się cokolwiek zrobić.
Poruszyć,
odezwać.
Po
prostu nie potrafię zmusić umysłu do choćby najdrobniejszego gestu.
Nagle
ramiona chłopaka rozluźniają ucisk, dając mi nieco swobody, z czego mimo woli korzystam
i odsuwam się na niewielką odległość od jego ciepłego ciała. Skóra Yoon Jae pachnie
cytrusami, z czego zdaję sobie sprawę dopiero teraz – po odsunięciu się na
dostateczną odległość i ponownym skosztowaniu zwykłego powietrza. Wzdycham,
lekko zagryzając policzki od wewnątrz, a następnie zerkam na niego z
niepokojem.
Nie
uśmiecha się. Usta nie wyrażają niczego. Podobnie z resztą twarzy – zero
spięcia czy niepotrzebnego grymasu. Jedynie oczy coś mówią, lecz ich nieme
słowa nie są dostatecznie jasne, abym mógł wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. Z
jednej strony czuję przytłoczenie wynikające z tej cholernej niepewności, ale z
drugiej non stop narasta we mnie ekscytacja, bo skoro do tej pory nie
wyleciałem za drzwi, Yoon Jae musi najwyraźniej brać pod uwagę szczerość moich
słów i najprawdopodobniejwłaśnie ta kwestia odpowiada za jego obecną minę.
W
głębi chcę poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
Czy
jest jeszcze jakaś szansa, choćby minimalna, na powrót do tego, co było
dawniej?
Mimo
woli kieruję swe spojrzenie nieco niżej. Na moment zatrzymuję się na jego
ustach, w myślach błagając, aby jeszcze kiedyś uformowały się w ten piękny,
zniewalający uśmiech. Przesuwam wzrokiem w dół. Obojczyki brązowowłosego przebijają
się przez luźną koszulkę, w głównej mierze dzięki wycięciu na dekolcie. Jak na
osobę o dobrej budowie, niektóre kości ma aż za bardzo widoczne. Oczywiście nie
szpeci go to w żaden sposób, prędzej dodaje uroku, wyróżnia go. Wreszcie zatrzymuję
się na swobodnie ułożonych dłoniach o zadbanej skórze i prostych palcach. Machinalnie
spinam barki, wyobrażając sobie ich łagodny dotyk. W wyniku wszystkie włosy na
karku jeżą się, jakbym nagle wszedł do jakiegoś chłodnego pomieszczenia, przez
co krzywię się niemal niezauważalnie. Szybko jednak odzyskuję kontrolę nad
własną mimiką i już po chwili podejmuję kolejną próbę doszukania się
odpowiedzi w oczach Koreańczyka. Ale
niestety… jego tajemnicze ślepia są jak książka sporządzona w języku obcym,
którego jeszcze nie zdążyłem przestudiować – kompletnie nie do rozszyfrowania.
Lekko
rozchyla usta, w następnej kolejności biorąc większy wdech. Wysuwam taki
wniosek, widząc, jak jego klatka piersiowa nagle unosi się i następnie pozostaje
w miejscu przez parę sekund. Wraz z wypuszczeniem powietrza, czemu towarzyszy
cichy świst, unosi jedną z dłoni. Przejeżdża opuszkami palców po własnych
włosach, a gdy wreszcie pokonuje cały tor z sukcesem, wzdycha. Ten dźwięk zostawia
za sobą echo bólu, strachu, ale też niepewności i pewnego rodzaju ulgi. Nie mam
pojęcia, jak powinienem to zinterpretować.
— I co ja mam
teraz z tobą zrobić? — pyta nagle, umyślnie stroniąc spojrzeniem od mojej
twarzy. — Zrywasz ze mną, nie podając mi przy tym żadnych szczególnych
wyjaśnień, a po miesiącu wracasz i mówisz, że mnie kochasz — mówi posępnym
tonem, a następnie śmieje się krótko, cicho, co od razu wywołuje gęsią skórkę
na moich ramionach. — Jakieś sugestie?
