Pożądana krew - 8
Ta informacja postawiła Seta w bardzo niekomfortowej
sytuacji. Nawet, jeśli chłopak powoli zaczynał przyswajać fakt istnienia
wampirów i tym podobnych, to po dowiedzeniu się, iż sam należy do
tego niezwykłego świata i wkrótce będzie musiał wyjechać w jakieś odległe
miejsce, zaczął odczuwać wyraźne przytłoczenie. Miał problem z przyswojeniem
tak wielkiej ilości nowych rzeczy. O ile wampiry same w sobie przestały być
takim absurdem, tak informacja, iż jest w pewien sposób zagrożony, na nowo wywołała mętlik w jego głowie.
Nie miał nikogo, kto działałby na niego tak kojąco, jak
dawniej Noah. Niestety Susan i Liam wciąż nie byli mu aż tak bliscy. To nadal
nie było to samo.
Wraz z nadejściem ranka Seta dopadło przedziwne uczucie głodu.
Po zjedzeniu dwóch ogromnych porcji gofrów z owocami i wypiciu sporego kubka
kawy dalej miał ochotę wepchnąć w siebie całą zawartość lodówki. A to pewnie
nadal by nie wystarczyło.
Na szczęście z pomocą przyszła Jane, która — widząc wyraz
twarzy Seta i to, co chłopak wyczynia — od razu ułożyła sobie całą historię w
głowie. Zaparzyła aromatyczne ziółka, które przyniosła dzień wcześniej.
— Paskudne — syknął Seth pod nosem po zamoczeniu języka w
napoju.
— To ma działać, nie smakować.
Szatyn zaśmiał się pod nosem.
— Co cię tak rozbawiło? — spytała Jane z ciepłym uśmiechem.
— Dokładnie to samo powtarza Liam, kiedy wyciąga butelkę
wódki i widzi moją minę — wyjaśnił Seth szybko.
— To możliwe, żebyś skrzywił się na widok alkoholu?
— Wbrew pozorom wiele rzeczy wywołuje we mnie odruch
wymiotny. A wódka swoi na ich czele wraz ze śmierdzącym sosem wujka. No, teraz
można jeszcze dorzucić do listy te ziółka. Mamy trzech królów na szczycie.
— Jesteś jeszcze młody. — Machnąwszy dłonią, prychnęła. — Z
czasem dowiesz się, jak smakuje coś naprawdę paskudnego.
— Nawet nie próbuj mnie straszyć. — Spojrzał na Jane spode
łba. — Bo jeśli istnieje coś o wiele bardziej odpychającego od tego
tajemniczego sosu, to nie chcę chyba dożyć momentu, w którym będę musiał tego
skosztować.
Jane pokręciła głową, łagodnie się uśmiechając, a następnie
wróciła do swoich zajęć. Kiedy przekładała metalowe pojemniki z jednego pudełka
do drugiego, Seth przyglądał jej się w ciszy, stopniowo poważniejąc.
— Jane — powiedział cicho i niepewnie, co zwróciło uwagę
kobiety.
— Co się stało? — zapytała zdziwiona.
Chłopak nabrał sporo powietrza do płuc, na końcu
przygryzając wargę.
— Naprawdę muszę wyjechać?
Jane momentalnie zastygła. Dla niej to również nie było
proste, zwłaszcza że znała powagę sytuacji i wiedziała o tej jednej istotnej
rzeczy związanej z siostrzeńcem, co tylko potęgowało jej niepewność związaną z
tym wszystkim.
— To nie tak, że wyjedziesz w jakieś odległe miejsce i już
tu nie wrócisz. — Zdobyła się na niewielki uśmiech. — I to też nie tak, że z
tego powodu stracimy kontakt.
— Domyślam się, ale... — zamilkł, wzrok skupiając na
podłodze. — Mimo wszystko mam pewnego rodzaju obawę.
— Rozumiem cię doskonale. — Usiadła obok chłopaka. — Mnie
też to martwi. W końcu dopiero poznałam tego Viora, a już muszę cię gdzieś z
nim puścić. Niestety on wie zbyt wiele, aby zgonić to na przypadek. Wie o tobie
i podejrzewa, że możesz mieć problemy przez swoje… pochodzenie.
— A gdybyśmy zaczęli udawać, że wszystko jest jak dawniej?
Gdybym zapomniał o istnieniu wampirów, gdybym zignorował fakt, że masz jakieś
zdolności?
Jane wzięła spory haust powietrza.
— To… nie wiem, Seth. Naprawdę nie wiem. — Spochmurniała. —
Jeśli Vior nie jest w błędzie, grozi ci niebezpieczeństwo. Właśnie dlatego potrzebujesz
jego pomocy. Ten wyjazd może ci wyjść na dobre.
