Pożądana krew - 4

Seth nie wiedział, co powiedzieć. Nie miał pojęcia, jak zareagować; żadne sensowne wyjaśnienie, usprawiedliwiające wizytę tego zjawiskowego mężczyzny, nie przychodziło mu do głowy, przez co denerwował się jeszcze bardziej, tworząc w myślach masę teorii. Wiedział jednak, że bezczynne stanie w miejscu nic nie zmieni, dlatego niepewnie skinął głową na bruneta i ruszył do swojego pokoju, ignorując stres w oczach Jane. Zamknął drzwi, spojrzał n i e z n a j o m e m u prosto w oczy.
— Niezbyt rozumiem, co tutaj robisz. — Jego głos był napięty i pełen niezrozumienia.
— Nie szkodzi, Seth.
Chłopakowi niemalże szczęka opadła do ziemi, kiedy nieznajomy zwrócił się do niego po imieniu. Skąd je znał? Czy Jane go użyła, kiedy wszedł do domu? Nie przypominał sobie takiego momentu. Więc może mówiła o nim, zanim jeszcze pojawił się w kuchni?
— Mam na imię Vior — mężczyzna dodał po chwili. — Przepraszam, że pojawiam się w tak nieoczekiwanym momencie, ale jest coś, przed czym muszę cię ostrzec.
— Ostrzec? — Seth zbaraniał jeszcze bardziej.
— Wiem, co spotkało Lily. Domyślam się też, kto za to odpowiada.
— Dlaczego mi o tym mówisz? — spytał chłopak od razu, może nieco zbyt energicznie. Był zbyt pobudzony i nawet sam to zauważał. Nagle pomyślał o wypadku, o spotkaniu V i o r a, a także tym dziwnym napięciu, które wywołał ich kontakt. Nie potrafił przejść obok tego obojętnie. — Nie powinieneś pójść z tym na policję?
— Niestety to nie jest coś, czym policja może się zająć. — Uśmiechnął się blado, na moment pozbawiając Seta tchu. — A ty, mój drogi, jesteś z tym wszystkim związany.
Seth osłupiał do reszty. Nie wiedział, co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że to nieco dziwne, iż najpierw natknął się na ciało Lily, a jeszcze później poszedł do baru, w którym z całą pewnością do czegoś doszło, ale mimo wszystko nie chciał nawet myśleć, że miał z tym jakieś powiązanie.
Bo nie miał. A przynajmniej nie powinien mieć.
Niestety Vior nie wyglądał, jakby żartował. Był śmiertelnie poważny i spięty.
— Musisz być ostrożny. Zwracać uwagę na to, co mówisz i przy kim to mówisz.
— Obawiam się, że nie rozumiem. — Seth skrzywił się jeszcze bardziej, bezgłośnie oparł plecy o ścianę. — W jaki sposób jestem związany z morderstwem?
Brunet wyprostował się, ułożył usta w wąską kreskę. Przez moment wpatrywał się w twarz młodszego bez widocznych emocji, jakby głęboko nad czymś rozmyślając. W końcu przekręcił głowę, zamknął oczy i mocno zacisnął szczękę. Seth zauważył drganie mięśnia na jego twarzy. Zmieszał się jeszcze bardziej, kompletnie nie nadążając za sytuacją. Już chciał coś powiedzieć, spytać, czy to jakiś żart, lecz Vior w jednym momencie otworzył oczy, rozchylił wargi.
A Seth natychmiast zamarł. Zamrugał parę razy, bezgłośnie wypuścił powietrze; w jednej chwili zwątpił w rzeczywistość.
A to wszystko za sprawą jednej kwestii — ostrych kłów, których Vior nawet nie próbował ukrywać.
Seth nagle wzdrygnął się, uderzył łopatkami o ścianę. Chciał wybiec z pokoju i powiedzieć o wszystkim Jane; zapragnął zadzwonić na policję i zgłosić obecność szaleńca. Vior jednak nie pozwolił mu na krzyk czy ucieczkę. Zbliżył się, zasłonił mu usta i nakazał spojrzeniem, aby zachować spokój.