Odpowiadam
mu ciszą i niewielkim uśmiechem. A przynajmniej czymś, co ma przypominać ten
drobny wyraz szczęścia. W rzeczywistości wykrzywiam usta, lecz spięcie
towarzyszące całej mojej twarzy sprawia, iż wargi drgają niemal niezauważalnie,
a zaraz po tym rozciągają się w długą, prostą kreskę.
A
Yoon Jae śmieje się.
Parska
krótko, niemal od razu zasłaniając usta dłonią. Odwraca wzrok i lekko ściąga
brwi, co kompletnie nic mu nie daje, bo doskonale widzę, iż cudem powstrzymuje
śmiech.
Ciepła
fala rozchodzi się po całej mojej twarzy, czemu najpewniej towarzyszy zmiana
koloru skóry w pewnych – acz kluczowych – miejscach. Spuszczam głowę, dodatkowo
zamykając oczy i wzdycham bezgłośnie.
— Śmiej się do
woli — rzucam krótko, pesząc się jeszcze bardziej.
Gdyby
to nie był on, najpewniej rzuciłbym jakąś kąśliwą uwagą, a następnie wyszedł i
nawet przez moment nie myślał, że zrobiłem coś źle. Ale niestety siedzę
naprzeciw osoby, której zdanie znaczy dla mnie naprawdę wiele, toteż nie mogę
sobie pozwolić na głupie docinki. Na pewno nie w tej konkretnej chwili, która jest
bardzo kluczowa i wprawdzie od niej zależy, co będzie dalej.
— Nie będę —
oznajmia opanowanym głosem. Zaraz po tym siedzenie ugina się parę razy w
różnych miejscach. Zaciekawiony unoszę wzrok. Spostrzegam, iż chłopak siedzi
jak gdyby nigdy nic w znacznie mniejszej odległości niż przedtem, i ze spokojem
popija herbatkę. Właśnie. Herbata. Zupełnie o niej zapomniałem.
Niepewnie
sięgam po kubek z zapewne nieco chłodniejszym napojem, a następnie wypijam
prawie całą jego zawartość. Miodowy smak płynu trochę mnie uspokaja.
— Chociaż
momentami to ciężkie — kontynuuję, błądząc wzrokiem po obszarze znajdującym się
naprzeciw. — Ale chyba nic na to nie poradzę — Wzrusza ramionami.
Rozumiem,
że umyślnie trzyma mnie w niepewności. Wciąż się nie określił, a co za tym idzie
– ja nadal nie wiem na czym stoję. Mam chęć go pospieszyć, aby powiedział mi,
co o tym wszystkim myśli, ale jakoś nie mam odwagi, by poruszyć ten temat.
— Czemu
milczysz? — pyta, od razu zwracając się ku mojej osobie. Nasz kontakt wzrokowy trwa
może sekundę, ale tyle wystarczy, abym na nowo zapomniał języka w gębie.
Chłopak wzdycha z niewielkim uśmiechem. — Nie musisz odpowiadać.
D
z i ę k u j ę.
Szkoda,
że nie mogę powiedzieć tego na głos.
Yoon
Jae przeciąga się niczym zmęczony kocur, mrucząc przy tym cicho. Spinam się,
gdyż dopada mnie myśl, że za moment wyleje herbatę z kubka, ale kiedy odkłada
go na stół, spostrzegam, że naczynie stoi puste. Oddycham w duchu z ulgą. Nie
powinienem się martwić o takie drobnostki. Powinienem raczej zacząć przejmować
się własną blokadą, która odbiera mi zdolność mowy.
— Wprawdzie
nie muszę już tego mówić, bo doskonale mnie słyszałeś, o czym sam mnie przed
chwilą poinformowałeś — śmieje się melodyjnie, co od razu rozjaśnia moje myśli.
— Ale i tak to zrobię.
Chłopak
patrzy na mnie z ukosa, lekko mrużąc ślepia. W ich błysku przejawia się
szczerość, a ten cały gniew i rozczarowanie gdzieś ulatują.