Skinął głową w geście zrozumienia, choć nadal nie był
pewny, czy dobrze rozumie. Jego mama spotykała się z wampirem, zaszła z nim w
ciążę. I później ten osobnik poznał Viora. Wampir sam wyznał, że byli
przyjaciółmi i głównie dzięki temu dowiedział się o Secie. Ale Vior powiedział
tylko tyle. Skąd w takim razie wziął informacje o niebezpieczeństwie; dlaczego
powiązał je z Uroboros?
Seth odnosił wrażenie, jakby wciąż nie wiedział
wszystkiego.
Odchrząknął.
— Powiedzmy, że rozumiem i jestem za. Ale co ze szkołą?
Moja nieobecność na pewno rzuci się w oczy. Jestem na ostatnim roku. Będę mieć
egzaminy.
— Załatwimy to, Seth.
Chłopak chciał spytać „w jaki sposób?”, ale powstrzymał się
przed drążeniem tematu w obawie, iż to jedynie wszystko pogorszy. Zamilknął,
pokiwał głową.
Jane przez chwilę spoglądała na Seta badawczo, jakby
dokładnie sprawdzając jego reakcję, po czym uśmiechnęła się tak lekko, tak
ciepło, jak gdyby rozmowa sprzed chwili nie miała miejsca.
— Teraz mam lekkie wyrzuty sumienia. — Zaśmiała się.
— O czym ty mówisz? — spytał chłopak z obawą.
— Andy wróci dzisiaj wcześniej. Od razu powiedział, że z
tej okazji coś nam ugotuje, a to może oznaczać tylko jedno. Tajemniczy sosik.
Seth automatycznie pobladł.
— Żartujesz.
Jane jedynie wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co
powiedzieć.
— Już tak nie rozpaczaj. — Uśmiechnęła się melancholijnie.
— Chociaż pamiętam, że zawsze miałeś opory z jedzeniem potraw Andego. Za każdym
razem, kiedy wiedziałeś, że na obiad będzie któreś z jego dzieł,
przyprowadzałeś Noaha.
— Prawda! — Seth zmrużył oczy na myśl o przyjacielu. — Miał
ogromny apetyt. Mógł jeść i jeść, a to i tak było dla niego za mało. Na dodatek
smakował mu t e n sos. — Pokręcił głową, uśmiechając się kącikiem. — Ale
przynajmniej dzięki temu sam nie musiałem się katować.
Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło.
— Ostatnim razem odwiedzaliśmy jego grób jakoś tydzień
przed wyprowadzką, prawda? — spytała Jane.
— Mhm. — Seth skinął głową. — Trochę czasu już minęło.
— To prawda. — Kobieta założyła dłonie na piersi. — Mów,
jeśli tylko zapragniesz go odwiedzić.
— W porządku. — Posłał cioci łagodny uśmiech. — Idę do
siebie.
Seth tak naprawdę miał już dość tych wszystkich spraw
związanych z magią, więc kiedy tylko znalazł się w pokoju, zamknął drzwi, a
następnie usiadł przy biurku i założył słuchawki na uszy. Od razu włączył
muzykę, ustawiając głośność na najwyższy stopień. Nie chciał słyszeć niczego
prócz muzyki. Nawet własnych myśli. Po tym odpalił strzelankę i spędził przy
niej przez kolejne dwie godziny. W gruncie rzeczy nie zauważył, jak szybko ten
czas zleciał.
Poczuł zasysanie w żołądku. Od razu zdjął słuchawki i wstał
z miejsca. Wyszedł z pokoju, zszedł na dół. W kuchni zastał Jane, ale kobieta
nie była sama. Siedziała przy stole ze starszym mężczyzną. Z wyrazu twarzy,
który posłała Setowi w momencie, gdy go zobaczyła, można było wyczytać jedno.
Ich gość nie był mile widziany.
***
Seth od razu obdarował Jane pytającym spojrzeniem. Bez
problemu dostrzegał wyraźne załopotanie na twarzy kobiety, jednak mimo to nie
wiedział, co jest grane. Dopiero, kiedy przekierował wzrok na nieznajomego
mężczyznę, domyślił się, co wywołało taki wyraz twarzy u cioci. Po ostatnich
zdarzeniach nie było najmniejszej możliwości, aby chłopak nie skojarzył tego
symbolu. Wąż zjadający własny ogon. Uroboros.
— Dobry wieczór — powiedział mężczyzna, wstając na równe
nogi.
Seth odpowiedział mu powolnym skinieniem głowy.
Nieznajomy wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka,
przedstawiając się jako John. Mimo iż jego twarz pokrywały liczne zmarszczki i
blizny, sam głos przeczył widocznemu wiekowi. Z tego powodu Seth przykuł o
wiele większą uwagę do twarzy mężczyzny. Wówczas spostrzegł interesującą rzecz
— skóra Johna wyglądała bardzo… nienaturalnie.