— Nie jestem twoim wrogiem — powiedział poważnym tonem, wprawiając Seta w osłupienie.
Chłopak nie był pewny, czy dobrze usłyszał. Nic nie mówił, jedynie wpatrywał się w stojącego naprzeciw mężczyznę z niedowierzaniem i przerażeniem.
— Dlatego chcę cię ostrzec. — Zmrużył oczy. Powoli odsunął dłoń od twarzy młodszego, wyprostował plecy.
Seth od razu otworzył buzię, chcąc wrzasnąć, jednak szybko ją zamknął, jakby zdał sobie sprawę, że to nie ma najmniejszego sensu. W ciszy spoglądał na Viora — wysokiego i smukłego mężczyznę, którego dopiero co poznał, i który najwyraźniej wiedział sporo o ostatnich wypadkach.
No i miał kły. Zupełnie jak jakiś... w a m p i r.
Seth wzdrygnął się praktycznie niezauważalnie. Pomyślał o rozszarpanym gardle Lily, o historii Susan i o własnej przeszłości.
— Musisz być ostrożny. — Vior przeciął ciszę, przywracając Seta do rzeczywistości. — K t o ś cię obserwuje. Ktoś niebezpieczny.
— Skąd... o tym wiesz?
W a m p i r wyprostował plecy, cofnął się jeszcze bardziej.
— Nie mogę powiedzieć. Na pewno nie teraz. Najpierw muszę zebrać więcej informacji.
— Wiem... — Seth zaciął się, czując intensywne pulsowanie w skroni. Skrzywił się, złapał za głowę. — Wiem, że to głupie pytanie, ale... czym ty tak właściwie jesteś?
Vior westchnął, łagodniejąc na twarzy.
— Myślę, że dobrze znasz odpowiedź.
Seth przełknął gulę, spuścił wzrok. Wpatrywał się w przestrzeń bez wyrazu. Widział w głowie mnóstwo powiązań między takimi kłami a bestialsko rozszarpanym gardłem. Atak dzikiego zwierzęcia — tak uzasadniono śmierć Noaha i ojca Susan. Ale Seth od początku wiedział, że to żadne zwierzę. Coś mu bezustannie podpowiadało, że sprawcą jest coś innego.
Właśnie poznał odpowiedź na pytanie nurtujące go od lat.
W a m p i r. Noaha zabił wampir.
Nagle podskoczył w miejscu, niemalże zakrztusił się własną śliną, a to wszystko przez uzmysłowienie sobie, czym jest ten człowiek.
— To ty...? Lily, oni wszyscy...
— Lily, mój drogi — bez zawahania wciął się w zdanie młodszemu — była kobietą, którą kochałem. Nie mógłbym jej tego zrobić. — Spoważniał. Mimo to w jego oczach tliła się nuta smutku, odrobina żalu i tęsknoty. — Ochłoń trochę. Wiem, że to zbyt wiele jak na jeden raz. Pomimo to, proszę, weź moje słowa na poważnie i uważaj na siebie.
Ostatni raz spojrzał na Seta badawczo, a następnie spuścił wzrok i wyszedł.
Chłopak czuł się kompletnie ogłupiony. Oparł się o ścianę, mocno złapał za włosy. W głowie mu szumiało i dzwoniło, myśli zderzały się ze sobą i siały coraz większy mętlik. Cały czas widział przed oczami te kły. I choć nie chciał wierzyć w żadne bajki, tym razem nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż jedna z nich może mieć w sobie trochę prawdy. W a m p i r y istniały.
I... chyba jeden z nich był tym dzikim zwierzęciem, które odebrało mu najlepszego przyjaciela.
***
Jane była zaintrygowana starszym znajomym siostrzeńca. Seth niestety nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Był zdumiony i pełny wątpliwości. Nie wiedział, co myśleć o Viorze i jego ostrzeżeniu. Mężczyzna powiedział, że kochał Lily — być może był z nią w jakiejś bliskiej relacji; być może nie kłamał. A jeśli rzeczywiście chciał dobrze dla Seta, sprawcą musiał być inny... wampir.
