Shukuteki - 27


               Ostatnie wydarzenia, pozornie mało znaczące, w rzeczywistości wywierają spory wpływ na moje podejście do wielu spraw. Rzecz jasna nie dzieje się to tak nagle. Wszystko stopniowo nabiera stabilności, która początkowo w ogóle nie rzuca się w oczy. Ale pewnego dnia budzę się chwilę przed szóstą, a następnie wstaję z łóżka, by zacząć rutynowe przygotowania do szkoły, co mam w zwyczaju robić przez pięć pierwszych dni każdego tygodnia. Standardowo wychodzę do łazienki, a kiedy na korytarzu trafiam na Ryou, jakoś… nie reaguję w żaden spokój.
               Nie czuję bólu, niechęci czy żalu.
               Żadna gula nie staje mi w gardle, a serce nie zaczyna bić szybciej.
               Po prostu… zachowuję się normalnie.
               Nadal mam uraz do chłopaka, ale wreszcie zdobywam się na zostawienie tego nieciekawego rozdziału za sobą. Małymi kroczkami udaje mi się przejść do następnej części, gdzieś na boku zostawiając wszystko, co zbędne. W tym zawadzające uczucia, jakie dopadały mnie każdego dnia z tak błahego powodu, jak na przykład spotkanie ze swoim byłym oprawcą.
               Ten dzień otwiera mi oczy. Pokazuje mi, jak wiele spraw uległo zmianie, a ja nawet nie miałem o tym zielonego pojęcia. Ta jedna chwila dość pokaźnie otwiera mi oczy.
               Dlatego… dzięki tym wszystkim nowo nabytym informacjom, sytuacja, w której znajduję się obecnie, nie wywiera na mnie żadnych niewygodnych odczuć.
               Siedząc na krawędzi własnego łóżka, z przymrużeniem oczu spoglądam na nerwowego Ryou, który postanowił uraczyć mnie swoją obecnością już z samego rana. Niepewnie siada na obrotowym krześle, a następnie rzuca zdenerwowanym spojrzeniem po całym pomieszczeniu. Zerka dosłownie na wszystko. Na każdą pojedynczą rzecz, z wyjątkiem mnie.
— Nie, żebym pospieszał, ale za godzinę zaczynam zajęcia. — Unoszę jedną brew, zakładając ręce na piersi. Gdy nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, wzdycham dość donośnie, po czym postanawiam podjąć się wyzwania i jakoś nakłonić blondyna do rozmowy. W końcu bez powodu by do mnie nie przyszedł. — Potrzebujesz jakiejś rady w związku z lekarzem? A może jest coś, czego nie rozumiesz? Nie krępuj się i mów. W najgorszym wypadku wylecisz za drzwi.
               Jestem w stu procentach poważny. Naprawdę nie zawaham się wyrzucić go z pokoju, gdy zajdzie taka potrzeba. Choroba psychiczna nie daje mu żadnych ulg, a na pewno nie w moim towarzystwie.
               Ryou śmieje się nerwowo, a następnie łączy ze mną spojrzenia. Co prawda ten kontakt trwa może sekundę, ale ta krótka chwila wystarczy, abym dostrzegł, iż chłopak naprawdę zaczyna się zmieniać. Oczy potrafią zdradzić wiele o osobie, a te jego, mimo iż wciąż są zagubione, to już nie wyrażają takiej wrogości, jak przedtem.
— Jakiś ty pomocny. Może skończę współpracę z Wukumaku i rozpocznę terapię pod twoim okiem? — pyta, a ja wywracam oczami, parskając w dodatku. Nawet mnie rozbawił.
— Nie zajmuję się schorzeniami w tak zaawansowanym stadium. — Wzdycham, opierając dłonie o oba uda. Trochę pochylam się naprzód, jednocześnie przenosząc ciężar ciała na opierające się o nogi ręce. Wytrwale spoglądam na twarz jasnowłosego, starając się doszukać w jego mimice jakiejś sensownej odpowiedzi na trapiące mnie pytanie: czego, do diabła, on tym razem chce? — Więc? Co żeś sobie tam znowu uroił, że aż postanowiłeś ze mną porozmawiać?
               Chłopak ściąga brwi.
— Nic sobie nie uroiłem — burka przez zęby. — Po prostu… jesteś jedyną osobą, która zna prawdę na mój temat. Komu, jak nie tobie, mogę się wygadać?
— Podusi nim zaśniesz? — pytam nim pomyślę, w wyniku czego partolę sprawę. Bez problemu zauważam, że swoimi słowami sprawiam ból chłopakowi. Spuszczam wzrok, uprzednio wzdychając. — Nie powinienem tego mówić — przyznaję się do błędu, lecz Ryou nadal nic nie mówi. – Nieważne. — Kręcę głową. — Więc? W czym rzecz?
               Mimo iż oba pytania padły, odpowiedzi na żadne z nich nie słyszę. Z zawahaniem spoglądam na chłopaka,  a gdy spostrzegam, iż ten z przykrością wpatruje się w podłogę, w minimalnym stopniu zaczynam czuć się źle. Ale tylko w minimalnym.
