Shukuteki - 10
Hisato rano nie może mnie
dobudzić. Wczoraj naprawdę nieźle musiałem się wymęczyć, skoro teraz nie reaguję
nawet na słowo „śniadanie”. Kiedy w końcu cudem podnoszę się z sofy, rozciągam
plecy, ziewając przy tym.
— Dobry, Hisato — mówię, przecierając oczy.
— Nie wierzę, że naprawdę udało ci się zasnąć. — Kręci głową
z niedowierzania.
— Mówiłem ci przecież. To nie pierwszy raz. Poza tym ta
sofa jest naprawdę wygodna — stwierdzam zgodnie z prawdą. — Zasnąłem niemal od
razu.
Na stole czekała na mnie sałatka.
No i kawa. Zerkam kątem oka na chłopaka.
— Ej, masz jakąś szynkę czy coś? Cokolwiek. Bo nie wiem,
czy po dawce paru liści się najem.
— Nie mam.
— Czy to nie jest taki podstawa zawartości lodówki? —
Przechylam głowę na bok.
— Jestem
wegetarianinem, więc niestety, ale u mnie żadnego mięsa i tego typu produktów
nie zastaniesz. Ale bez obaw, dbam o wartości odżywcze, także nie martw się, że
umrzesz z głodu. — Uśmiecha się, a następnie zajmuje miejsce przy stole i zaczyna
zajadać się zieleniną.
— Chyba muszę ci zaufać — komentuję, słysząc lekkie
poburkiwanie dobiegające z żołądka.
Koniec końców zjadam wszystko. Dodatkowo
kubek kawy potęguje uczucie sytości, więc nie mam co narzekać. W podzięce myję
naczynia. Chociaż tyle mogę zrobić — przynajmniej na tę chwilę.
— Oczywiście nie mam zamiaru cię zmuszać do swoich
przekonań żywieniowych, więc kiedy tylko zabierzemy niezbędne rzeczy z twojego
domu, pojedziemy na jakieś zakupy.
— No co ty, nie ma
takiej potrzeby. — Macham dłonią, zaczynając odczuwać drobne zakłopotanie.
Naprawdę nie chcę sprawiać mu żadnego
kłopotu. — Przecież zostanę tutaj tylko parę dni.
— Jesteś pewien?
— Tak. Nie chcę się narzucać.
— Wiesz dobrze, że tego nie robisz. — Wzdycha. — Sam
zaproponowałem ci wprowadzenie się, więc nie masz czym się przejmować.
— Może i tak, ale nadal…
— Opory? — dokańcza za mnie.
— Coś w ten deseń — przytakuję.
— Lepiej, żeby szybko minęły.
Zaczynam rozglądać się po
pomieszczeniu.
— Od jak dawna mieszkasz sam?
— Z domu rodzinnego wyprowadziłem się po skończeniu liceum.
Unoszę brwi w zdumieniu.
— Dość wcześnie — stwierdzam.
— Ale po upływie tych pięciu lat jakoś się przyzwyczaiłem
do samodzielności. — Wzrusza ramionami, błądząc wzrokiem po pokoju.
— Podziwiam. — Wzdycham, spuszczając głowę w dół. — Chociaż
ja teraz też tak jakby się wyprowadzam — śmieję się gorzko, na nowo myśląc o
Ryou i o tym, co wtedy powiedział swoim znajomym. Robi mi się przykro.
Prawdopodobnie wszystko po mnie widać, bo już po chwili czuję ciepło dłoni
Hisato spoczywającej na moich plecach. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem. —
Jednak w przeciwieństwie do ciebie ja nie jestem zdany na siebie.
— Racja — przytakuje. — Masz mnie.
Miło to słyszeć.
Poważnie.
Już zdążyłem zwątpić w to, że
komukolwiek na mnie zależy. Że ktokolwiek chce mi pomóc tak o, bez ukrytego
sedna w swoich czynach.
A tu proszę. Pojawił się taki
Hisato.
I co ja mam teraz myśleć?
— O której chcesz podjechać po swoje rzeczy? — nagle wyrywa
mnie z rozmyślań, dodatkowo zabierając dłoń.
— Jeśli tylko będziesz mieć czas. — Odwracam głowę tak, aby
mieć dobre spojrzenie na twarz czarnowłosego.
— Dziś mam wolne. Nie pracuję.
— Więc nie zwlekajmy i chodźmy. Im szybciej, tym lepiej,
nie? — pytam z nutą zadowolenia.
— Pewnie. — Kiwa głową z ciepłym uśmiechem.
Na transport wybieramy samochód
Hisato. Chłopak prowadzi, dzięki czemu nie muszę się martwić, że przez
rozmyślania prześpię swój przystanek, jak to najczęściej bywa w przypadku
przemieszczania się za pomocą komunikacji miejskiej. Spory plus.
Zanim wchodzę do swojego domu, dopada
mnie specyficzna obawa. Zerkam ukradkiem na chłopaka siedzącego w samochodzie. Sprawdza
coś na telefonie, jednak po chwili przenosi wzrok na mnie i uśmiecha się lekko.
Bez namysłu odwzajemniam gest, jednocześnie nabierając sporo powietrza do płuc.
Zaraz po tym łapię za klamkę i wchodzę do środka. Do moich nozdrzy
automatycznie dolatuje przyjemny zapach grillowanego mięsa. Aż robię się
głodny. Idę wzdłuż korytarza, wzrokiem szukając kogokolwiek. W końcu z kuchni wyłania
się mama, trzymając drewnianą łyżkę w ręce.
