Pożądana krew - 15

Wyruszyli bez słowa pożegnania. Mimo że spędzili w Mysterious Rises pewien czas, tak naprawdę nie przywiązali się do nikogo, by mieć wyrzuty sumienia po zniknięciu bez słowa. Susan i Liam byli dla Seta wyjątkiem. Niestety z ich spotkania nie wynikło nic dobrego. Seth został sam, tonąc wśród bezradności i niewiedzy; pustka ciążyła mu na sercu, przypominając o tym, jak bardzo pomylił się w stosunku do tych, na których do samego końca liczył. Nie miał na nic siły — czy to do nakłaniania dwójki znajomych do zmiany zdania, czy do zwykłej rozmowy z rodziną, co być może pomogłoby mu podnieść się z dna, o które zbyt nagle i niespodziewanie zahaczył.
Miał u swojego boku Jane i Andego, w pobliżu miał też Viora i zapewnione bezpieczeństwo. Dlaczego w takim razie czuł się tak cholernie spięty i niepewny, jakby zasadzka czyhała na nich wszystkich tuż za rogiem?
Przekręcił głowę i spotkał się z bladym profilem, zdobionym ostrą linią żuchwy, a także na wpół opuszczonymi powiekami; spadały one na przemęczone oczyska chłopaka, którego widok od początku przyprawiał Seta o ścisk w żołądku, co bynajmniej nie miało związku z obrzydzeniem czy niechęcią.
Nagle spiął ramiona, przerażony, że za moment zostanie przyłapany na wgapianiu. Noah jednak nie skupił na nim uwagi, wręcz przeciwnie — spuścił wzrok na własne dłonie, lekko marszcząc brwi. Przez moment wyglądał, jakby się czemuś przysłuchiwał, nie będąc z tego zadowolonym, lecz szybko porzucił ten grymas i Seth już dłużej nie wiedział, czy to wszystko nie było przypadkiem wynikiem jego wyobraźni. W końcu dopiero co uciekł z bazy Uroboros. Logiczne więc, że bał się, że ci ludzie ruszą za nim w pościg. Vior jednak zapewniał go, że wszystko jest pod kontrolą, w związku z czym nie musi martwić się niezapowiedzianą wizytą. Głównie z tego powodu opuszczał miasto — by zejść na pobocze i ukryć się, a następnie z uwagą i przebiegłością skupić się na pozyskiwaniu informacji.
Nie miał innych możliwości.
Wiedział to i rozumiał, a jednak… coś w jego głębi wrzeszczało, że należy uważać.
Kto próbował go ostrzec? Przed kim bądź czym? Dlaczego?
Westchnął, przekręcając głowę, gdyż miał już dość nieustannie naradzających się pytań. Skupił uwagę na prędko przelatującym obrazie, w tamtej chwili działającym wyjątkowo nużąco. Nawet nie spostrzegł, jak zamknął oczy i wyciszył zmysły na tyle, by zasnąć.
***
Sunąc dłonią, czuł miękki, w niektórych miejscach oszpecony supełkami materiał. Z grymasem stęknął, po czym podniósł się do siadu i złapał się za skronie; pulsowało mu w czaszce, a w uszach dzwoniło — zupełnie jak wtedy, gdy uciekł z Uroboros i na swej drodze natknął się na wilczura, który zaraz po tym został pozbawiony życia przez Noaha. Zagryzł wargę, zmęczony zarówno wspomnieniami, jak i rzeczywistością, rzucając niedbałym spojrzeniem po pokoju.
Pomieszczenie było niewielkie i sprawiało wrażenie, jakby nikt w nim nie przebywał od wieków. Liczne pajęczyny w kątach ścian oraz pokryte toną kurzu parapety były tego idealnym dowodem, lecz nie ta kwestia najbardziej zdenerwowała Seta. Chłopak przerzucił nogi przez skrzypiący materac i stanął na lepiącej się podłodze, przez co machinalnie spiął ramiona i poczuł gęsią skórkę, już po chwili ustępującą miejsca dreszczom obrzydzenia. Wrzask prawdopodobnie cudem nie wypłynął z jego ust, a do tego naprawdę niewiele brakowało.
Z niesmakiem postawił kilka dużych kroków, by jak najszybciej wyjść poza te obskurne cztery ściany. Jakże się zdziwił, gdy na korytarzu zastał jeszcze większy burdel — najbardziej odpychającym widokiem były potargane, zgniłe kartony, owinięte w brudne siatki. Machinalnie prychnął pod nosem. Nie zamierzał stawiać na tym syfie bosej stopy.