— Zapomnij. Jakoś straciłem chęć na rozmowę — mówi wreszcie nawet na mnie nie spoglądając, a następnie wstaje i kieruje się w kierunku wyjścia.
               Trochę mnie to boli.
               Niezależnie od tego, ile zła Ryou wyrządził, nie powinienem zwracać się do niego w taki sposób, zwłaszcza że on rzeczywiście nie ma złych zamiarów i naprawdę potrzebuje się wygadać.
— Zaczekaj. — Nieświadomie podnoszę się z łóżka i łapię go za ramię. Chłopak zastyga, ja zresztą podobnie. Odchrząkam cicho, po czym oddalam się od niego o parę kroków. — Przepraszam. To, co powiedziałem, było nie na miejscu.
               Żarty żartami, ale czasami jednak lepiej się powstrzymać niż powiedzieć o wiele za wiele.
— Jeśli jest coś, o czym chcesz pogadać… nie wahaj się. Naprawdę możesz… na mnie liczyć — przyznaję szczerze, lecz mimo wszystko z trudem. Ryou zerka na mnie ukradkiem, po czym zdobywa się na lekki uśmiech.
— Dzięki.
               Tyle wystarczy, abym zrozumiał, że chłopak nie ma mi za złe tego, co powiedziałem.
               Jednak tego dnia nie zdradza mi swoich obaw.
               Dopiero po kilku dniach dowiaduję się, co sieje mętlik w jego głowie. Okazuje się, że największym problemem chłopaka nie są sadystyczne napędy, a podświadome wypieranie się prawdy na swój temat, które mimowolnie prowadzi go do wielu sprzecznych wniosków, które z kolei rodzą u niego nic innego, jak nienawiść i niechęć do siebie samego.
               Ryou nie potrafi zaakceptować dwóch rzeczy.
               Prawdziwego siebie i tego, co o tej osobie pomyślą inni ludzie.
               Boi się opinii publicznej. Czuje przerażenie na myśl o samotności; o tym, że wszyscy jego przyjaciele odwrócą się do niego plecami, gdy tylko prawda wyjdzie na jaw. Nie wie, co pomyśli o nim ojciec, kiedy dowie się o lekarzu i leczeniu choroby. Tyle spraw sieje niepewność w jego głowie, iż nawet nie jest wiadome, która z nich jest najbardziej problematyczna, a co za tym idzie – od której z nich powinno się zacząć, aby polepszyć stan chłopaka.
               Ryou, bojąc się złej opinii innych, za każdym razem wypiera się tego, co im się nie podoba. Gdy tylko słyszy, że jeden z kolegów nie znosi rocka, sam zaczyna hejtować ten gatunek. Kiedy któryś jego kumpel mówi, iż dobrze byłoby wyjść na jakąś imprezę, Ryou sam inicjuje wyjście. Obija mu się o uszy, iż czytanie książek jest nerdowskie? Automatycznie przestaje publicznie wspominać o tym, co ciekawego ostatnio przeczytał. Homoseksualizm jest obrzydliwą chorobą? Sam w jednym momencie zaczyna zachowywać się jak homofob, mimo że najwyraźniej jest gejem, ale kompletnie nie dopuszcza tego do świadomości.
               Boi się odmiennego zdania.
               Boi się asertywności i tego, iż opieranie się opinii publicznej będzie mogło utworzyć dystans między nim a resztą ludzi.
               Jest taki od małego. Chcąc zaimponować kolegom, podjął się tego, co w tamtych młodzieńczych czasach uchodziło za szczyt fajności – znęcanie się nad słabszymi. Jako tyran, sam stawał na czubku piramidy. Trzymał się tego cały czas. Jak jakiś pionek, który sam z siebie nie potrafił wykonać ruchu. Potrzebuje osoby decydującej.
               Dlatego… gdy tylko jeden z jego starych kolegów usłyszał o t y m Shunie i wspomniał o zakładzie, Ryou nawet nie mógł się oprzeć. Mimo iż w głębi wiedział, że godząc się na ten plan robi coś paskudnego, co doszczętnie może zniszczyć najmniej winną osobę, nie potrafił powiedzieć n i e.
               I dopiero wtedy poznał kolejną rzecz na swój temat.
               Dowiedział się o swoich sadystycznych zapędach, ale też… zrozumiał, iż jest osobą, na którą na co dzień masowo wrzuca ze swoimi kolegami.
               Jest gejem. I mimo iż siłą się tego wypiera, nie może zmienić rzeczywistości.
               Nie może zmienić tego, że lubi chłopców, a najbardziej tego jednego, któremu od zawsze wyrządza największą krzywdę.
               Ale… jak to mówią…
               Karma wraca.
               Do Ryou już właśnie wróciła, a ostatnie wydarzenia są tego czystym dowodem.
               Jednak najwyraźniej los nie jest dla niego taki okrutny, skoro osoba, która powinna wypiąć się na niego jako pierwsza, wyciąga w jego kierunku pomocną dłoń pomimo wszystkich nieprzyjemności, jakie przez niego przeżyła. 
               Ma ogromne szczęście, że dostał taką szansę.
               Teraz tylko mogę mieć nadzieję, iż Ryou jej nie zmarnuje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15