— Ja też cię
kocham — mówi wprost, bez zawahania. Posługuje się tak pewnym tonem, jakby
udzielał idealnie wyuczonej odpowiedzi nauczycielowi na sprawdzianie. Ale ten
temat nie jest żadnym pytaniem z testu. Mowa o prawdopodobnie najważniejszych
uczuciach scalających związek. A skoro chłopak mówi o nich z taką pewnością i
łatwością, naprawdę nie może kłamać czy wyolbrzymiać. Jednakże w tym wszystkim jest
coś lekkiego, oprzytomniającego. I to właśnie ta lekkość mnie dobija. — Ale nie
mogę udzielić ci teraz żadnej konkretnej odpowiedzi.
Uśmiech
Yoon Jae zmienia swoje zabarwienie.
— To nie tak,
że nie chcę, bo chcę — spuszcza wzrok, prawdopodobnie dobity mocą swojej
odpowiedzi — ale musisz zrozumieć, że to zerwanie nie było dla mnie byle czym.
Ja… naprawdę mocno to przeżyłem. To był zarówno pierwszy raz, jak tak bardzo
się od kogoś uzależniłem, jak i pierwszy, kiedy musiałem sobie samemu poradzić
z tak nagłą stratą tej wyjątkowej osoby. Muszę sobie to wszystko poukładać.
Przemyśleć, co zamierzam, bo na tę chwilę nie jestem w stanie trzeźwo myśleć.
To jasne, że jestem szczęśliwy z powodu tego, co wyznałeś, ale mimo to myślę,
że obaj powinniśmy trochę ochłonąć i na spokojnie nad tym wszystkim pomyśleć. I
dopiero po tym podjąć jakąś decyzję.
Twarda
gula staje mi w gardle. Takiej odpowiedzi obawiałem się najbardziej. Niby nie
wszystko stracone, ale jednak do samego końca nie jestem pewien, na czym stoję.
Czy
tego pragnąłem? Nie.
Czy
wolę to od bezpośredniego odrzucenia? Tak. Ponieważ wciąż mam szansę na
naprawę; na udowodnienie, iż nie odwalę jeszcze raz dokładnie tego samego
numeru. Skąd wiem, że nie stchórzę znowu? Nie wiem. Wierzę w to i mam szczerą
nadzieję, iż Yoon Jae również we mnie uwierzy i postanowi dać nam drugą szansę.
Spuszczam
wzrok. Mokra rzęsa muska mnie w policzek, przez co automatycznie prostuję plecy
i przetarłem oczy. Nawet tego nie spostrzegam. Ale przynajmniej mam świadomość,
jak bardzo zależy mi na Koreańczyku. Gdyby było inaczej, gdybym tylko
wyolbrzymiał i był w błędzie w związku z własnymi uczuciami, nie czułbym się
teraz tak miękko i bezsilnie.
— Okej —
rzucam cicho, po czym odkładam pusty kubek na stół. — W porządku. Ale ja też
mam swoje warunki.
Yoon
Jae spogląda na mnie z uwagą, zaciekawieniem.
— Wrócisz na
zajęcia. Do pracy w kawiarni też. Przestaniesz unikać świata i – robię krótką
pauzę, lekko marszcząc brwi — uczeszesz włosy. Nieład jest w porządku, ale nie
w takim wydaniu.
Chłopak
w jednej chwili unosi brwi, lekko rozchylając usta, by zaraz po tym rozciągnąć
wargi w szerokim, szczerym uśmiechu i obdarować mnie wyjątkowo melodyjnym
śmiechem.
Czyli
tym, czego mi tak bardzo brakuje.
Naprawdę…
bardzo.
— Dobrze. Daję
słowo harcerza — śmieje się raz jeszcze, a ja mimo woli wreszcie rozpogadzam
się na tyle, aby zdjąć z twarzy cały ten stres i tak po prostu odetchnąć z
ulgą.
— Będę się już
zbierać — oznajmiam, podnosząc tyłek z siedzenia. Niepewnie na niego zerkam, a
gdy spostrzegam, iż również zbiera się do stanięcia na równe nogi, rozluźniam
ramiona. Czuję się znacznie lepiej. — Widzimy się jutro? — pytam z nadzieją w
głosie, a kiedy w odpowiedzi otrzymuję kiwnięcie głową, któremu dodatkowo towarzyszy
szczere spojrzenie, naprawdę zapominam o wszelkich nieprzyjemnościach. — Więc
do jutra — dodaję po chwili.
