Shukuteki - 40


               Ledwo wychodzę z sali kinowej, jak potykam się o własne nogi i lecę przed siebie. Nim jednak stykam się twarzą z podłogową wykładziną, czuję dość mocne szarpnięcie, a wtedy moje ciało automatycznie zmienia kierunek lotu i po kolejnej sekundzie znajduje się w objęciach Koreańczyka, który stoi tuż obok. Chłopak mruga parę razy, co dziela się też mi, a następnie pyta:
— W porządku?
               A ja tylko kiwam głową w odpowiedzi, rumieniąc się jak głupi.
               Chyba nigdy nie zdarzyło mi się wywrócić w towarzystwie innej osoby. A na pewno nie w miejscu publicznym, gdzie wszyscy wokół przyglądają się z ciekawością lub rozbawieniem – no proszę, zupełnie, jak w chwili obecnej!
               Odchrząkam, oddalając się od chłopaka na bezpieczną odległość, i wymuszam niewielki uśmiech, który ma być potwierdzeniem moich słów. Ale co mogę poradzić, że denerwuję się w jego towarzystwie jak nigdy dotąd i z tego wszystkiego odkrywam w sobie nowe talenty polegające na upokarzaniu siebie samego?
               Najpierw zaczęło się od naszego spotkania na przystanku, gdzie już na starcie potknąłem się po wyjściu z autobusu. Na całe szczęście utrzymałem równowagę i szybko zapomniałem, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Ale zaraz po tym, jak doszliśmy do kina i zamówiliśmy jedzenie, wylałem cały swój napój na rękaw jasnej bluzy, przez co do tej pory mam ogromną brązową plamę. Na sali nie wydarzyło się nic niepokojącego. Jedynym minusem jest to, że kompletnie nie mogłem skupić się na filmie i przez cały czas zerkałem ukradkiem na profil twarzy Yoon Jae, który chyba nie wychwycił mojej natarczywości.
               No i finał mamy teraz – jak znalazłem się o krok od wyrżnięcia widowiskowego orła na oczach kilkunastu osób i swojego towarzysza. Mam chęć zapaść się pod ziemię.
               Azjata jednak nie wygląda, jakby miał mnie wyśmiać. Jest raczej… zdumiony. A przynajmniej odbieram takie wrażenie, kiedy spoglądam w jego oczy.
               Zabieramy swoje ubrania z szatni i ruszamy w stronę wyjścia.
— Zakładam, że to nie jest twój najlepszy dzień — mówi, otwierając drzwi, przez które mnie przepuszcza. Tego typu gesty trochę mnie onieśmielają. Gdy stykam się z chłodem panującym na zewnątrz, wciągam trochę powietrza nosem i chowam ręce do obu kieszeni kurtki.
— Wbrew pozorom nie jest najgorszy — odpieram cicho, unosząc głowę. Ciemne niebo jest puste, a księżyc niemal niewidoczny. Znajdujemy się w centrum Tokio, a co za tym idzie, ogromne oświetlenie psuje efekt wieczornego nieba.
— Czyżby?
— Mhm. — Układam usta w kreskę.
               Przez chwilę idziemy w ciszy. Dopiero gdy skręcamy w boczną alejkę odzywa się mój żołądek. Automatycznie strzelam sobie klasycznego facepalma, a wtedy Azjata śmieje się na głos i rozgląda wokół, prawdopodobnie szukając jakiegoś miejsca, gdzie będziemy mogli zjeść.
               A raczej gdzie ja będę móc zjeść.
— Może chodźmy tam? — Wskazuje ruchem głowy na małą turecką knajpę, na co przystaję z dużą chęcią.
