Shukuteki - 24
Nie mam pojęcia, jak się za to
zabrać. Już od jakiegoś czasu podejrzewałem, iż z chłopakiem jest coś nie tak,
ale nie przypuszczałem, że sprawa może być aż tak poważna. On naprawdę potrzebuje
pomocy kogoś doświadczonego. I nie mówię tego po złośliwości – mimo nienawiści,
jaką go darzę, współczuję mu, gdyż dobrze wiem, jak to jest mieć problemy z
psychiką.
W końcu terapie są znaczną
częścią mojej przeszłości.
Ryou targają emocje. Nie mogę
stwierdzić, czy chłopak żałuje tego, iż przyznał mi się do prawdy, czy może
jednak ma to głęboko w poważaniu i teraz jedynie nie wie, co począć; w jaki
sposób postąpić.
Ja też jestem w kropce jeśli chodzi
o tę sytuację.
Powinienem go o to wypytać?
Zaproponować pomoc? Czy drążenie tego tematu może mieć w ogóle jakikolwiek
sens? Mogę tylko podejrzewać, iż blondyn nigdy przedtem nie otworzył się przed
nikim aż tak bardzo. Na pewno nie mówił żadnej innej osobie o swoim problemie.
Tego mogę być pewien.
Ale w takim razie co mam zrobić?
Czy on w ogóle chce coś z tym
zrobić?
Na pewno przeszkadza mu to
skrzywienie, o czym świadczą same słowa, jakie przez cały ten czas kieruje w
moją stronę, ale nadal… po prostu nie wiem, czy powinienem wyciągnąć pomocną
dłoń w jego kierunku.
Nie.
To nie tak.
Ja powinienem to zrobić.
Ale nie jestem pewien, czy chcę
na nowo wplątywać się z nim w jakąś relację.
— Zadowolony? — pyta wreszcie, zaciskając dłonie w pięści.
Po jego twarzy przemyka zrezygnowanie. Wygląda, jakby już był zmęczony tym
wszystkim.
— A dlaczego miałbym? — odpowiadam mu ze stoickim spokojem.
Granie opanowanego wciąż dobrze mi wychodzi.
— Teraz znasz moją słabość. — Mruży na mnie swoje oczy,
czym o dziwo nie wywołuje na mnie żadnej presji. Nie tym razem.
Uśmiecham się w duchu z
satysfakcją.
— Słabość? —
powtarzam, ściągając brwi. — Ryou, ty jesteś chory. I na dodatek obwiniasz mnie
o swoje problemy — śmieje się gardłowo. — Do diabła, co mam ci powiedzieć? Że
mi przykro? Że wszystko będzie dobrze?
Chłopak wytrzeszcza ślepia. Nie
spodziewał się takiego ataku.
Ale tak teraz działam. To jestem
nowy ja – mówiący, co ślina na język przyniesie, lecz mimo wszystko wciąż
trzymający się szczerości. Nie mogę wyprzeć się zadowolenia wynikającego z tej
zmiany. Wręcz rozpiera mnie duma.
A to wszystko nastąpiło dzięki
temu, co zgotował dla mnie Ryou. Aż wstyd przyznawać.
Powinienem mu podziękować?
— Obwiniam cię, bo to twoja wina! — podnosi głos. Zaraz po
tym łapie się za głowę, zasłaniając tym sposobem całą twarz. Wzdycha donośnie i
dopiero wtedy kontynuuje. — Gdybyś… gdybyś się nie pojawił w moim życiu, pewnie
nawet nie zauważyłbym, że coś ze mną nie tak. Ale musiałeś to zrobić. Zjawiłeś
się — śmieje się gorzko. — Kiedy… kiedy zobaczyłem cię wtedy w restauracji siedzącego
z rodziną i moim ojcem jak gdyby nigdy nic… już na samym starcie poczułem to
dziwne coś wewnątrz. To uczucie napełnia mnie odrazą. — Odsłania twarz, łącząc
ze mną spojrzenia. — To mnie obrzydza. Nie mogę dopuścić do świadomości faktu,
iż mogę coś takiego czuć do chłopaka, ale też jednocześnie… podnieca mnie każda
myśl o tobie.
W ciągu jednej sekundy popadam w
kompletne osłupienie.
Poważnie.
— Wreszcie zacząłem działać wbrew sobie. Uzależniłem się od
tego uczucia, które dopada mnie za każdym razem, gdy tylko cię widzę i, co gorsza,
sprawiam ci ból. Widok twojej zbolałej twarzy jest jak wygrany los na loterii.