Jak g u m a .
Spojrzał ukradkiem na Jane, mając nadzieję, iż znajdzie
odpowiedź w oczach kobiety, lecz ta siedziała jak na szpilkach, mocno
zaciskając dłonie na krześle. Seth przełknął gulę, nieznacznie skrzywił twarz.
Nie miał pojęcia, co jest grane, ale mimo to czuł poważne napięcie.
Vior ostrzegał go przed ludźmi z Uroboros, a teraz jeden z
nich siedział w jego domu, rozmawiał z nim. Seth nie miał pojęcia, co robić czy
mówić, aby stworzyć pozory normalności, które zalecał mu wampir.
— Seth, prawda? — John przemówił, bardzo dobrze znając
odpowiedź.
Nastolatek przełknął gulę, zmieszany, lecz odparł
twierdząco. W głowie mu szumiało, trzaskało, jakby myśli nie mogły wkroczyć na
odpowiedni tor i w wyniku zderzały się ze sobą. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
Jane zresztą nie była w lepszej formie.
— Proszę cię, abyś zachował spokój. Dzięki temu unikniemy
niepotrzebnego konfliktu.
Nie był pewny, czy dobrze usłyszał. Zachowaj spokój. Wtedy
unikniesz konfliktu, pomyślał. Ale o jakim konflikcie mowa? Co ten starzec może
zdziałać? Jeśli się ruszę, jeśli coś zrobię, nim on to zauważy, być może…
Nie zdążył skończyć myśli, bowiem John zachował się tak
zwinnie, tak sprytnie, iż Seth nawet nie spostrzegł, jak mężczyzna przyłożył
ostrze noża do jego nadgarstka, robiąc na nim łagodne nacięcie. Strużka krwi
wypłynęła z rany, popłynęła w dół. Pojedyncze krople skapywały na podłogę,
brudząc jak dotąd czyste kafelki. Seth wpatrywał się we własne ramię z szokiem,
nie potrafiąc zareagować w żaden sposób.
Jane zerwała się z siedzenia, przerażona, lecz nim zdążyła
podejść do siostrzeńca, John zagrodził jej drogę. Wziął do ręki szmatkę (która
od początku wisiała na haczyku przy kuchence), następnie podając ją
nastolatkowi. Seth bez zawahania docisnął włókno do rany, oddalił się od Johna
o parę kroków. Nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę. To było zbyt
nagłe, zbyt niespodziewane i Seth bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
Docisnął materiał mocniej, jakby chcąc tym sposobem
wyczarować sobie drogę ku zanikowi frustracji. Niestety wciąż stał
sparaliżowany nie tylko strachem, ale również niedowierzaniem.
Jeszcze niedawno siedział w tym pomieszczeniu z Jane,
rozmawiając o Noahu, o wspólnym obiedzie z Andym. A gdy po niedługiej chwili
zszedł, by poprosić ją o skontaktowanie się z Viorem, przy stole zauważył
mężczyznę, przed którym wampir ostrzegał go niejeden raz. Nawet nie spostrzegł,
jak nieznajomy wyjął nóż i drasnął go ostrzem. Seth nie mógł zrozumieć, co to
miało na celu. Jeśli chciał go zaatakować, jeśli chciał go zranić, dlaczego
przerwał po zrobieniu tej płytkiej rany; dlaczego podał mu ściereczkę?
Kolejny trzask, kolejne zderzenie.
Grymas ponownie wpłynął na jego twarz.
— Tyle powinno wystarczyć. — John zmrużył oczy. W ich głębi
odbijała się groza. — Odsłoń rękę.
Seth zbaraniał. Ponownie spojrzał na Jane, ponownie
poprosił ją o pomoc. Kobieta niestety była równie bezradna, co on. Spuścił
głowę, zacisnął zęby. Powoli odsunął materiał od rany.
C z e r w i e ń .
John zacmokał, jakby rozbawiony, po czym wyrwał Setowi
ścierkę z ręki. Po paru sekundach przykładał ją ponownie do nadgarstka chłopaka
— tym razem zwilżoną. Krew schodziła bezproblemowo, finalnie odsłaniając
idealnie gładki fragment skóry.
Nacięcie zniknęło.
John od razu rozciągnął usta w zadowolonym uśmiechu.
Wyglądał, jakby do teraz nie był przekonany. Na szczęście trafił do właściwego domu,
do właściwej osoby. Odnalazł go. Nie było mowy, że go wypuści czy zostawi.
— Jane? — Głos Seta był zbyt wysoki, wręcz załamywał się
przy najprostszym dźwięku.
Kobieta posłała Setowi przerażone spojrzenie. Ona również
nie wiedziała, co jest na rzeczy.
Seth natomiast pomyślał o ich ostatniej rozmowie — został
wręcz zapewniony, że jest zwykłym człowiekiem; nie było w nim niczego
nietypowego, nie licząc jakiejś zdolności. Ale zwykli ludzie nie leczą się tak
szybko. To niemożliwe.
