Shukuteki - 39


               Zasypiam.
               Zeszłej nocy myślałem o tak wielu rzeczach, że nie spałem przez dobre pół nocy. W wyniku zapadłem w niedźwiedzi sen dopiero nad ranem, a kiedy budzik zadzwonił, zignorowałem go i schowałem twarz w poduszkę. Ocknąłem się dopiero dzięki Ryou, który wparował do mojego pokoju po tym, jak sam obudził się dzięki piętnastemu sygnałowi drzemki. Mimo wszystko powinienem mu podziękować za tę pobudkę, bo, nawet jeśli była ona nerwowa, zadziałała.
               Chcąc nie chcąc łapię za telefon, by dowiedzieć się, która konkretnie godzina. Ta informacja nie przeraża mnie aż tak jak nowa wiadomość od Yoon Jae. Wyświetlam ją z lekkim zawahaniem, a gdy tylko widzę jej treść, uśmiecham się lekko.
               Y: Upominasz mnie, że omijam wykłady, a kiedy wreszcie przychodzę, to ciebie nie ma. Jest takie piękne słowo opisujące zachowanie tego typu, wiesz?
               Kręcę głową, a następnie wystukuję odpowiedź.
               S: Są nawet dwa. Mocny sen.
               Po wysłaniu blokuję telefon i wstaję z łóżka. Zabieram pierwsze lepsze ubrania z szafy i wciskam się w nie od razu, nawet nie zwracając uwagi na to, co tak właściwie wziąłem. Unikając zerkania w lustro, bo mimo wszystko trochę przerażają mnie te podkrążone oczy, pakuję wszystkie niezbędne rzeczy do plecaka, a następnie zabieram telefon i wychodzę z pokoju. Szybko schodzę na dół i, nie fatygując się zjedzeniem śniadania, od razu ruszam w kierunku wyjścia. Na nogi zakładam ciemne trampki, natomiast na plecy zarzucam kurtkę o podobnym odcieniu.
               Na dworze jest wręcz idealnie. Brak słońca, minimalny powiew wiatru – czyli coś, za co można sprzedać duszę diabłu. Chowam dłonie do kieszeni kurtki i ruszam normalnym tempem w kierunku uniwersytetu.
               Spacerek trwa niecałe dziesięć minut.
               Tak obstawiam.
               Znalazłszy się na terenie szkoły, zwalniam. Wciąż czekają na mnie dobre trzy godziny wykładów, a do końca obecnego zostało naprawdę niewiele, toteż nie ma sensu, abym się spieszył. I tak nie wyłapię nic sensownego ze słów profesora.
               Skręcam do bufetu, gdzie zamawiam kawę. Ta z automatu zdążyła już mi zbrzydnąć, dlatego postanowiłem przerzucić się na coś nieco bardziej obiecującego. Informuę sprzedawczynię, aby nie słodziła mi napoju, a kiedy po niecałej minucie podaje mi parujące naczynie, płacę należytą kwotę i ruszam w kierunku jednego ze stolików. Siadam pod oknem. Wzdychając, opieram się o siedzenie, a następnie moczę język w gorącej kawie.
               Temperatura napoju jest znośna.
               Od razu upijam spory łyk, dodatkowo zamykając oczy. Tego mi było trzeba. Zastrzyku energii. Efekty przyjdą niebawem, dlatego nie muszę się martwić, iż nagle odpłynę czy coś. Nic takiego nie powinno mieć miejsca.
               Po pewnym czasie w bufecie zaczynają gromadzić się ludzie. Westchnąwszy, zerkam na wyświetlacz telefonu. Zgodnie z rozkładem, za niecałe dwie minuty powinna rozpocząć się długa przerwa, co poniekąd wyjaśnia stopniowo narastające towarzystwo. Zanim blokuję telefon, spostrzegam, że mam nową wiadomość.
               Y: Ja już znam aż za dobrze ten Twój „mocny sen”. Pewnie znowu siedziałeś do późna i poszedłeś spać dopiero nad ranem. Co tym razem? Długo wyczekiwany odcinek serialu czy programowanie?