Bezcenny.
Nie.
Dość.
Nie chcę wiedzieć. Tyle mi
wystarczy.
To naprawdę przerażające.
Ale nie potrafię mu przerwać. Nie
mogę się za to zabrać, mimo iż w duchu tego pragnę.
— Pierwszy raz zdałem sobie z tego sprawę na tamtym
goukonie; gdy twoja była dziewczyna wylała na ciebie napój. Pewnie już wiesz,
ale to ja jej zasugerowałem tę akcję.
Czyli nie myliłem się. To
naprawdę jego sprawka.
— Niby byłeś opanowany, ale ja bez problemu dostrzegłem coś
więcej. To mnie… ekscytowało. Pogrywanie z twoimi uczuciami bez wątpienia było
wspaniałym doświadczeniem.
Głośno przełykam ślinę. Robię się
jeszcze bardziej spięty, co zapewne wyrażam samym wyrazem twarzy. Ale w tej
sytuacji nawet moja z m i a n a nie może pomóc. Po takiej dawce informacji po
prostu nie potrafię zareagować niczym innym, jak szokiem.
Dokładnie tak.
Nie jestem zły.
Jedyne, co czuję to zdziwienie.
Tak delikatnie mówiąc.
— Zdaje sobie sprawę, że zagrałem z tobą jak skończony
dupek.
Mimowolnie prycham, co na moment
uciszyło chłopaka. Korzystam z tej okazji.
— To wyjątkowo łagodne określenie, nie uważasz?
Unoszę jedną brew, oczekując
jakiejś odpowiedzi. Ale zamiast tego zostaję obdarowany wywróceniem oczami.
Przez to już nic nie rozumiem.
Dopiero co wyglądał, jakby dążył
do jakichś przeprosin bądź czegoś podobnego, i nagle wyjeżdża z taką reakcją?
To nie na moje nerwy.
— Cholera, nie wiem dlaczego zgodziłem się na ten zakład —
mówi nagle, czym szokuje mnie jeszcze bardziej. Od razu otwieram szerzej
ślepia.
Hoola, Shun.
Nie reaguj w taki sposób i nie
dawaj niczego po sobie poznać.
To może być kolejna gra Ryou.
Ale mimo wszystko dalej go słucham.
— Słabo wyszło, że o wszystkim się dowiedziałeś. — Spuszcza
wzrok na podłogę. Mimochodem robię to samo.
Naprawdę mnie złapał.
Tak łatwo dałem mu się w to wciągnąć…
Jestem takim naiwniakiem.
— Nie żartowałem tamtego dnia. Naprawdę chciałem cię
przeprosić — wyznaje, a ja od razu wciągam powietrze ze świstem, w następnej
kolejności kierując swoje niedowierzające ślepia na jego przygnębioną twarz.
Do diabła, co on właśnie
powiedział?
— To prawda, że w jakiś sposób zależy mi na tobie.
Wiedziałem o tym od samego początku; od naszego pierwszego spotkania. Poznałem
to uczucie już po pierwszym spojrzeniu na ciebie. — Marszczy brwi. Wygląda,
jakby za moment miał się rozpłakać. — Ale potrzeba sprawienia ci bólu zawsze
jest silniejsza. Właśnie dlatego wtedy powiedziałem, że żartowałem. Aby zrobić
ci przykrość.
Nieruchomieję. Nie tego się
spodziewałem. Liczyłem na wszystko, ale na pewno nie na takie wyznanie. To ostatnia
rzecz, o jakiej bym pomyślał, o ile w ogóle zacząłbym rozmyślać o czymś
podobnym.
Serce drga mi w piersi, zmuszając
mnie do przybrania grymasu. Czuję się dotknięty jego słowami.
— …tak to wygląda.
Nic nie mówię. Nie jestem w
stanie zdobyć się na choćby najkrótsze słowo. Tkwię w zbyt dużym szoku, aby
jakkolwiek zareagować. Mimo iż początkowo trzymałem się na baczności i zważałem
na swoje reakcje, to w pewnym momencie sam z siebie przestałem uważać.
Uwierzyłem w jego słowa.
Znowu to robię. Ryou łapie mnie w
swoją sieć z taką łatwością, że aż zaczynam się zastanawiać, czy moja zmiana
nie jest tylko jakimś złudzeniem.