„To nie ma najmniejszego sensu.”
— Samochód czeka pod domem — John ponownie przerwał ciszę,
kompletnie niewzruszony. — Wciąż radzę ci, abyś zachował spokój.
Seth spojrzał na Johna bez wyrazu.
— Dokąd chcesz mnie zabrać?
Jego głos był spokojny, oddech podobnie — zupełne
przeciwieństwo myśli, które znowu poddały się koszmarnemu wirowi; które
ponownie wpadały na siebie, zderzały się ze sobą. Nagle wszystko zaczęło tracić
sens. Jane, Andy, rodzina — to wszystko zrobiło się strasznie odległe.
Istnienie wampirów niemalże wywołało uśmiech, a sam Vior sprawił wrażenie snu,
z którego Seth właśnie się wybudził — prawdopodobnie po to, by stawić czoła
nadciągającemu koszmarowi.
John pokazał, co potrafi; udowodnił, że posiada nie tylko
siłę, ale też technikę.
I przede wszystkim pokazał Setowi, że ten wciąż o niczym
nie wie.
— Dobra decyzja. — Nie odpowiedział na pytanie. Zamiast
tego uśmiechnął się przebiegle, zwrócił w kierunku korytarza.
Seth podążył wzrokiem za s t a r c e m . Automatycznie
wstrzymał oddech, gdyż w progu drzwi ujrzał twarz Liama. Obok niego stał
kolejny członek Uroboros (symbol na piersi zdradzał wszystko), trzymał pistolet
przy boku nastolatka. Liam natomiast patrzył półprzytomnie na Seta; usta miał
mocno zaciśnięte, a skórę mokrą od potu. Doskonale zdawał sobie sprawę z powagi
sytuacji.
— Nie miej mnie za jakiegoś potwora — John zagrodził drogę
ciszy. — Ja po prostu bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi odmawia. — Wzruszył
ramionami. — No już, możesz go puścić.
Liam nabrał powietrze ze świstem, kiedy chłodny koniec
pistoletu odsunął się od jego skóry. Zadrżał, do reszty przerażony. Nie
wstydził się łez, które zaraz po tym zaatakowały jego oczodoły. Pociągnął
nosem, odsunął się pod ścianę i spojrzał z uwagą na dwie nieznajome twarze. Bał
się zrobić cokolwiek, uciec także.
— Czas nas nagli — przypomniał John, chowając nóż.
Skinieniem głowy dał znak towarzyszowi, aby ten zrobił to samo z pistoletem.
Jane stała sparaliżowana. Patrzyła na Liama z takim
niedowierzaniem, jakby chłopak był duchem; jakby właśnie przyszedł z zaświatów,
by ją nawiedzać.
Kolejne obrazy umykały z głowy Seta poza linię horyzontu.
Trzask. Zgrzyt. Kolejne zderzenie. Krew na nadgarstku. Brak śladu po ranie. Jak
to możliwe? Jestem człowiekiem. Zwykłym człowiekiem.
Zadarł głowę do góry, spojrzał na Liama. Chłopak stał pod
ścianą, mocno trzymał się za włosy. Seth przeniósł spojrzenie na Jane, lecz nie
na długo. Uśmiechnięta twarz Johna bardzo szybko przyciągnęła jego uwagę, a
zaraz po niej na pierwszy plan wdarł się ten symbol. Uroboros.
„Ci ludzie są niebezpieczni.”
Dotarło do niego.
Zadrżał, zadygotał i niemalże zachłysnął się własną śliną.
Wszystko po to, aby wyrazić, jak koszmarnie się poczuł. Pokręcił głową, chcąc
robić krok do tyłu, lecz groza w oczach starca ponownie sparaliżowała jego
ciało. Nie mógł nic zrobić.
Poddał się.
Pozwolił, aby John złapał go za ramię, a następnie
wyprowadził z domu. Nic nie powiedział. W ciszy podążał za tym niepokojącym
mężczyzną, aż wreszcie zatrzymał się przy samochodzie — czerwonym Mercedesie.
Miał chęć parsknąć i pokręcić głową, ale był zbyt skołowany. Mimo to
zastanawiał się, czy gdyby wyznał Viorowi swoje obawy, gdyby powiedział mu o
tym samochodzie, to obecna sytuacja miałaby miejsce?
Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Nie rozumiał nic a nic.
W ciszy usiadł na tylnym siedzeniu i wlepił wzrok w
splecione dłonie. Po chwili samochód ruszył. Cała frustracja, niezrozumienie i
przerażenie uleciały. W ich miejscu pojawiła się pustka.
Czyżby wszystko, o czym Seth wiedział, było kłamstwem?
Komentarze
Prześlij komentarz