Chłopak skrzywił się, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że to jakiś chory żart.
Niestety, choćby bardzo chciał, istnienie wampirów nie było żadnym żartem, a przytłaczającą rzeczywistością.
Seth postanowił wszystko przemilczeć. Nie chciał mówić przyjaciołom o tym nietypowym spotkaniu — nadal czuł się skołowany i nie dowierzał. Susan i Liam prawdopodobnie wszystko zauważyli, ale żadne z nich nie poruszyło tematu. Może uznali, że za stan Seta odpowiada powrót dawnych wspomnień? Chłopak nie chciał się nad tym zastanawiać. Potrzebował spokoju. Szansy na pozbieranie myśli, na unormowanie oddechu i przyswojenie wszystkich informacji w swoim tempie. To było dla niego priorytetem. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, zwariuje.
W weekend wpadł do Susan. Już na miejscu zastał Liama, który zajadał się paprykowymi czipsami i orzeszkami w skorupce. Przywitał chłopaka z pełną buzią, po czym na nowo zaczął się opychać przekąskami. Susan jedynie pokręciła głową, wzdychając przy tym, a następnie zaprowadziła Seta do swojego pokoju, aby chłopak mógł zostawić w nim swoje rzeczy. Kiedy po krótkim czasie wspólnie wrócili do salonu, Liam zabierał się za otwarcie następnej paczki czipsów.
— Ej, zastopuj trochę! — krzyknęła dziewczyna, podchodząc do Liama. — Jak możesz tyle jeść? — Rozejrzała się po pokoju. — Chociaż to zrozumiałe, bo i tak większa część trafia na podłogę lub sofę! Sprzątnij to albo niczego nie zaczniemy. — Odwróciła głowę w stronę Seta. — Widzisz, ile mam z nim problemów? Daj mu trochę luzu, a i u ciebie zrobi swoją oborę. — Znów zwróciła się do Liama. — Prosiak.
Liam jedynie machnął ręką, jakby już do tego przywykł, po czym podniósł się z miejsca.
— Dobra już, dobra. Sprzątnę, jak tak bardzo ci to przeszkadza. — Nadął policzki.
— Nareszcie. — Odetchnęła z ulgą.
Sprzątnięcie podłogi zajęło chłopakowi krótszą chwilę.
— Macie jutro wieczorem coś do roboty? — zapytała Susan dla rozluźnienia atmosfery, siadając na już czystej sofie.
Chłopcy zaprzeczyli.
— Trochę poczytałam i jutro w górach będzie można zaobserwować coś ciekawego.
— Chcesz iść wieczorem w góry? — zapytał Liam, dziwiąc się.
— Tak. To teren strzeżony, więc nie musisz się martwić zagrożeniem. Będzie warto, uwierz mi.
Seth od razu pomyślał o Viorze i o jego ostrzeżeniu.
— Będziemy mieć kawałeczek do przejścia, ale wierzcie mi, nie pożałujecie tego — Susan kontynuowała. — To coś, czego często się nie spotyka.
Seth nagle zrozumiał, jakie to wszystko jest nierealne — z jednej strony żyje swoim zwykłym życiem, z drugiej natomiast wie o istnieniu wampirów. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że świadomość istnienia krwiopijców nie zmieniła kompletnie nic w jego podejściu — jedynie trochę go ogłupiła i zestresowała. Był ciekawy, czy zostanie taki s p o k o j n y do końca, czy może świadomość uderzy w niego w zupełnie nieoczekiwanym momencie i wszystko zrujnuje.
Nie chciał tego. Nie mógł zwariować.
Zamiast tego musiał poczekać na więcej odpowiedzi. Miał nadzieję, że Vior nie zostawi go po tym, co udowodnił; że wkrótce na nowo pojawi się w jego domu i rozwieje wszelkie wątpliwości.