               Wywracam oczami. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, już drugi raz dzisiaj z niemal tego samego powodu. Prawdopodobnie wyglądam głupio, ciesząc się w ten sposób do telefonu, ale nic nie mogę na to poradzić.
               S: Nic z tych rzeczy. Siła wyższa.
               Mimo iż bardzo chcę, nie mogę napisać, iż to z jego powodu nie mogłem zasnąć do rana. Jeszcze nie pora na takie deklaracje. Nie mogę na niego naciskać. Powinienem poczekać i dawać jakieś małe znaki, ale też bez przesady, coby nie przedobrzyć.
               Do wiadomości załączam zdjęcie kubka kawy.
               Odpowiedzi nie otrzymuję. Wzdychając, odkładam telefon na stół, a następnie sięgam po napój. Wypijam prawie wszystko. Odchylając się do tyłu, zamykam oczy i zostaję w tej pozycji jeszcze przez chwilę.
               Nagle słyszę, że ktoś sunie krzesłem przy moim stoliku. Niechętnie otwieram ślepia, bez namysłu posyłając gościowi nieprzyjemne spojrzenie, a gdy spostrzegam, iż naprzeciw mnie stoi Yoon Jae, niemalże krztuszę się własna śliną. Kaszlę, pochylając się do przodu, a gdy wreszcie udaje mi się pozbyć tego nieprzyjemnego drapania w gardle, ponownie spoglądam na Koreańczyka. Przypatruje mi się z wyraźnym rozbawieniem.
               Świetnie.
               Znowu się ze mnie nabija.
               Wyraz jego twarzy szybko ulega zmianie. Zauważam, że przypatruje się mojemu ubraniu. Mimochodem również zerkam na swoją bluzę, bojąc się, iż przypadkiem zabrałem coś brudnego – w końcu zdarza mi się trzymać takie  rzeczy w szafie. Na szczęście bluza jest czysta i pachnąca. Ale dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że nie jest moja. Należy do Yoon Jae.
               Układam usta w dziubek, aby powstrzymać głupawy uśmiech i zerkam gdzieś w bok. Wszystko, aby tylko nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Chyba spalę się ze wstydu, jeśli teraz spojrzę mu w oczy.
               Koreańczyk odchrząka, a następnie zajmuje miejsce naprzeciw.
— Miałem dzisiaj genialną sytuację w tramwaju — zaczyna, jak gdyby nigdy nic. Niepewnie zerkam w jego kierunku, a kiedy spostrzegam, iż nie wygląda na złego czy zniechęconego, oddycham z ulgą. Nie rozpoznaje bluzy? Nie, to nie to. Początkowo wyglądał na zaskoczonego. Może po prostu postanowił nie zwracać na to uwagi? — Od początku było dość tłoczno, ale udało mi się dorwać wolne miejsce. Na jednym przystanku wsiadły dwie kobiety, starsza pani z jakąś nastolatką. Usiadły obok siebie i po prostu zaczęły rozmawiać. Na następnym przystanku wsiadła kolejna staruszka. Ktoś zwolnił jej miejsce, ale ona przeszła obojętnie i stanęła centralnie przed tymi dwiema kobietami, które wsiadły do tramwaju przed nią. No i stała tak przed nimi bez słowa, ale w pewnym momencie zaczęła na nie dmuchać, dyszeć, sam nie wiem co to było — śmieje się na głos, kręcąc przy tym głową. — W końcu ta pani, która siedziała, wkurzyła się i zaczęła ją dość głośno wyzywać. Powiedziała coś w stylu: przestań na mnie chuchać, ty stara torbo, i zjeżdżaj. Ludzie w śmiech, tamtą zatkało, ale po chwili poszła na drugi koniec tramwaju i chyba wysiadła na następnym przystanku. — Milknie na moment, gdyż nie może zapanować nad śmiechem.
               Przyglądam mu się w ciszy, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Nie potrafię sobie wyobrazić tej sytuacji, mimo że próbuję. Ale Yoon Jae najwyraźniej poprawił sobie dzięki temu dzień.