— Jane?! — wrzasnął z nutą paniki, gdyż w życiu nie miał do czynienia z podobnym wysypiskiem, jak w tamtej chwili.
Ledwo zdążył nabrać trochę powietrza, jak wiatr dmuchnął mu w twarz, a tuż przed oczami pojawił się Vior, patrzący na Seta ze zmieszaniem. Dla pewności rozejrzał się wokół, lecz niczego nie dostrzegł.
— Coś się stało? — spytał, przełknąwszy gulę.
Seth zaśmiał się gorzko, krzyżując ręce na torsie. Nawet nie wiedział, od czego powinien zacząć. Choć spodziewał się, że ukrycie się nie będzie równe luksusowi, za nic nie podejrzewał, iż trafi na tak podejrzane i odpychające miejsce.
— Mam nadzieję, że to wysypisko jest jedynie przystankiem. — Wzdrygnął się na wspomnienie pierwszego zetknięcia bosej stopy z lepiącą się podłogą.
Vior uśmiechnął się kącikiem, kompletnie nieświadomy wyrazu, jaki przybrał — patrzył na Seta nie tylko jak na głupka, który nigdy nie miał do czynienia z krytyczną sytuacją, ale też z pewnego rodzaju zrozumieniem, bo mimo wszystko spodziewał się, że chłopak nie będzie czuć się dobrze, skoro do tej pory żył w ciepłym i zadbanym miejscu. Był po prostu zwykłym nastolatkiem, niespodziewanie wciągniętym w wir niedorzecznych wydarzeń. Może to dobrze, że zawracał sobie głowę takimi głupotami, jak na przykład brudna podłoga?
— Coś takiego. — Vior odchrząknął, na nowo przybierając powagę. — Byłeś osłabiony, więc zatrzymaliśmy się tutaj. Nasz prawdziwy cel znajduje się nieco dalej.
— Och, cel? Więc masz coś konkretnego na oku?
— Naturalnie. — Vior skinął głową, prawą dłonią odgarniając czarne, gęste pasma do tyłu. W jednej chwili ściągnął równie smoliste brwi, zerkając w kierunku schodów. Przez moment wpatrywał się w jeden punkt bez słowa, lecz wreszcie zdjął podejrzenie z twarzy i wrócił spojrzeniem do Seta. — Mimo wszystko nie chcę się za bardzo oddalać. Wystarczy bezpieczna odległość w niepozornym miejscu.
— I co dalej?
— To zależy, czy Uroboros wykona ruch. Odczekamy chwilę.
— Co, jeśli oni przyjmą podobną taktykę? — Seth przechylił głowę, a oczy zwęził. Zadziwiał Viora tym, jak szybko potrafił porzucić maskę przerażonego dzieciaka, a przyodziać tę przedstawiającą poważnego i zdeterminowanego młodego mężczyznę.
— Mamy tamtą dwójkę. Coś mi podpowiada, że będą współpracować.
Seth nagle przypomniał sobie, że przecież zarówno Isaac, jak i Lydia przyłożyli się do jego ucieczki, choć nie mieli w tym zysku — a przynajmniej nie powinni go mieć. Vior zabrał ich ze sobą, głównie w celu pozyskania informacji, choć Seth podejrzewał, że i on był ciekawy, co skłoniło tę dwójkę do zdrady.
— Twój wujek chce wrócić do miasta — dodał wampir nagle. — Jane początkowo była temu przeciwna, ale udało im się dojść do porozumienia.
— Ale dlaczego? — Seth zmarszczył brwi, a wargi mocno zacisnął. — Czy to nie jest niebezpieczne?
— Jest zdania, że ktoś powinien mieć pogląd na to, co dzieje się w mieście. Uroboros najpewniej zaczną poszukiwania od tamtej okolicy.
W jednej chwili wróciły do niego wspomnienia z baru. Pomyślał o dniu, w którym poznał Susan, a także o późniejszym powrocie, gdzie natknęli się na ciało Lily. Wówczas żadne z nich nie podejrzewało, że to morderstwo będzie początkiem, mającym za zadanie wykurzyć Seta z ukrycia. Kolejna wizyta w barze, a także wypadek, o którym nie mówiono ani na mieście, ani w mediach, był związany z Uroboros i Aidenem — Seth pamiętał, że widział tamtego popołudnia symbol węża, a także chłopaka o podobnych cechach urody, jakie posiadali Aiden i Noah. Z tego wszystkiego jednak zapomniał wypytać wujka o szczegóły śledztwa związanego z drugim wypadkiem.
