Shukuteki - 15
— Żartowałem — szepcze kpiącym tonem, a mnie momentalnie
brakuje tchu.
Niepewnie unoszę głowę, wzrok kierując na Ryou, który
dopiero co oddalił się od mojej twarzy. Spogląda na mnie z rozbawieniem,
śmiejąc się oczami, co jest wyraźnym dowodem szczerości tego paskudnego słowa.
Wszystko, co powiedział, jest żartem.
Nawet przez chwilę nie był poważny względem mojej osoby.
Planował to od samego początku...?
— Tylko się nie rozbecz. — Posyła mi spojrzenie pełne
pogardy, prostując kręgosłup.
Szczerze? Tego akurat się spodziewałem — że wybuchnę
rozpaczą, nie mogąc nad nią zapanować. Ale, ku mojemu zdziwieniu, do niczego
takiego nie dochodzi.
Nawet jeśli za pierwszym razem popłakałem, wybiegając przy
tym z domu, to teraz jakoś nie mogę tego zrobić.
Jestem zszokowany, to prawda. Jest mi też bardzo przykro.
Bez wątpienia trzyma się mnie rozczarowanie, bo szczerze liczyłem, iż blondyn
się zmienił i jest poważny względem mnie.
Ale...
Te uczucia towarzyszą mi tylko przez chwilę.
— Płakać? — powtarzam, unosząc jedną brew. — Z twojego
powodu? Nie rozśmieszaj mnie.
Uśmiecham się krzywo, co wyraźnie zadziwia Ryou, co ten od
razu daje po sobie poznać. Najprawdopodobniej do samego końca liczył, iż mnie
zniszczy.
— Jesteś śmieciem, Ryou — wyznaję bez zawahania, nawet na
moment nie odrywając zimnych oczu od zdezorientowanej twarzy blondyna.
Udało mu się. Zniszczył mnie.
Bez słowa spuszczam wzrok i wychodzę z pokoju chłopaka, od
razu kierując się na schody. Przed wyjściem z domu żegnam się z rodziną,
dodatkowo odbierając od mamy niewielkie pudełko wypełnione piernikami własnej
roboty.
Stojąc na chodniku, zaraz za furtką prowadzącą na podwórko,
spoglądam w górę, przymrużone oczy kierując na błękitne niebo.
— Zapowiada się na burzę — stwierdzam, w oddali dostrzegając
ciemne chmury stopniowo zbliżające się w stronę miasta.
Zaraz po tym ruszam przed siebie, kierując się do
przystanku autobusowego. Chwilę czekam na środek transportu, a kiedy ten
wreszcie nadjeżdża, wchodzę do środka i jadę na sam koniec trasy. Po wyjściu z
busa przechodzę parę przecznic, finalnie zatrzymując się przed wieżowcem, który
obecnie zamieszkuję. Na parkingu stoi samochód Hisato, co może oznaczać tylko
to, iż mężczyzna jest już w mieszkaniu.
Już po paru minutach stoję prze drzwiami prowadzącymi do
apartamentu czarnowłosego. Nie muszę pukać, aby wejść do środka, ale mimo to
postępuję w ten sposób. W mgnieniu oka wrota stają otworem, a w ich progu pojawia
się Hisato.
— Dlaczego wciąż pukasz? — pyta, wpuszczając mnie do
środka. — Przecież mówiłem, że nie musisz tego robić. — Wzdycha, a następnie udaje
się w głąb mieszkania. Robię to samo, kiedy tylko ściągam buty z nóg.
Idąc korytarzem, nieco rozluźniam ramiona, dłonią
rozmasowując kark. Wreszcie zatrzymuję się w miejscu, gdyż tuż przede mną staje
Hisato, zastawiając mi tym czynem przejście, i wyciąga rękę w moim kierunku.
— Dla ciebie — mówi, wręczając mi niewielki przedmiot,
jakim okazuje się być klucz, a raczej jego kopia. Unoszę brwi, domyślając się,
co to oznacza. — Jak poszedł obiad z rodziną? — pyta, posyłając mi ciepłe
spojrzenie.
Nieznacznie zwężam powieki, przypominając sobie o słowach,
które Rou skierował w moją stronę.
Ale... to nie jest nic ważnego.
Nic, o czym warto wspominać.
— Chyba dobrze — odpowiadam, po czym przypominam sobie o
pudełku pierników, które zostawiłem na korytarzu. Szybko się po nie wracam, by
następnie zanieść słodycze do kuchni.
Biorę jedno ciastko do ręki i, opierając się drugą dłonią o
blat kuchenny, zatapiam zęby w przysmaku, od razu stwierdzając, iż smak
idealnie trafia w moje gusta. Powoli przeżuwam słodycz, patrząc w jeden punkt.
Nawet nie wiem, o czym myślę. Początkowo mam wrażenie, że o
niczym. Po prostu stoję w miejscu i spoglądam na czystą ścianę, całkiem
skupiony na jedzeniu.
Ale, nie wiedzieć czemu, tak prosta czynność doprowadza
mnie do płaczu.
Nawet nie spostrzegam, jak z kącików moich oczu zaczynają
wypływać łzy. Zszokowany takim obrotem spraw, przecieram ślepia, lecz na nic to
się nie zdaje. Łzy nie chcą przestać wypływać.
Pociągam nosem, czując, że powoli zaczynam ulegać emocjom.
Dlaczego?
Czy przypadkiem nic nie czułem?
Czy ten ból nie był tylko chwilowy?
Wypuszczam ciastko, które w mgnieniu oka zderza się z podłogą,
po czym łamie się na kilka części. Przygryzam dolną wargę, nie mogąc opanować
myśli. Chowam twarz w dłoniach, mocno zaciskając powieki. Mam nadzieję, iż tym
czynem jakoś powstrzymam potok łez.
Lecz nic mi to nie daje.
Bo w końcu nic nie może powstrzymać nieuniknionego.
— Shun? — słyszę wreszcie, w związku z czym odsłaniam
buzię, niepewnie spoglądając na zaskoczonego Hisato. Czarnowłosy wpatruje się
we mnie szeroko otwartymi oczyma, starając się coś powiedzieć.
Jednak żadne słowo nie wydobywa się z jego ust.
Po prostu podchodzi i mnie obejmuje.
To naprawdę prosty, zwykły gest, ale... wierzcie mi.
Ten chłopak zawsze niweczy każdą chwilę zwątpienia w
ludzkość, jaka tylko mnie dopada. Jest kimś, dzięki komu mam nadzieję, iż
jednak nie wszyscy są tak zepsuci, jak Ryou.
Bez wątpienia jest kimś prawdziwym.
Kimś, kogo z całą pewnością mogę obdarzyć mianem
przyjaciela.
Komentarze
Prześlij komentarz