Ale tym samym wiem, iż nieważne,
jak wielkiej zmianie ulegnie mój charakter, z pewnymi kwestiami po prostu nie będę
mógł się mierzyć. A uczucia są jedną z nich. Nie potrafię okłamywać swojego
serca. Już nie.
— Doskonale zdaję sobie sprawę, że przeprosiny czasu nie
cofną i nie sprawią, że nagle na nowo między nami będzie to, co na samym
początku – zwyczajna relacja brata z bratem, ale mimo to… po prostu muszę to
zrobić.
Zaraz po tym spogląda mi w oczy.
I już wtedy wiem, że chłopak tym
razem nie kłamie.
Bez wątpienia mówi prawdę.
Emocje przejmują nade mną
kontrolę. Lekko rozchylam wargi, zaczynając odczuwać nieprzyjemne pieczenie w
gardle.
— Naprawdę mi przykro. Przepraszam za wszystko, co
zrobiłem.
Szczerość w jego głosie uderza
mnie prosto w pompujące krew serce, sprawiając, że na dłuższą chwilę wstrzymuję
oddech.
Właśnie mnie przeprosił.
I wcale nie żartował.
Ale…
Nie potrafię mu wybaczyć. Nie na
tę chwilę.
W mgnieniu oka uspokajam się. Mój
oddech wraca do normalności, a twarz nie wyraża już tak wielkiego
zdezorientowania, jak chwilę wcześniej. Panuję nad emocjami.
Utrzymuję kontakt wzrokowy.
— Próbowałeś podjąć się leczenia? — pytam, bez problemu
panując na głosem, który nie załamuje się nawet na moment.
Chłopak w odpowiedzi unosi brwi, jakby zupełnie nie
spodziewał się takiego pytania. Ale zaraz po tym uśmiecha się w smutny sposób,
jakby zdał sobie sprawę, dlaczego nagle zmieniam temat, uprzednio nie racząc go
jakąkolwiek informacją w związku z tym, co myślę o jego przeprosinach.
To dobrze.
Najwyraźniej potrafi uszanować
moją decyzję, skoro nie brnie dalej w temat.
— Nie. — Kręci głową. Po chwili dodaje: — Ale mam już tego
dość. To mnie męczy. Wręcz wyczerpuje. — Zagryza wargę. — Chcę być normalny.
Bez tych chorych myśli i pragnień.
Kiwam głową.
—
Więc to najwyższa pora, aby coś zmienić — mówię z pewnością w głosie, po czym wzdycham.
Nienawidzę go i nie mam zamiaru
wracać do tego, co było kiedyś, ale pomimo to nie potrafię go zostawić w
potrzebie. Ryou potrzebuje wsparcia i opieki lekarza. Postanawiam mu pomóc.
— Przedstawię ci swojego starego terapeutę. Mimo że od
mojego leczenia minęło parę lat, to wiem, że jego gabinet wciąż dobrze
prosperuje.
Jasnowłosy przez chwilę wygląda,
jakby wahał się nad odpowiedzią, ale finalnie przystaje na moją propozycję.
— Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale… mógłbyś o
niczym nie wspominać mojemu ojcu? — Spogląda na mnie błagalnie. Niemal od razu wzdycham,
odwracając się do niego bokiem.
— Twój lekarz to nie moja sprawa. Sam się do niego
przyznasz, kiedy będziesz miał taką ochotę.
Nie sprawdzając jego reakcji,
całkiem zwracam się w przeciwnym kierunku. Zaraz po tym podchodzę do komputera.
Po paru sekundach słyszę tylko
ciche:
— Dziękuję.
A następnie kilka kroków, które
finalnie przecina dźwięk zamykających się drzwi.
Zostaję sam.
Wzdychając, kładę głowę na
biurku, by ostatecznie zamknąć oczy i zagryźć policzki od środka. Ta rozmowa
była niełatwa, ale po wszystkim odczuwam wyraźną ulgę. Teraz wiem na czym stoję.
Wiem, że tych wszystkich problemów tak łatwo nie rozwiążę, ale teraz
przynajmniej jestem o krok bliżej do celu.
Kto wie, być może kiedyś będę w
stanie mu wybaczyć?
Zobaczy się, co przyniesie
przyszłość.
Na tę chwilę powinienem mieć
spokój. Chyba nadeszła najwyższa pora, aby odpocząć.
Powoli wypuszczając powietrze nosem, zamykam oczy i skupiam się na wyrzuceniu
wszystkich zbędnych myśli. Dość zadręczania się na ten moment.
Pora na coś znacznie lepszego.
Komentarze
Prześlij komentarz