— Więc… jak to się stało, że jednak wyszedłeś z tego słynnego stanu hibernacji? — pyta po chwili, kiedy już nieco się uspokaja i powstrzymuje śmiech. Nadal uśmiecha się szeroko, a w kącikach jego oczu świecą łzy, lecz mimo wszystko mówi wyraźnie i zrozumiale. — Myślałem, że jak już zaśniesz po nieprzespanej nocy, to nic nie zdoła cię dobudzić i dopiero sam wstaniesz w okolicy wieczora, kiedy dostatecznie się wyśpisz. 
— To prawda — odpieram, kiwając głową. Mimochodem kieruję wzrok na kubek kawy, uśmiechając się lekko. — Co najlepsze, nawet jak prześpię te dwanaście godzin, i tak chce mi się spać. — Wzdycham donośnie, a następnie dopijam kawę do końca. Kofeina powoli zaczyna stawiać mnie na nogi. Przecieram zmęczone oczy, rozluźniając przy tym ramiona. Kątem oka dostrzegam, iż Yoon Jae przypatruje mi się w skupieniu. Całkiem powstrzymuje śmiech i teraz już nawet się nie uśmiecha. Wygląda, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. — Ryou mnie obudził.         
— Ryou? — powtarza zdziwiony, co słychać w jego głosie.
               Kiwam głową.
— Wkurzył się, bo nie mógł spać przez moje drzemki.
— Aa. Rozumiem. Między waszą dwójką już jest okej?
— Tak myślę — wyznaję, lekko ściągając brwi. Temat blondyna wciąż jest dla mnie trudny. Nie potrafię udzielać oczywistych, prostych odpowiedzi, kiedy ktoś mnie pyta o rzecz związaną właśnie z nim. — Jeśli o to chodzi, to… nie wchodzimy sobie w drogę. Widzę też, że terapia mu pomaga. Przestał spotykać się z toksycznymi znajomymi. Wprawdzie sam nie wiem, co za tym stoi. Może prawda wyszła na jaw i wspaniali przyjaciele postanowili się wypiąć? No mniejsza. Mimo wszystko jest jeden kumpel, który przez cały czas mu pomaga. Być może od zawsze coś podejrzewał, a być może po prostu jest prawdziwym przyjacielem i nie zważa na to, czy Ryou jest chory, czy po prostu głupi. To… chyba dobrze?
— Pewnie, że tak — mówi od razu z pewnością w głosie. — Może Ryou dzięki temu przejrzy na oczy i zobaczy, kto tak naprawdę stoi po jego stronie, a kto znajduje się naprzeciw.
— To prawda — zgadzam się. Nie mogę powiedzieć, że przeszedłem przez to samo. Zanim doszło do zakładu, nie miałem przy sobie nikogo. Dopiero w międzyczasie poznałem Hisato, a zaraz po tym zbliżyłem się do Yoon Jae. Ale poniekąd to właśnie ta sytuacja sprawiła, że ich spotkałem. Takie szczęście w nieszczęściu.
— Ale skoro mówisz, że już jest w porządku… cieszę się.
               Czy tego chcę, czy nie, nie mogę powstrzymać uśmiechu.
— Dalej panujesz wyjechać na całe wakacje do Korei? — pytam dla zmiany tematu, który tak jakby się skończył
— W sumie to nie wiem. Zacząłem się zastanawiać, czy to w ogóle ma sens. Moi rodzice co prawda mają spory sentyment do tego kraju i dodatkowo lubią się spotykać z rodziną, ja natomiast… raczej unikam tych wszystkich wydarzeń. Nigdy nie przepadałem za rodzinnymi zgromadzeniami. Nie wiem o czym rozmawiać z tymi ludźmi. Nie mamy żadnych wspólnych zainteresowań. Też nie wyglądają, jakby rozumieli cokolwiek o czym mówię. — Wzrusza ramionami, układając usta w linię. Rozumiem go jak nikt inny. Sam od zawsze nienawidzę rodzinnych zgromadzeń, gdzie wszystkie cioteczki wypytują mnie o szkołę, o narzeczoną, a kiedy mówię, że na razie o tym nie myślę, automatycznie spotykam się z wątpliwymi spojrzeniami bądź komentarzami. Dlatego… zbliżają się święta? Rodzinne spotkanie? Urodziny któregoś z kuzynów? Koniecznie zaplanuj ten dzień, aby nie musieć męczyć się z bezsensownymi i ciągnącymi się rozmowami.  Wię—c może zostanę i pomogę przy kawiarni. Sam już nie wiem.