— Do jutra —
odpowiada, przechylając głowę na bok.
Odprowadza
mnie do drzwi i czeka w ich progu do momentu, aż docieram do głównej ulicy. I
mimo że mam nieodpartą chęć mocno go objąć na pożegnanie, co miałem w zwyczaju
robić jeszcze niedawno, teraz muszę dać sobie na wstrzymanie i po prostu
poczekać. Widząc, jak Koreańczyk zamyka drzwi z ulgą malującą się na twarzy,
sam rozwiewam cały niepokój i już po chwili zmierzam na przystanek ze spokojem,
nie mogąc oprzeć się myśli, że naprawdę chciałbym móc go już przytulić.
***
Wieczorem
spotykam się z Hisato. Dzielę się z nim wszystkimi nowinkami, co wprawdzie jest
moim nawykiem. Momentami czuję się źle z myślą, iż traktuję czarnowłosego jak
jakiegoś doradcę, ale gdy widzę, że chłopak nie ma nic przeciwko temu i
najwyraźniej lubi udzielać mi przeróżnych porad, nie przejmuję się tym aż tak
bardzo.
Mówi
mi, iż dobrze zrobiłem. Że ta nagła interwencja była naprawdę dobrym znakiem,
który Yoon Jae weźmie pod uwagę na sto procent. Jego zdaniem Koreańczyk
postąpił dobrze, pozostawiając mnie w niewiedzy jeszcze przez jakiś czas.
Myślę, że dzięki temu, jak zareagował na moje niespodziewane wyzwanie, Hisato
zmienił o nim zdanie. W pozytywnym sensie, rzecz jasna.
Gdy
tak teraz o tym myślę, sam muszę przyznać, że zdziwiłbym się, gdyby Yoon Jae
tak po prostu puścił w niepamięć nasze zerwanie i zaczął zachowywać się jak
gdyby nigdy nic. Zraniłem go i mam tego pełną świadomość. On zresztą też, co widać
gołym okiem. I dlatego w pełni rozumiem kroki, jakie postanowił podjąć.
Dzięki
temu mam czystą świadomość, że jego uczucia są szczere.
— A jak z
Ryou? — pyta nagle, odkładając notatnik na stół. To nie tak, że czarnowłosy spisuje
każde moje słowo niczym psycholog na sesji ze swoim pacjentem. Hisato jest w
trakcie tworzenia nowej książki i szuka wszelkiej maści inspiracji, której potrzebuje
do spójnego doprowadzenia historii do końca. Jestem trochę zdziwiony, że moja
osoba pomaga mu w uzyskaniu niektórych odpowiedzi, bo przecież nie jestem nikim
wyjątkowym ani tym bardziej ciekawym, ale najwyraźniej moje cechy muszą w jakiś
sposób przemawiać do chłopaka. Już nie mogę się doczekać, aż przeczytam jego
nowe dzieło.
— Jest z nim
coraz lepiej — oznajmiam, sięgając po filiżankę kawy. Dopijam napój do końca.
— Nie do końca
to miałem na myśli.
— Więc co? —
Spoglądam mu w oczy, wyczekując odpowiedzi. Poniekąd podejrzewam do czego
chłopak zmierza, ale mimo to chcę usłyszeć dosadną odpowiedź z jego ust.
— Jak wygląda
sytuacja między waszą dwójką?
To
pytanie mogłoby mi sprawić trudność jeszcze parę miesięcy temu. Jednakże
tamtego dnia, gdy Ryou mnie niespodziewanie pocałował, a ja po chwili go
odsunąłem, tak naprawdę nie odrzuciłem go jako osobę, a jako obiekt moich
uczuć. Dzięki temu zacząłem powoli wykreślać go ze swojego serca. Dodatkowo mój
umysł zaczął zajmować ktoś inny, przez co nie miałem okazji na rozmyślanie o
blondynie.
Zapomniałem
o nim.
O
tym, co nas łączyło i o uczuciach, jakimi go darzyłem.
