Shukuteki - 25
ogółem wpieprzyło mi jeden rozdział, ale to było takie pierdu pierdu co nic nie wnosiło, więc nie chce mi się tego od nowa skrobać X"D tam bodaże tylko Ryou powiedział Szunowi, że podejmie się leczenia, nic więcej
Dość
donośne odchrząknięcie ucisza wszystkich wokół. Rozmowy i szepty ustają, a
wszyscy członkowie rodziny, którzy jeszcze chwilę temu wymieniali się między
sobą przeróżnymi spostrzeżeniami, teraz zwracają się w stronę jednego z
przyjaciół Rena. Gdy mężczyzna unosi kieliszek z dumnym uśmiechem na twarzy,
już z góry wiem, co zamierza.
— Za zdrowie
pary młodej.
Mówi
z widoczną ulgą w oczach, a następnie upija łyk szampana. Wszyscy pozostali robią
to samo, nie dodając nic od siebie. Osobiście nie lubię, gdy ludzie koloryzują
i obdarowują innych wielce niezwykłymi życzeniami, które i tak w większości są
nieszczere.
Odkładając
kieliszek na bok, ponownie sięgam po widelec i zabieram się za przystawkę,
którą właśnie podstawiła mi jedna z kelnerek pod nos. Widząc dwie niewielkie
panierowane kulki, nieznacznie marszczę brwi. Nie mam najmniejszego pojęcia, co
może skrywać się pod tą skorupą. Kątem oka zauważam, iż członkowie rodziny,
którzy zdążyli już dostać swoją porcję jedzenia, konsumują wszystko z uśmiechem
na twarzy.
Dzięki
temu zyskuję trochę pewności i również zabieram się za posiłek.
Dopiero
po trzecim gryzie wysuwam wnioski na temat tego, co znajduje się wewnątrz tej
kulki. Pieczarki i ser. Nie przepadam za grzybami, ale w tym połączeniu nawet
nie czuję smaku pieczar, toteż zjadam całość bez jakichkolwiek protestów.
Ogólnie
nie przepadam za tego typu imprezami i towarzystwem wielu osób. Nie czuję się
wtedy swobodnie. Nie lubię również prowadzić rozmów z członkami rodziny. Bo co mam
im powiedzieć? Nawet nie wiem, czy mam z którymkolwiek wujkiem jakieś wspólne
tematy. A wypytywanie o szkołę czy dziewczynę jest monotonne i nużyło już po
upłynięciu jednej setnej sekundy.
Chyba
nie nadaję się do społeczeństwa.
Jedyną
osobą, z którą rozmawiam bez nietaktownych myśli jest mój młodszy brat.
Nagle
telefon znajdujący się w przedniej kieszeni moich spodni zaczyna wibrować.
Lekko ściągając brwi, sięgam po urządzenie, by następnie odblokować jego
wyświetlacz. Dostałem wiadomość od swojego szefa, w której to mężczyzna pyta
mnie, czy byłbym w stanie jutro przyjść do pracy na drugą zmianę, gdyż miał
miejsce jakiś nagły wypadek i zwolnił mu się jeden z pracowników na kilka dni.
W sensie, że przeszedł na zwolnienie, a nie odszedł z pracy.
Nie
muszę się zastanawiać Bóg wie ile nad odpowiedzią. Nie zamierzam pić alkoholu –
pomijając tę niepełną lampkę szampana – więc nie muszę się martwić kacem czy
jakimiś mdłościami. Zgadzam się na przyjście do pracy.
Pomimo
powrotu do domu, nie zamierzam rezygnować z dorabiania w kawiarni. Spodobało mi
się tam. No i jakoś… lubię towarzystwo Yoon Jae, który jest synem właściciela i
jednocześnie moim współpracownikiem. Początkowo miałem go za homofobicznego
dupka, którym wprawdzie jest – a przynajmniej wersja z homofobią się zgadza,
tak myślę – ale jako osoba nie jest najgorszy.
Gdy
tak teraz o tym myślę, zaczynam się zastanawiać, co tak właściwie Koreańczyk o
mnie myśli. Wie, iż jestem… inny, a mimo to nie wyzywa mnie, jak to miało
miejsce w przypadku spotkania swojego homo sąsiada pod tęczowym klubem. Co
prawda parę razy nazwał mnie pedałkiem, ale stało się to tylko i wyłącznie na
początku naszej znajomości.
Nie
wygląda na złą osobę.
Ale
mimo to jest w nim coś, co mnie ostrzega; co każe na siebie uważać, gdy tylko
jestem w jego towarzystwie.
Zastanawiam
się, co to takiego może być.
Tym
oto sposobem wyłączam się. Przestaję zwracać uwagę na członków rodziny —
śmiejących się czy wzajemnie wypytujących o zdrowie i codzienne życie. Nagle w
mojej głowie pojawia się obraz twarzy Koreańczyka, którą zdobi ten jego
podstępny uśmiech. Roześmiane brązowe oczy i te gęste, kręcone włosy – każda
cecha wyglądu idealnie do niego pasuje. Wygląd dopełnia charakter, a charakter —
wygląd.
To
mnie zastanawia najbardziej.
Podczas
gdy cechy Yoon Jae tak dobrze łączą się ze sobą, przypadek Ryou jest zupełnie
inny. Blondyn wygląda na pewnego siebie, radosnego chłopaka. Beztroskiego, bez
większych problemów i mogącego mieć wszystko, czego sobie tylko zażyczy. A w
rzeczywistości jest bardzo słabą i przykrą osobą.
Ludzie
naprawdę… są różni.
Wkrótce
po tym wniosku zabieram się za pierwsze danie, całkiem odcinając się od
rodziny.