— To nie był przypadek, Vior. — Seth opuścił ramiona wzdłuż ciała, a głowę zadarł. — Lily i ta sytuacja w barze… To wszystko jest ze sobą powiązane. Ludzie z Uroboros maczali w tym palce.
— Ach, jeśli chodzi o to… — Wampir przełknął gulę, wzdychając cicho. — Wysunąłem już wobec tego podejrzenia. Lydia przyznała się, że rzeczywiście była wtedy w mieście, ale nie miała związku z żadnym z dwóch wypadków. — Spojrzał młodszemu w oczy. — To nie byli oni.
Seth jakby zamarł. Doskonale pamiętał, że wtedy w barze widział chłopaka o blond włosach. Aiden miał takie. Aiden tak wyglądał. Aiden był takiej postury. To musiał być… Aiden. Jeśli nie on, to kto?
— Jesteś pewien, że nie próbuje nikogo kryć? — spytał nerwowo.
— Nie wydaje mi się, aby miała w tym cel. Bądź co bądź, to rozsądna babka. A ten chłopak i tak został już stracony, więc… co miałoby jej dać zamazywanie śladów?
Vior miał rację i Seth zdawał sobie z tego sprawę. Lydia nie była głupia i ewidentnie chciała im pomóc. Z tego powodu wszczęła wojnę w bazie, torując przy tym drogę ucieczki dla Seta. Dzięki niej i Isaacowi chłopak zdołał wyślizgnąć się ze szponów Uroboros w jednym kawałku.
A może nie powinien aż tak opuszczać gardy? Może… powinien mieć się na baczności i strzec się wszystkich bez wyjątku? Lydia i Isaac mimo wszystko byli członkami Uroboros, zawsze mogli coś planować. Noah przez lata siedział w ukryciu, a teraz, gdy się pokazał, był zupełnie inną osobą. Vior wyłonił się znikąd z wiedzą większą, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać, a następnie wciągnął Seta do drugiego świata.
Oni wszyscy byli podejrzani. Ale też jednocześnie mieli w sobie coś, przez co Seth nie potrafił na nich patrzeć jak na wrogów. N i e. On przede wszystkim nie chciał ich uważać za wrogów. Nie po tym, jak stracił dwóch cennych przyjaciół. Musiał mieć kogoś obok. Musiał na kimś polegać i w niego wierzyć. Jeśli skreśli wszystkich przez swoje podejrzenia, znowu zostanie sam.
— Więc… znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. — Seth westchnął z żalem. — To mnie przerasta.
— Z tego powodu się ukrywamy. Czekamy i obserwujemy. Wypatrujemy potknięć, wskazówek. A dzięki twojemu wujkowi będziemy mieć pogląd nie tylko na otoczenie, ale też sytuację w mieście.
Seth pokiwał głową w geście zrozumienia. Wierzył, że Andy wie, co robi, podobnie zresztą z tymi, którzy wspierają jego pomysł. On sam nie potrafił myśleć trzeźwo, więc odsunął się na bok i pozwolił podjąć decyzję innym.
Odetchnął nerwowo, gdy Vior zniknął mu z oczu. Choć wyglądał na dość spokojnego, tak naprawdę był w rozsypce, bowiem układanka, której już niewiele brakowało do uformowania się w jednolity kształt, niefortunnie rozsypała się w drobny mak, zostawiając Seta z jeszcze większym mętlikiem.
***
Mlasnął z niesmakiem, gdy wyszedł na zewnątrz i zerknął na budynek, w którym spędził ostatnią godzinę. Dom z tej strony prezentował się jeszcze gorzej. Ba!, wyglądał, jakby miał za moment runąć, zostawiając za sobą siwe kłęby dymu i kurzu, których wewnątrz nie brakowało. Z bólem spojrzał na własne stopy, już ukryte pod obiecującymi glanami, a następnie westchnął z ulgą. W ciszy liczył, że ich docelowy punkt podróży będzie prezentować się znacznie lepiej.
Nie chcąc pospieszać pozostałych, wślizgnął się na tyły samochodu i niemalże zamarł, kiedy po paru sekundach drzwi od drugiej strony stanęły otworem, a na miejscu obok Seta usiadł Noah.
— Cześć — odezwał się Seth, nieświadomie mrużąc oczy, co nie wyglądało zbyt sympatycznie.
