Shukuteki - 6


— Przepraszam cię, naprawdę.
               W drodze do domu mam przyjemność słyszeć to co kilka metrów. Chociaż na wędrówce się nie kończy. Nawet we własnym pokoju nie mam spokoju. Ryou zdążył trochę wytrzeźwieć, więc postanowił mnie nadal zasypywać przeprosinami, jakby się stało coś wielkiego.
— Wyluzuj, Ryou. — Wzdycham, patrząc na chłopaka. — Nic takiego się nie stało. To tylko nieporozumienie.
— Może i tak, ale nadal… po prostu źle się z tym czuję. — Z ust robi mu się mała podkowa. — Jeśli zniechęcisz się do mnie przez to, wtedy ja…
— Nie zniechęcę. — Zamykam oczy, dodatkowo opierając się o ścianę. — Jak byłem wobec ciebie obojętny, tak nadal jestem.
               Blondyn prostuje się, jednocześnie wywijając kąciki ust w górę. Nawet jeśli się uśmiecha, wygląda to dość specyficznie, a co za tym idzie — na pewno ma jakieś drugie dno.
— Auć.
               Może trochę przegiąłem. Uważam, że jestem obojętny, ale… czy oby na pewno to prawda? Ostatnio rzeczywiście zwracam większą uwagę na blondyna. Coś naprawdę mogło się zmienić.
— To trochę bolesne, wiesz?
— Dlaczego? — Nawiązuję kontakt wzrokowy z chłopakiem.
               Szczerze chcę wiedzieć, co powoduje, że blondynowi aż tak zależy na dobrej relacji ze mną. Już na starcie mógł to olać i tylko udawać, że się dogadujemy, a tymczasem naprawdę się stara. Czasem aż do przesady.
— Jak to dlaczego? — pyta zdziwiony.
— Jeśli znowu masz mówić, że to na potrzeby rodziców, to przecież równie dobrze moglibyśmy po prostu udawać, jak zresztą zamierzaliśmy na początku.
               Ryou milczy przez chwilę.
— …a jeśli powiem, że to moje osobiste pragnienie?
               Wystarczy kilka sekund, abym odniósł wrażenie, że za moment rozsadzi mi klatkę piersiową. Nie takiej reakcji się spodziewałem. O nie. Panicznie się odwracam, siłą woli próbując uspokoić bicie własnego serca.
— Przestań ujmować to w taki sposób, bo jeszcze sobie coś ubzduram — mruczę pod nosem w miarę wyraźnie.
— Śmiało.
               Chłopak jest naprawdę pewien swoich słów.
— Chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś. — Wzdycham, po czym odklejam się od ściany. – Lepiej idź spać. Rano się zdziwisz, co za głupoty wygadywałeś.
— Jest ze mną dobrze, Shun.
               Zatrzymuję się. On zdecydowanie jest świadom wszystkiego, co mówi. Najgorszy jest fakt, że sam nie wiem, czy się cieszę, czy raczej boję.
— Prawdopodobnie sam alkohol sprawił, że zdobyłem się, aby to wszystko powiedzieć, jednak… możesz być pewien, że mówię to wszystko w pełnej świadomości.
— Nie do końca rozumiem. — Krzywię twarz w grymasie.
— Więc może zamiast mieszać ci jeszcze bardziej za pomocą słów, pokażę, co mam na myśli.
               Wzdrygam się na samą myśl, co blondyn może zrobić. Kiedy podchodzi, dopada mnie realna obawa. Mam wrażenie, że dojdzie do czegoś niepożądanego, a ja sam nie będę w stanie się oprzeć. Początek wydaje się niewinny — Ryou znów lekko mnie całuje. Robi mi się nawet miło. Na tyle przyjemnie, że nie chcę przestawać. Sam pogłębiam pocałunek. Chyba daję tym znak blondynowi, że nie będę się opierać. Nawet dotyk jego dłoni nie wzbudza we mnie odruchów wymiotnych. Wręcz przeciwnie — podoba mi się to.
               Tym właśnie sposobem uświadamiam sobie pewną rzecz. Mój typ — Ryou idealnie się do niego zalicza.
               Szybko zostaję pozbawiony wszystkich części garderoby. Dla wygody owijam ręce wokół karku chłopaka, całkowicie oddając się chwili. Ten pocałunek zdecydowanie należy do tych najprzyjemniejszych, jakich w życiu doświadczyłem, nawet jeśli smakuje jak znienawidzone przeze mnie whiskey. Nawet nie spostrzegam, kiedy trafiamy do łóżka. Siedzę okrakiem na biodrach Ryou, lekko ocierając się o jego nabrzmiałego członka, co w sumie nieźle działa na nas obojga. Bez większych przygotowań wpycha go we mnie. Mimowolnie wyginam się w łuk — nie z przyjemności, lecz bólu. Mocno przygryzam wargę, w wyniku czego chwilę później cieknie po niej strużka krwi. Chyba jestem masochistą, bo mi nie opada, a jeszcze bardziej twardnieje.