***
Leniwie
przeciągam się w łóżku, jednocześnie ziewając. Powoli przewracam się na drugi
bok, wciąż zamglone spojrzenie kierując na zegarek.
Ledwo
wybiło południe.
Wyjątkowo
wczesna pobudka jak na tak późne pójście spać. Bo do domu wróciłem trochę po
północy, a spać poszedłem chyba jeszcze dwie godziny później.
Na
całe szczęście czuję się odpowiednio wypoczęty. Dzięki temu nie muszę się
martwić, iż podczas pracy nagle odpłynę czy będę się źle sprawować. Nie powinno
być najgorzej.
Ogólnie
uważam, iż praca będzie dla mnie lekką odskocznią, której wciąż potrzebuję.
Nadal jest dla mnie za wcześnie na ciągłe przebywanie w domu, gdzie też krąży
Ryou. Już nie jest tak źle, jak na początku, bo nie czuję się aż tak spięty
przy każdym spotkaniu z jego osobą – przy czym nie zamieniamy ani słowa czy
spojrzenia – ale mimo wszystko wciąż nie odczuwam tej swobody, która jest
niestety kluczem do wygody.
A
ja tę wygodę bardzo lubię.
Dzień
rozpoczynam od zjedzenia śniadania,
które składa się ze schłodzonego czekoladowego milkshake’a i kawałka wiśniowego
tortu, który jeszcze został z wczorajszej imprezy w restauracji. Nie ma to jak
pełnowartościowy posiłek. Zaraz po tym idę pod prysznic, gdzie spędzam dobre
pół godziny. Kto by pomyślał, że stanie pod wodą jest aż takie czasochłonne? Na
pewno nie ja.
Gdy
wreszcie wychodzę, wycieram się i ubieram, spostrzegam, iż właśnie wybiła
trzynasta. Moja zmiana zaczyna się akurat za godzinę, więc po spakowaniu
wszystkich niezbędnych rzeczy wychodzę z domu i kieruję się na pobliski przystanek
autobusowy. Limuzyna podjeżdża po niecałych dziesięciu minutach, a następnie tłucze
się po jezdni jakoś dwa razy tyle. Wychodzi na to, że wysiadam na docelowym
przystanku jakieś dwadzieścia minut przed rozpoczęciem zmiany. Dojście do
kafejki zajmuje mi z pięć minut. Resztę czasu poświęcam na przebranie się w
swój jasny uniform i zerknięcie w grafik.
Mrugam
parę razy na widok nazwiska swojego dzisiejszego towarzysza.
Tuż
po tym wyczuwam czyjąś obecność, w związku z czym odwracam się za siebie i dość
głośno przyłykam ślinę. Jeszcze wczoraj myślałem o nim z taką łatwością i
porównywałem go do Ryou, a teraz… czuję się tak…
Dziwnie.
Niepewnie.
— Cześć — wita
się ze stoickim spokojem, zerkając gdzieś na swój notatnik. Odpowiadam mu
niemal identycznie. Jedyna różnica jest taka, że mój głos brzmi, jakbym za
moment miał ziewnąć. Automatycznie dopada mnie żenada. Zerkam badawczo na chłopaka,
ale nie wyłapuję żadnej oznaki rozbawienia. Dalej błądzi wzrokiem po swoim
mikro zeszycie, lekko marszcząc brwi. — Dziś nie mamy zbyt wielkiego ruchu,
więc bez obaw.
— Okej. —
Kiwam głową.
— Słyszałem,
że wróciłeś do domu — mówi nagle, co mnie trochę dziwi. Nim cokolwiek oznajmiam,
szatyn dodaje: — Zamierzasz nadal tu pracować?
Mrugam
parę razy, układając usta w linię.
— Tak. Nawet
polubiłem to miejsce — odpowiadam szczerze, ale pomijam kilka kwestii, o
których raczej wolę nie wspominać chłopakowi. Kto wie, jak Yoon Jae zareaguje
na wieść, iż postanowiłem nie odchodzić między innymi nie tylko przez to, że
lubię to miejsce, ale też j e g o towarzystwo?
— Rozumiem —
mówi cicho, a następnie chowa notatnik do kieszeni fartucha. Zaraz po tym nawiązuje
ze mną kontakt wzrokowy. — Pytam, bo wiem, że zatrudniłeś się tutaj, gdy
pomieszkiwałeś u przyjaciela parę ulic stąd. Teraz musisz męczyć się z dojazdem
i w ogóle. Zdaję sobie sprawę, że to może być problem.
Spostrzegam,
że brązowowłosy wie całkiem wiele. W sumie nie powinno mnie to dziwić. W końcu jest
synem właściciela. Na pewno jest ze wszystkimi informacjami na bieżąco – w tym posiada
podstawowe dane na temat wszystkich pracowników.
— Dojazd nie
zajmuje mi tak wiele czasu, a praca nie jest zła. — Wzruszam ramionami. —
Dodatkowo to trochę odciągnie moje myśli od sam wiesz czego. — Wywracam oczami,
uśmiechając się niemrawo. Yoon Jae jedynie kiwa głową bez wyrazu.
— Wiem.
Wnioskuję, że wszystko okej w związku z powrotem. Czy może jednak…? — pyta półsłowem,
jakby chcąc zbadać sytuację.
— Jest dobrze
— potwierdzam jego myśli, na co lekko kiwa głową. — Dzięki, że pytasz.
Chłopak
jedynie raczy mnie łagodnym uśmiechem, a następnie wraca do pracy, zostawiając
mnie samego w pokoju pracowniczym. Po paru minutach dołączam do niego, chcąc
dać z siebie wszystko.
Musiałem
się dobrze wyspać, skoro nagle zaczyna wypełniać mnie aż tyle energii.
Komentarze
Prześlij komentarz