— Cześć. — Nawet nie spojrzał na sąsiada. Jego głos ponownie wprawił go w zdziwienie; był zaskakująco dobrą mieszanką głębokiego tonu oraz chłopięcego wdzięku.
Seth poprawił się na siedzeniu, próbując przybrać najwygodniejszą pozę, by po prostu wypocząć po przytłaczającym pobycie w obskurnym pokoju. Niefortunnie zahaczył dłonią o odsłonięte ramię Noaha, wskutek czego ponownie poczuł, jak po jego ciele gwałtownie rozlewa się fala gorąca, docierająca do najciemniejszych zakamarków. Odniósł wrażenie, jakby miał za moment odpłynąć, a to przecież był jeden, przypadkowy dotyk. Pamiętał jednak, że coś podobnego miało miejsce w chwili, gdy niespodziewanie złapał Viora za rękę przy ich pierwszym spotkaniu.
Odchrząkając, przechylił się w stronę okna i zaczął sunąć wzrokiem wzdłuż linii drzew.
Z domu wyłonili się Isaac i Lydia, natychmiast dołączający do Viora. Jane i Andy stali obok grupy, wymieniając się uwagami. Seth cieszył się, że nie musiał tam przebywać i tego wszystkiego słuchać — najzwyczajniej nie miał na to siły. Był jednak ciekawy, dlaczego Noah siedział razem z nim. Martwił się? Chciał mieć na niego oko? Pomóc? Doradzić?
Może jednak... nie wszystko było stracone? Może ci dwaj mieli jeszcze szansę na przeskoczenie muru i powrót do tego, co było dawniej?
Seth już otwierał buzię, zmotywowany do postawienia pierwszego kroku, lecz wówczas Noah skierował na niego swe zdystansowane oczyska, wytrącając go tym sposobem z rytmu.
— Ci twoi ludzcy znajomi… — Ściągnął brwi, skonsternowany. — Będą milczeć?
— Co? — Seth także nie ukrywał zmieszania.
— Powiedziałeś im, prawda? O nas. O wampirach. O zagrożeniu. A oni się na ciebie wypięli. — Zwęził powieki, przez co jego spojrzenie nabrało znacznie bardziej wyrazistej nuty grozy. — Teraz wiedzą zbyt wiele, a i ufać im nie można.
Seth przełknął twardą gulę. To był pierwszy raz, kiedy ich rozmowa nie urwała się po wymianie dwóch słów. Mimo to coś było nie tak.
— Do czego zmierzasz? — Odnosił przykre wrażenie, że Noah c o ś planował.
Do niczego. — Westchnął, zamykając oczy. — Po prostu miej to na uwadze i w przyszłości podejmuj rozsądniejsze decyzje.
W Secie coś pękło. Co jak co, ale Noah był raczej ostatnią osobą, jaka powinna mu mówić o rozsądku czy ostrożności. Ba!, chłopak nawet nie powinien się odzywać, skoro przez te wszystkie lata nawet nie próbował uczestniczyć w jego życiu. Kim on był, by mu mówić, co powinien robić?
— A to ciekawe. — Prychnął. — Chociaż nie. To jest zabawne.
Noah ściągnął brwi, patrząc na Seta z ukosa.
— Mówisz to wszystko, choć tak naprawdę do niedawna miałeś mnie w dupie. Nie masz prawa wytykać mi błędnych decyzji, skoro sam nie popisałeś się własnym wyborem.
— Nie uważam, aby moja decyzja była błędem. — Noah spoważniał, ciskając lodowatym spojrzeniem w machinalnie pochmurniejącego Seta.
— Nie? — Rozdziawił buzię. Nie chciało mu się wierzyć, że Noah otwarcie przyznał, iż nie żałował, że przez sześć lat znajdował się poza zasięgiem, a wszyscy jego bliscy myśleli, że odszedł na dobre. Czy oni nic dla niego nie znaczyli?
— Nie było innej opcji. Dla ciebie to wszystko wydaje się proste. Twierdzisz, że powinienem był zaraz przybiec do domu i powiedzieć, że jednak żyję i mam się dobrze. Co za głupota. — Pokręcił głową, spuszczając wzrok. — Nie było dobrze. Nawet przez chwilę. Jak miałbym wyjaśnić wam ten wypadek? W ciągu jednej nocy moje ciało zmieniło się nie do poznania. Ja się zmieniłem. Myślisz, że ktokolwiek by to zrozumiał? Że kogokolwiek obchodziłoby, jak do tego wszystkiego doszło? Nie rozśmieszaj mnie. Tamtego dnia wszystko runęło. Bezpowrotnie.