***
Przerobił wszystko od samego początku. Najpierw pomyślał o swoim przyjeździe, któremu wprawdzie nie towarzyszyło nic specjalnego, a następnie przeszedł do wypadku w barze i spotkania z Viorem. Wampir ewidentnie wiedział, co jest na rzeczy, lecz mimo to pozostał cicho. Zupełnie jakby wiedział, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment na zdradzenie nieco bardziej odpowiednich informacji Setowi. Chłopak miał nadzieję, że sprawy szybko ulegną zmianie. Miał już dość zagadek i tajemnic.
Nie mógł zasnąć. Kiedy Susan i Liam smacznie drzemali, on w ciszy wgapiał się w sufit, ponownie rozmyślając nad wszystkim, co dotąd miało miejsce. Z czasem jednak skupił myśli na innej rzeczy. Czy gdyby zasnął, mógłby znów zobaczyć swojego przyjaciela? Chciał to sprawdzić, ale bał się. Coś go powstrzymywało.
Nim się zorientował, nadszedł ranek. Podniósł się z łóżka i dopiero wtedy odczuł skutki uboczne braku snu. Przetarł oczy, po czym zerknął na wstającą z łóżka Susan. Dziewczyna poszła do kuchni — jak można przypuszczać — aby zrobić śniadanie. Seth postanowił pomóc. I tak nie miał nic lepszego do roboty. Zanim jednak opuścił pokój, spojrzał na nadal śpiącego Liama. Spod kołdry wystawał jedynie czubek głowy. Widoczne włosy sterczały na wszystkie możliwe strony. Seth pokręcił głową, a następnie poszedł do Susan, która zajęła się robieniem herbaty.
— Czego się napijesz? — zapytała, wyciągając z lodówki ser i drobiową wędlinę.
— Kawy. Czuję, że bez kofeiny dziś nie przeżyję. — Seth oparł się o ścianę, wlepiając zaspane oczy w podłogę.
— Źle ci się spało?
— W ogóle nie spałem. — Podrapał się w tył głowy, przenosząc wzrok na dziewczynę, która obdarzyła go zatroskanym spojrzeniem. Po chwili na jej twarz wpłynął uśmiech. Podeszła do jednej z szafek i wyjęła z niej czarną torebkę.
— Mam nadzieję, że lubisz mocną kawę. — Puściła Setowi oczko.
— Chyba mogę powiedzieć, że uwielbiam. — Uśmiechnął się kącikiem. — Ale to opakowanie mnie przeraża. — Podszedł bliżej. — Co to za hieroglify?
— Hmm... dobre pytanie. — Susan złapała się za podbródek. — Zakładam, że po prostu wszystkie informacje zapisane w innym języku. Ale nie martw się! To nic podejrzanego. Piłam już tę kawę, więc nie umrzesz od niej — zaśmiała się cicho. — Kupiła mi ją mama, kiedy była za granicą.
— Dobrze, uwierzę ci na słowo.
***
Do południa czas dłużył się i dłużył. Seth przed wyjściem usłyszał od Susan, że całą trójką spotkają się późnym wieczorem przy starej kapliczce w pobliżu kościoła. Seth wiedział, o jakim miejscu mowa, więc z góry założył, że dojdzie tam bez problemu.
W domu oddał się porządnej drzemce.
Niestety tym razem we śnie nie odwiedził go przyjaciel. Przez to poczuł pewnego rodzaju rozczarowanie — jakby oczekiwał czegoś innego. Nie chciał się jednak niczym zadręczać. I tak miał już wystarczającą liczbę problemów. Po co miałby sobie dokładać?
Wziął szybki prysznic i założył coś cieplejszego, gdyż zapowiadało się na chłodniejszą noc. Niecałe dwadzieścia minut przed umówioną godziną wyszedł z domu, natychmiast kierując się w stronę kapliczki. Na szczęście nie miał żadnych problemów z dotarciem do celu. Zauważył, że Susan z Liamem jeszcze nie przyszli, więc usiadł na niskim murku i rozejrzał się wokół. Tuż za nim rozciągał się ciemny las, który go o dziwo ani trochę nie przerażał; miał w sobie coś interesującego.
Nieznane fascynuje ludzi od zawsze.