Wciąż
mam mu za złe niektóre rzeczy, ale nie zamierzam wystawiać ich na pierwszy
plan. Chłopak jest chory i to go poniekąd usprawiedliwia. Może nie w stu
procentach, ale w jakimś minimalnym stopniu owszem.
Ważne,
że robi się coraz lepiej. Ja zmieniam swoje podejście, natomiast on tok
myślenia. Leczenie owocuje lekką zmianą w jego sposobie postrzegania, który z
kolei pomaga w dalszym etapie terapii. Teraz Ryou wie co jest jego największym
problemem i najwyraźniej szczerze chce to zwalczyć. Zauważyłem, że dzięki
pomocy lekarza przestał spotykać się z tymi wszystkimi toksycznymi ludźmi,
którzy narzucali mu jakieś chore pomysły. Jedynym chłopakiem, który go odwiedza
jest Yoru – kolega od filmu dokumentalnego, który okazał się być słabym
pornolem. Jemu najwyraźniej nie przeszkadza choroba blondyna. Myślę, że chłopak
od początku w głębi coś podejrzewał, lecz do samego końca nic nie wspominał,
coby się nie przejechać, gdyby Ryou jednak był w pełni zdrowy.
— Między nami
jest okej — odpowiadam zwięźle, wciąż patrząc na chłopaka. — Nie wchodzimy
sobie w drogę i wspieramy się w najgorszym wypadku — śmieję się krótko.
— Najgorszym?
— Unosi brwi, zdziwiony.
— Ano — odpieram,
spuszczając wzrok. — Mimo wszystko trochę głupio słuchać się porad osoby, do
której żywi się pewną urazę.
Nie
wyolbrzymiam. Naprawdę czuję się dziwnie, kiedy rozmawiam z Ryou o swoich
problemach i oczekuję jakiejś sensownej odpowiedzi. Może i blondyn nie jest
głupi i potrafi gadać z sensem, ale mimo to nic nie mogę poradzić, że dopada
mnie specyficzne uczucie w żołądku, kiedy chłopak rodzi mi, abym zrobił daną
rzecz. I, co gorsza, kiedy rzeczywiście to robię, wiele spraw wychodzi po
pewnym czasie na prostą.
Zresztą
to samo tyczy się mnie. Jestem niemal pewien, że blondyn czuje dokładnie to
samo, kiedy to ja pomagam mu z chorobą i wysłuchuję go, gdy dopada go chwila
zwątpienia.
— Ważne, że
wszystko się ułożyło — stwierdza, wzrok skupiając na leżącym na stole
notatniku. — A przynajmniej większość.
— Prawda —
zgadzam się, kiwając głową. — Tylko jak będzie wyglądać zakończenie? — śmieję się
cicho, posępnie. Mimo iż moje życie nie jest jakąś historią, nie mogę o to nie
spytać. Oczywiście wszystko nie skończy się na dniu, kiedy Yoon Jae znowu się
ze mną spotka. W zależności od tego, jaką odpowiedzią mnie uraczy, po pewnym
czasie zrodzą się nowe problemy, które trzeba będzie zwalczyć. Jednakże na tę
chwilę martwię się tylko jednym. Jak właśnie będzie wyglądać ta odpowiedź?
Nie
bardzo wiem, co następnie mówi Hisato, gdyż za bardzo się zamyślam. Do świata
żywych wracam dopiero po paru minutach, kiedy chłopak zaczyna się zbierać do
wyjścia. Terminy depczą go po piętach, przez co musi się sprężyć i im zwinnie
uciec. Żegna się ze mną krótkim słowem i już po chwili zostaję sam, wpatrując
się zmęczonymi oczami w pustą filiżankę po kawie.
Chyba
też powinienem się zbierać. Jutro z rana mam zajęcia, których nie mogę opuścić.
Cenne wykłady to jedno, ale ta sprawa ma drugą stronę, nieco ważniejszą.
Dodatkowo będzie to dobry czas na udowodnienie Koreańczykowi, że nie pożałuje,
gdy da mi drugą szansę.
Bo
nie pożałuje.
Komentarze
Prześlij komentarz