Noah trafił w punkt. Sprawa rzeczywiście nie była taka prosta i Seth nie mógł patrzeć na nią pod kątem własnych pragnień, pod pryzmatem swych dziecięcych pobudek. To prawda, że ludzie zaczęliby się zastanawiać, dlaczego dwunastoletni chłopiec wyrósł aż tak w ciągu jednej nocy. To na pewno nie skończyłoby się dobrze. Noah podjął ciężką decyzję, odcinając się od wszystkiego, co łączyło go z ludzkim życiem. Ciężką, ale dobrą. Jedyną, jaka istniała.
— Więc dlaczego pojawiasz się teraz? — spytał Seth cicho, z mieszanką zawodu i zrozumienia. Zrobił to impulsywnie, co zresztą nie powinno nikogo dziwić. W końcu taki był Seth. Ciekawski, pełen nadziei i wiary, że dzięki temu drążeniu w końcu usłyszy coś, co podniesie go na duchu.
Niestety...
Niefortunnie nie doczekał się upragnionej odpowiedzi.
N i e t y m r a z e m.
***
Siedział na ławce pod chatką, wpatrzony w promienne i barwne niebo. Zasłaniał twarz dłonią, a cień rzucany przez kończynę idealnie pokrywał się z mrokiem w jego zwężonych oczach. Usłyszał szelest, więc swobodnie spuścił głowę, zabierając rękę. Nawiązał kontakt ze swoim gościem, wykrzywiając usta w wątpliwym uśmiechu. Był zdenerwowany.
Seth nie rozumiał, od czego zależały ich spotkania. Były takie chwile, kiedy starał się wyśnić tę polanę i postać, a jednak jedyne, co pamiętał, to mrok i cisza, nie mające żadnego związku z obecną sytuacją.
Westchnął, opuszczając ramiona wzdłuż ciała.
Sartael jednak nie wyrażał czystego spokoju. Zerwał się z miejsca i zwinnie skrócił odległość dzielącą go od Seta, po czym złapał chłopaka za ramiona, planując zajrzeć w głąb niego. Myśli i wspomnienia nastolatka przelały się do jego umysłu w jednej chwili, na co ten nie zareagował zadowoleniem. Seth mógłby przysiąc, że twarz Sartaela pociemniała, a same oczy nie uchroniły się przed przerażeniem.
— Nie wiem, kiedy ponownie uda nam się porozmawiać, dlatego posłuchaj. — Nawiązał z chłopakiem kontakt. — Miej się na baczności i uważaj. Wśród was jest kłamca.
— Kłamca?
— Ktoś omija prawdę szerokim łukiem. Nie wiem, co to może mieć na celu, ale nie trać czujności.
Seth poczuł się głupio. Cała ulga i spokój przeminęły. Na pierwszy plan ponownie wdarła się pustka, przeplatana z upierdliwym niezrozumieniem.
Twój kolega czegoś nie mówi — dodał Sartael po chwili, jakby dopiero teraz dotarły do niego ostatnie wydarzenia.
— Noah? — Seth ściągnął brwi, do reszty zmieszany. Noah rzeczywiście miał wokół siebie tajemniczą otoczkę, lecz przecież powiedział Viorowi, skąd się wziął, a także pomógł mu w odnalezieniu Seta. Co miałby ukrywać?
— Tak. Zajrzałem do twoich wspomnień i… twój kolega twierdzi, że ledwo uszedł z życiem, a sam Lark nie miał tyle szczęścia.
Seth skinął głową w geście potwierdzenia; był tak zaabsorbowany postawą i przejęciem Sartaela, że zapomniał języka w gębie.
— To niemożliwe. Lark jest nieśmiertelny.
— No tak. W końcu jest wampirem.
— Nie, Seth. Nie rozumiesz. — Pokręcił głową, a do jego oczu wdarł się uraz. — To nie jest zwykły wampir. W przeciwieństwie do reszty, on nie może zginąć.
— Skąd… możesz to wiedzieć?
Nagle coś ciężkiego jakby zawisło w powietrzu, a cała ta przyjemna otoczka, jaka obejmowała polanę, wyparowała; niebo pociemniało, gęste chmury pożarły promienne słońce. Wiatr, chłodny i mroczny jak nigdy, wstrząsnął tym miejscem, jeżąc Setowi włoski na karku.
— Ponieważ go stworzyłem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40