W okolicy panował taki spokój, że chłopak zamknął oczy, a następnie zaczął przysłuchiwać się dźwiękom dobiegającym zza pleców. Głównie do uszu docierał świst porywanych przez wiatr gałęzi drzew, ale też od czasu do czasu parę świerszczy dawało o sobie znać. Poza tym zapach lasu działał kojąco na umysł. Ku zdziwieniu Seta, zapachy, które wyczuwał ponownie, sprawiały wrażenie aż nazbyt intensywnych. Delikatny zapach ziemi przecinający się z tym roślin. Swąd porządnie wydeptanej ściółki. Aromat wilgotnej kory drzewnej. A niemal na końcu... Coś podobnego do zaschniętej krwi.
O dziwo nie zareagował w żaden sposób. Ten jeden raz odniósł wrażenie, jakby zapach krwi był dla niego na porządku dziennym; jakby nie był niczym szczególnym. Przechylił głowę na bok, chcąc ponownie wyciszyć umysł, lecz w jednej chwili wszystko szlag trafił. Seth błyskawicznie zerwał się na nogi, dodatkowo oglądając się za siebie.
Mógłby przysiąc, że ktoś wypowiedział jego imię.
Dźwięk wyraźnie dobiegał z głębi lasu.
Wiatr zawiał mocniej, pozwalając chłopakowi poczuć na twarzy pierwsze krople wody. Zaczęło kropić. Krótką chwilę później do Seta zadzwoniła Susan, informując go, iż wraz z Liamem napotkali mały problem na drodze, przez co mogą się trochę spóźnić.
Seth schował telefon do kieszeni, ponownie klapnął na murku. Towarzyszyło mu specyficzne uczucie. Pewnego rodzaju niepokój, jednak nie można było powiedzieć, iż się bał. Był raczej... zaintrygowany; skołowany sytuacją sprzed chwili. Ewidentnie t o usłyszał. Niestety nie mógł skojarzyć, do kogo ta barwa głosu mogłaby należeć.
A wydawała mu się znajoma.
Nawet aż za bardzo.
Kolejne parę minut upłynęło w ciszy. Krople deszczu coraz częściej zahaczały o bladą twarz Seta, nakłaniając go do odpłynięcia. Chłopak mimochodem rozluźnił ramiona, a następnie spojrzał w górę, mrużąc oczy. Niebo nie wyglądało na tak łyse, jak w mieście. Wydawać by się mogło, że na każdy jego milimetr kwadratowy przypadały miliony gwiazd. Widok jednocześnie zadziwiający i nużący. Seth niemal od razu spostrzegł, że zaczął robić się senny przez samo patrzenie na te błyszczące punkciki. Lekko potrząsnął głową i skupił się na starej, zaniedbanej kapliczce. Po chwili wpatrywania się w obiekt, niecały metr obok dostrzegł sylwetkę. Od razu podniósł się na nogi, zakładając, iż jego znajomi wreszcie raczyli przyjść.
Pomylił się.
— Czyli postanowiłeś zlekceważyć moje ostrzeżenie.
Seth spiął barki, zagryzł wargę.
— To bardzo nierozsądne — dodał nieznajomy.
— Ja po prostu... nie wiem, co o tym myśleć.
— Dlatego dałem ci chwilę na poukładanie wszystkiego w głowie.
— To nie takie proste. — Skrzywił się, zdenerwowany. — Pojawiasz się tak nagle, pokazujesz te... kły. I ja mam tak po prostu pogodzić się z faktem, że jesteś wampirem? To niewykonalne!
Vior zmarkotniał.
— Uwierzysz mi, jeśli powiem ci, skąd o tobie wiem?
— Nie wiem. Nie mam pojęcia. — Spiął się jeszcze bardziej. Nagle pomyślał o przyjaciołach, którzy niedługo do niego dołączą. Przypomniał sobie o tym, jak zginął ojciec Susan. Coś w niego uderzyło od środka: chęć, aby dziewczyna dowiedziała się o wszystkim. — Moja koleżanka przeszła przez podobną... traumę. Straciła ojca w ten sposób. Nie wierzy, że sprawcą jest zwierzę. I ja teraz wiem, że się nie myli. — Zacisnął zęby, dłonie uformował w pięści. Spojrzał Viorowi oczy z zaciętością. — Nie tylko ja zasługuję na prawdę. Ona również.