— Czyli wracasz do pracy? — pytam z nadzieją w głosie.
— Chyba tak. Zauważyłem, że strasznie ci na tym zależy, czego do końca nie rozumiem.
— Wolę, gdy tam jesteś — wyznaję bezpośrednio, kwitując całość wzruszeniem ramion.
— …okej — mówi cicho z niewielkim uśmiechem. W jego oczach błyszczy zdumienie. Gdybym w nie nie spoglądam, nawet bym nie wiedział jak bardzo chłopak się dziwi tym nagłym wyznaniem. Po chwili odchrząka, jednocześnie prostując się na siedzeniu. Ponownie na mnie spogląda, tym razem z nieco większym skupieniem. — W kinach teraz leci nowa ekrenicacja Morderstwa w Orient Ekspressie.
— Książki Agathy Christie? — pytam dla pewności.
— Tak — potwierdza, przenosząc wzrok z mojej twarzy na własne dłonie.
— Widziałem chyba tylko ten stary film. Był nawet niezły.
— Też tak uważam. Ogólnie mam wrażenie, że w przypadku paru odsłon ekranizacji, akurat te najstarsze wersje wypadają najlepiej. Są takie… klimatyczne. Dawniej nie mieli zbyt wielkiego pola manewru w związku z efektami, dlatego skupiali się na najważniejszych treściach. Teraz często przedobrzają z dodatkami, a z tego nie wynika nic spektakularnego.
— Niestety. — Wzdycham. Nie mogę się nie zgodzić. — Z Carrie było podobnie. Gdy oglądałem wersję z siedemdziesiątego szóstego, w najważniejszych momentach miałem gęsią skórkę i nie mogłem oderwać oczu od ekranu. A remake wypadł dość… słabo. Efekty efektami, były nawet okej, ale i tak nie pomogły w przebiciu starej wersji.
— Najbardziej mnie boli, kiedy zabierają się za ekranizację moich ulubionych książek — śmieje się cicho, krzyżując ręce na piersi. — Te filmy nigdy nie spełniają moich oczekiwań. Może powodem jest to, że po prostu uwielbiam tę książkę i liczę na jak najlepsze pokazanie tych wszystkich wydarzeń. A prawda jest taka, że wystarczy, iż po prostu wstawią ci aktora, który ci się nie spodoba, i przez cały film będziesz siedzieć zirytowany, bo nie dasz rady skupić się na niczym innym.
— To jest najgorsze — parskam. Kompletnie zapominam, że siedzę w szkole, a wokół mnie krążą ludzie. Yoon Jae również zostaje pochłonięty przez tę rozmowę. Wracamy na ziemię w momencie, jak dzwoni dzwonek. Z niechęcią podnoszę się z siedzenia, by następnie zabrać pusty kubek i odstawić go do stoiska na brudne naczynia. Zaraz po tym wracam do Yoon Jae, z którym od razu kieruję się w kierunku naszego wydziału. Wpadam na pewien pomysł. — Jeśli masz wolny wieczór, możemy sprawdzić, jak bardzo się popisali z tym filmem.
— Planowałem spytać cię o to samo.
— Czyli postanowione — oznajmiam, posyłając mu zadowolony uśmiech. Myślę, że chłopak odbiera ten gest w właściwy sposób, bo już po chwili kręci głową z niedowierzania, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
               Może jednak ten dzień nie będzie taki zły?
               Cóż, jeszcze się okaże.
               Byle do wieczora.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15