               Już po chwili znajdujemy się wewnątrz niewielkiego pomieszczenia w stonowanych kolorach, którego wystrój wzbogacony jest o ładnie wykonane napisy znajdujące się na ścianach. Nie potrafię stwierdzić, co znaczą te słowa, ale nie przeszkadza mi to ani trochę. Podchodzę do głównej lady, za którą stoi dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Ich karnacja jest ciemna, ale nie jakoś przesadnie. Uśmiechają się do nas przyjaźnie, a następnie pytają, co podać.
               Lekko mrużąc oczy, zerkam na menu wiszące na ścianie za plecami pracowników. Cała karta sporządzona jest ludzkim pismem, co również prezentuje się ładnie.
— Co to baklava? — pytam, zwracając się w kierunku Yoon Jae, który również przypatruje się ofertom knajpki. Chłopak raczej tego nie wie, ale mimo to chcę się do niego odezwać.
— Coś jak ciastko. Jest przekładane mieszanką miodu i orzechów bodajże. Bardzo słodkie, ale wciąż dobre — oznajmia, nie odrywając wzroku od menu. Zdumiony unoszę brwi, a zaraz po tym zwracam się w kierunku ciemnoskórego mężczyzny.
               Zamawiam baklavę i coś o nazwie kebab. Może nietypowe połączenie, ale jestem naprawdę głodny. Yoon Jae ogranicza się do małej tortilli i soku. Siadamy w kącie, zaraz pod oknem, z którego mam dobry pogląd na dzielnicę. Na ulicy świecą pustki.
— Naprawdę nigdy nie jadłeś w podobnym miejscu? — pyta, dodatkowo unosząc brwi. W odpowiedzi kręcę głową, co wywołuje jeszcze większe zdziwienie na twarzy Koreańczyka. — Wow. Ominęło cię tyle dobrego jedzenia.
— Może i masz rację — odpieram, prostując się na krześle, gdyż pracownik przynosi moje zamówienie. Spoglądam na posiłek z uwagą i mrugam parę razy, nie wiedząc, jak się za to zabrać. Yoon Jae zakrywa dolną część twarzy dłonią, jednocześnie odwracając wzrok. Śmieje się ze mnie. Czuję to. Postanawiam to zignorować i już po chwili delektuję się smakiem połączenia, którego nigdy przedtem nie miałem okazji spróbować. Parę surówek, ostry sos i mięso. Smakuje naprawdę nieźle.
               Po chwili Yoon Jae dostaje swoje zamówienie. Ma praktycznie to samo, co ja, tyle że zawinięte w placek. Naprawdę za tym nie nadążam.
               Sięgam po chusteczkę, aby wydmuchać nos. Zawsze, gdy jem ostre potrawy robię się trochę czerwony na twarzy, a w moich oczach zbierają się łzy. I mimo że jedzenie wcale mnie nie piecze, muszę mieć obok siebie opakowanie chusteczek.
               Wzdycham cicho, a następnie sięgam po zamówiony deser. Te ciastka mnie wzywają. Pierwsze, co czuję to smak miodu i orzechów. Połączenie tych dwóch składników naprawdę do siebie pasuje. Widząc, że Yoon Jae również kończy swój posiłek, biorę kolejną baklavę do drugiej ręki.
— Spróbuj — mówię, utrzymując dłoń na wysokości twarzy Yoon Jae. Chłopak mruga parę razy, patrząc na ciastko w kształcie rombu, a zaraz po tym nachyla się i zatapia zęby w chrupiącym cieście. Przełykam ślinę, nie mogąc oderwać oczu od ust chłopaka, na których zostaje odrobina lukru. Robi mi się gorąco, kiedy Koreańczyk przejeżdża językiem po swojej dolnej wardze, a następnie łączy ze mną spojrzenia.
               Zamieram.
               Muszę wyglądać komicznie z taką wyciągniętą ręką i nieobecną twarzą. Szatyn uśmiecha się lekko, a w jego oczach błyska rozbawienie.
— Słodkie — stwierdza, wciąż patrząc mi w oczy, a ja dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że mówi o ciastku.