Vior uniósł brwi, rozchylił wargi. Seth nie dostrzegł tam kłów.
— Wiesz, że to bardzo nierozsądne? — Mężczyzna nawet nie mógł zrozumieć toku rozumowania chłopaka; Seth działał zbyt impulsywnie.
— Zasługujemy na to. Skoro chcesz mi pomóc, zgódź się.
Głośny wdech. Świst, szarpnięcie. Wydech.
— Pomyślę nad tym. — Spuścił wzrok. — Nie lekceważ mojego ostrzeżenia. Uważaj na siebie. Tym razem jestem w pobliżu, więc mogę cię obserwować, ale następnym razem może nie być tak kolorowo.
Seth nie powiedział ani słowa. Pozwolił, aby mężczyzna zniknął. Czuł się dziwnie ze świadomością, że przez całą noc będzie obserwowany i kontrolowany, ale też jednocześnie zaczął sobie uzmysławiać, że to naprawdę nie jest żart.
Gdyby Vior chciał zrobić mu krzywdę, nie bawiłby się w nianię.
Może naprawdę nie był niebezpieczny?
***
— Wybacz, że aż tyle nam zeszło. — Dziewczyna z trudem nabrała wdech. — Ale się zmęczyłam!
— Biegliście? — zauważył Seth.
— Tak — odpowiedział Liam, przecierając czoło. — Nie chcieliśmy kazać ci dłużej czekać.
— Co za różnica. — Wzruszył ramionami, śmiejąc się pod nosem. — I tak długo czekałem.
Liam zaśmiał się na głos.
— Mógłbyś chociaż zaprzeczyć.
Susan zaprowadziła przyjaciół w głąb lasu. Ciemność i cisza dobijały Liama, choć chłopak nie dawał tego po sobie poznać. A przynajmniej tak myślał.
Wycieczka trwała jeszcze trochę czasu. W końcu i Seth się zmęczył. Dobiło go wchodzenie pod sporą górkę. Chłopak zauważył, że im głębiej w las, tym gorzej z polem widzenia. Ciemność panująca wokół była imponująca. W pewnym momencie Susan — znajdująca się parę metrów przed chłopakami — wydała z siebie głośny okrzyk, a zaraz po tym zaczęła biec. Seth i Liam musieli się doczłapać w swoim tempie, przez cały czas wlepiając gały w ziemię, jakby miało im to jakoś pomóc. Kiedy stanęli obok dziewczyny, przenieśli spojrzenie w górę.
Obaj — jak na komendę — rozdziawili buzie.
— Czy to zorza polarna? — zapytał Liam, wytrzeszczając oczy.
— Aha! – krzyknęła uradowana Susan. — Piękny widok, co?
— Robi wrażenie.
Seth nic nie powiedział. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Ale doskonale pamiętał, że znał osobę, którą bardzo pasjonowały zjawiska tego typu.
— Co jest, Seth, nie podoba ci się, że nic nie mówisz? — zapytała Susan, wciąż patrząc przed siebie.
Chłopak stał zamyślony przez jakiś czas. W końcu jednak pozbierał się i odpowiedział dziewczynie.
— Nie, to nie to. — Uśmiechnął się lekko. — Po prostu pomyślałem o osobie, która zawsze chciała zobaczyć coś równie imponującego.
***
Sethie! Mama kupiła mi nową książkę!
Noah wbiegł do pokoju chłopaka, rzucił się obok niego na łóżko i natychmiast pochwalił się nowym podręcznikiem. Książka zawierała mnóstwo udokumentowanych zjawisk — w tym świetlnych, na których Noah skupił największą uwagę. Otworzył książkę na właściwej stronę, wskazał kciukiem na precyzyjnie wykonane zdjęcie. Przedstawiało one parę wymieszanych kolorów, obejmujących fragment ciemnego nieba. Zorza polarna.
Kiedyś pójdziemy razem na wycieczkę, a wtedy zobaczymy to na własne oczy. Obiecuję.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15