— Shun, dobrze, że jesteś. — Macha przedmiotem, nie mogąc
powstrzymać rąk od gestykulacji. — Niedługo będzie obiad. Dziś to, co
uwielbiasz, czyli mięso i jako dodatek parę warzyw.
Przygryzam dolną wargę.
— Przykro mi, ale nie mogę tutaj zostać. — Mrużę oczy.
Nim kobieta nadąża z zapytaniem o
powód, z tego samego pomieszczenia, co chwilę wcześniej ona, wyłania się Ryou.
Momentalnie skręca mnie w żołądku, jednak nie daję tego po sobie poznać.
Jedynie zaciskam dłonie w pięści, przy okazji odwracając wzrok.
— Oo, Shun, wróciłeś już? — pyta, podchodząc bliżej. —
Gdzie cię wywiało na noc? Nawet nie wiesz, ile straciłeś! Dostałem od kolegi
nową grę, na dodatek to limitowana edycja! — Wyszczerza się, co w sekundę
wywołuje u mnie odruchy wymiotne. — Możemy dzisiaj zagrać, co ty na to?
Wymijam chłopaka bez słowa, po
czym zwracam się do rodzicielki:
— Nie mówię o chwili obecnej. — Przełykam ślinę, widząc jej
zmieszany wyraz twarzy. — Na jakiś czas zamieszkam u przyjaciela. — Spuszczam wzrok.
Nie chcę patrzeć ani na nią, ani na Ryou. Jednak w przypadku blondyna to chyba
nieuniknione. Mimo wszystko mam mu coś do powiedzenia. — Przyszedłem tylko po
swoje rzeczy.
— Co…? — szepcze zdziwiona. — Dlaczego?
— Tak wyszło. — Wzruszam ramionami, po czym zdobywam się na
niewielki uśmiech. — Tak się składa, że mamy kilka spraw do załatwienia i
wspólne mieszkanie jest bardzo pomocnym rozwiązaniem — kłamię. MuSZĘ to zrobić.
Nie MAM ochoty na wyjaśnienia dlaczego opuszczam to miejsce. W tej chwili
jedyne, czego pragnę, to jak najszybszy powrót do samochodu Hisato.
— No dobrze... — Opuszcza dłoń, w której trzyma łyżkę. —
Ale mam nadzieję, że na ślubie się pojawisz?
— No błagam, jak mógłbym opuścić tak ważne wydarzenie?
Kobieta cicho się śmieje i odchodzi.
Trochę przesadziłem, jak mniemam. Może i mama jest nadopiekuńcza, ale przecież
jestem już pełnoletni, więc co to za problem, abym zamieszkał sam?
— U kogo zostajesz? — pyta Ryou podejrzliwym tonem.
Od razu odwracam się w jego stronę.
— U przyjaciela — odpowiadam dość chłodnym tonem, co
blondyn wyłapuje bez problemu. Unosi brwi, przez chwilę nic nie mówiąc.
— Jesteś jakiś dziwny. — Przechyla głowę na bok. — Coś się
stało?
Przez moment milczę. W końcu
jednak podejmuję decyzję, aby dać mu do zrozumienia, że wiem o wszystkim.
— Ta gra, o której mówiłeś… — Opieram się o ścianę, wzrok
wlepiając w swoje splecione dłonie. — Limitowana edycja, tak? Pewnie ciężko
było ją zdobyć.
— Nie do końca — śmieje się cicho. — Wystarczyło wygrać zakład
z kumplem.
— Zakład, huh? — Mrużę oczy. Czyli nie przesłyszałem się.
— Na szczęście moje zadanie było banalne. — Wzdycha. — Choć
do najprzyjemniejszych nie należało.
— Aa, racja. — Biorę większy wdech, po czym nawiązuję kontakt
wzrokowy z chłopakiem. — W końcu babranie się w męskim tyłku nie należy do
najprzyjemniejszych rzeczy, no nie?
Ryou momentalnie rozdziawia buzię,
dodatkowo wytrzeszczając oczy. Parskam śmiechem w duchu, widząc to udawane
zaskoczenie na jego twarzy.
— C… skąd... — próbuje coś wydukać, jednak przerywam mu.
— Nie interesują mnie twoje wyjaśnienia. Wszystko wyraźnie
usłyszałem i wierz mi, tego, o czym mówiliście, nie da się źle zinterpretować.
— Rzucam mu spojrzenie pełne pogardy. — Doprawdy, brzydzę się tobą.
Nie chcę mówić nic więcej; słyszeć
również. Chcę się tylko spakować i opuścić to miejsce. Przeniesienie
najważniejszych rzeczy do torby zajmuje mi dobre pół godziny. Jednak finalnie staję
na środku pokoju, zarzucając ucho od bagażu na ramię, po czym wzdycham i kieruję
się na dół. Zanim opuszczam dom, sprawdzam, czy w portfelu mam wszystkie
potrzebne dokumenty, a kiedy się upewniam, że tak jest, żegnam się z mamą i wychodzę.
Hisato pomaga mi schować torbę do bagażnika, co jest bardzo pomocne. Cicho dziękuję
koledze, a następnie wchodzę do samochodu i oddycham z ulgą. Nim pojazd rusza,
kątem oka dostrzegam, jak do domu wchodzi Ren. Najwyraźniej skończył pracę
wcześniej niż zazwyczaj. Ale nie chcę z nim teraz rozmawiać. Na nowo spoglądam
przed siebie i zaczynam oczekiwać, aż czarnowłosy ruszy.
Komentarze
Prześlij komentarz