Kompletnie zażenowany spuszczam głowę. Naprawdę nie mogę zrozumieć, co się ze mną dzieje. Najpierw ta gapowatość i potykanie się o każdą możliwą rzecz, a teraz zawstydzanie się z byle powodu. Musiałem wpaść po uszy.
— Myślałem trochę o naszej ostatniej rozmowie — mówi nagle, odkładając butelkę soku na bok. Unoszę głowę, od razu skupiając oczy na poważnej twarzy Koreańczyka. Wpatruje się we własne dłonie, które chwilę wcześniej uformował w koszyczek. — Planowałem potrzymać cię trochę dłużej w tej niepewności, bo sam do końca nie wiem co myśleć. Ale po dzisiejszym dniu chyba już nie wątpię w twoje słowa.
               Unoszę brwi. Nie rozumiem, co chłopak stara się przekazać w ten sposób, ale intuicja podpowiada mi, że to coś, co może mi się nie spodobać. A to wszystko przez ton głosu, jakim chłopak się posługuje. Bez namysłu wyciągam wnioski, co jedynie powoduje wzrost stresu, który odbiera mi mowę. Chłopak kontynuuje.
— Sam zaproponowałem, aby poczekać ze wszystkim i trochę ochłonąć, ale… przecież te dni ciszy nie zmienią tego, co do ciebie czuję.
               Rozdziawiam buzię. Analizuję w głowie wszystkie jego słowa raz jeszcze i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że źle założyłem. On wcale nie chce dać mi do zrozumienia, że to nie ma sensu. Mówi takim poważnym tonem, ponieważ… zabiera się za trudny temat.
               Niepotrzebnie się tym wszystkim aż tak stresuję.
               On wcale nie chce zakończyć naszej relacji. Wręcz przeciwnie – najwyraźniej… postanawia dać nam drugą szansę.
               Przeszkadza mu pracownik. Siedzimy w ciszy i skrępowaniu, kiedy mężczyzna zabiera brudne, puste naczynia. Gdy oddala się na dostateczną odległość, ponownie zerkam na Yoon Jae, który przygląda się w zamyśleniu własnym paznokciom.
               Nagle przerywa ciszę, a to, co mówi wprawia mnie w osłupienie.
— Za bardzo mi na tobie zależy, abym tak po prostu z ciebie zrezygnował — uśmiecha się lekko, po czym łączy nasze spojrzenia. Dochodzi między nami do wymiany emocji. Od niego czuję szczerość i brak jakiegokolwiek zawahania, ja natomiast… obdarowuję go zdumieniem i ulgą. Myślę, że oboje rozumiemy się bez słowa. Nie musimy dodawać nic więcej, aby zdać sobie sprawę, że to koniec naszej przerwy.
               Odchrząkam, niepewnie prostując się na krześle.
— Cieszę się, że to powiedziałeś.
               Chłopak wywraca oczami.
— Nie mów, że tego nie wiedziałeś.
               Odpowiadam mu łagodnym uśmiechem.
— Wiedziałem, ale wciąż nie byłem pewny, czy postanowisz dać mi drugą szansę.
               Chłopak wzdycha. Kręci głową, a zaraz po tym podnosi się z miejsca. Robię to samo. Przed wyjściem płacimy za jedzenie, które najpewniej pozostanie w mojej pamięci na dłużej. Będę musiał tutaj niedługo wrócić. I wprawdzie nie tylko tutaj. Z chęcią zacznę próbować jedzenia pochodzącego z innych kultur, bo to dzisiejsze jest naprawdę w porządku.
               W drodze powrotnej nie odzywamy się do siebie zbyt wiele. To chwila, którą poświęcam na cieszenie się z tego, co mam. I mimo że na zewnątrz jest naprawdę chłodno, kompletnie nie odczuwam tej temperatury w swoich dłoniach, a to dlatego, że jedna z nich jest ogrzewana przez gorącą rękę Koreańczyka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożądana krew - 15