               Zniesienie początkowego bólu graniczy z cudem, ale jednak daję radę i nie odpycham chłopaka od siebie. Tłumię w sobie jęki, kiedy poszczególne pchnięcia zaczynają sprawiać mi minimalną ilość przyjemności. Sytuacja z czasem się zmienia, a ból trochę ustępuje, dzięki czemu mogę pozbyć się tego upierdliwego grymasu z twarzy.
               I mimo iż ten seks był pod każdym względem okropny — bolał, niemal nie dawał przyjemności i przede wszystkim stawiał mnie pod ogromnym znakiem zapytania, śmiało mogę rzec, iż nie żałuję.
***
               Rankiem lekko się przeciągam, nadal leżąc, a i tak dopada mnie myśl, że za moment umrę z bólu. To chyba skutki przeżycia pierwszego seksu analnego. Ryou nadal śpi jak niemowlę. Nie budzą go nawet moje skomlenia. Jakoś udaje mi się podnieść do siadu. Dopiero wtedy zaczynam rozumieć pojęcie piekła. Już dopada mnie myśl, że się rozpłaczę, ale na szczęście nie dochodzi do tego.
— Przepraszam.
               Czuję, jak ręce Ryou owijają się wokół mojej talii.
— Za co? — pytam z niemrawym uśmiechem.
— Boli, co?
— Jak diabli — parskam.
               Ryou wstaje, po drodze zahaczając o krawędź kołdry, przez co chwilę później pada jak kłoda na podłogę.
— Ciszej, bo jeszcze ktoś tu przyjdzie i przeżyje niemałe zdziwienie — mówię, cudem powstrzymując śmiech.
— A, fakt. — Zakłopotany drapie się w tył głowy. — Ojciec raczej nie ucieszyłby się z faktu, że ze sobą spaliśmy.
— Niemożliwe. — Kręcę głową z niedowierzania, przybierając zdziwiony wyraz twarzy.
               Chłopak tylko się uśmiecha.
— Uwielbiam tę część ciebie.
               Tak prosta rzecz wystarczy, aby moje policzki zmieniły barwę. Po co czuć się zawstydzonym podczas seksu czy przypadkowego pocałunku. Lepiej umrzeć na zawał przez kilka pozornie normalnych słów.
               Podczas śniadania nie okazuję nawet najmniejszej oznaki bólu. Nawet jeśli w duszy krzyczę, z zewnątrz raczej wyglądam na opanowanego. To chyba nie powinno tak boleć. Może rzeczywiście nieco się pospieszyliśmy. Nie mam najmniejszego pojęcia na temat gejów i ich przygotowań do zabaw, Ryou raczej też. Ale chyba nic sobie nie popsułem — a przynajmniej nie powinienem.
               Odpuszczam sobie dzisiaj uniwerek. Zamiast tego oddaję się zbieraniu informacji na temat bólu po tym „magicznym pierwszym razie”. Ponoć ból po paru pierwszych stosunkach jest normą. A patrząc na to, że nawet się nie przygotowaliśmy, ten ultra-ból jest jak najbardziej zrozumiały. Przynajmniej dla mnie.
               Do wieczora nieco się polepsza, choć nadal rwie, kiedy tylko się pochylam. Na całe szczęście mam małą pomoc od osoby, przez którą teraz cierpię. Nawet pomaga mi się umyć. Nie, to mnie nie krępuje. Ale teksty typu „jesteś uroczy” już tak. Logika.
               Sam nie rozumiem, jak do tego wszystkiego doszło. Ryou jest chłopakiem, którego nienawidzę z całego serca, nawet jeśli wszystkie te straszne rzeczy zdarzyły się wieki temu. Same wspominki wywołują u mnie gniew. Jeszcze niedawno sądziłem, że jeśli jeszcze kiedyś go spotkam, nie będę stać bezczynnie i wygarnę, jak bardzo go nienawidzę, a wyszło na to, że go polubiłem. Prócz tego wpadł mi w oko. Zdecydowanie coś tu nie gra. Już nawet pominę fakt, że nasi rodzice mają się pobrać, w związku z czym staniemy się przyrodnimi braćmi. Naprawdę nie dbam teraz o to. I tak w życiu nie ujawniłbym się ze związkiem z facetem, choć trzeba przyznać, słowa „związek” i „przyrodni brat” średnio do siebie pasują.
               Po dwóch dniach odżyłem — zero bólu, zero męczących myśli. Po prostu błogość. Mama i Ren już wyznaczyli datę ślubu — przyszły miesiąc. Już nawet powiadomili bliższą rodzinę. Można by pomyśleć, że w sumie wszystkie większe problemy zostały rozwiązane i teraz powinno być z górki.
Tak właśnie myślałem. I to był ogromny błąd.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15