Shukuteki - Specjalny 1 | Lekcja dla Ryou


               Ostatnie wydarzenia dały mi prawdziwą lekcję.
Dobitnie pokazały, czym jest prawdziwy zawód.
               I jeśli miałbym wyjaśnić, jak on wygląda, powiedziałbym raczej, że…
               Na pewno nie można porównać go do zwykłych błahostek.
               Niby zawód można poczuć po nieudanym pocałunku. Po spotkaniu, które nie spełniło naszych oczekiwań. Po wystawieniu przez najlepszego przyjaciela czy przypadkowym usłyszeniu prawdy na swój temat – prawdy, której do tej pory nie byliśmy świadomi, a usłyszeliśmy ją od ludzi, którzy do tej pory mydlili nam oczy.
               Myślę, że takie coś można nazwać zawodem.
               Wprawdzie wiele rzeczy można nim nazwać.
               Lecz uczucie, które dotknęło właśnie mnie jest znacznie silniejsze, niż jakieś tam pierdoły wynikające z nietrafionego losu na loterii czy kupieniu zrywki jabłek, gdzie połowa z nich jest wyraźnie pognita.
               Mówiąc w skrócie – stałem się kompletnym wyrzutkiem.
               Odtrącili mnie praktycznie wszyscy ludzie, z którymi trzymałem przez naprawdę długi czas.
               W jednej chwili stoję na szczycie, tuż obok grupy swoich dobrych przyjaciół. Towarzyszy nam masa rozmów i ciekawskich oczu — oczu należących do ludzi, którzy chcieliby do nas dołączyć bądź znaleźć się na naszym miejscu. To nie są oczy przepełnione tylko pozytywnymi emocjami, jak nadzieja czy podziw. Bez problemu mogę wyłapać w nich zazdrość. A to uczucie jest cholernie złe. Bo małymi kroczkami prowadzi do wielu paskudnych czynów, których można później żałować.
               Nie jestem świętym człowiekiem. W swoim niedługim życiu sprawiłem naprawdę masę przykrości zupełnie niewinnym ludziom. Bez wątpienia zasłużyłem na mały odwet.
               Jednakże tego, co mnie spotkało, nigdy bym się nie spodziewał.
               Niby zawsze miałem jakąś tam świadomość, że zachowuję się nietypowo. Często postępowałem irracjonalnie i robiłem coś wbrew swoim przekonaniom. Ale dlaczego? Skoro twierdzę, że coś jest głupie, dlaczego kończę, robiąc to?
               Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
               A wydaje mi się, że gdybym nie spychał obaw na bok, obecne sprawy wyglądałyby nieco inaczej.
               Bo gdybym od razu zwrócił uwagę na swoje chore nawyki, w życiu nie zgodziłbym się na ten popierdolony zakład, aby zaliczyć Shuna – syna narzeczonej mojego ojca.
               I do tej pory nie wiem, co jest gorsze – to, co zrobiłem, czy raczej fakt, iż nawet przez moment nie zastanowiłem się nad tym, jak się zmienić czy choćby wymigać. Po prostu zrobiłem to, do czego się zobowiązałem.
               I w wyniku zniszczyłem tego chłopaka.
               Ale wtedy zdałem sobie sprawę z kolejnej rzeczy.
               Zauważyłem, że jego cierpienie sprawia mi błogość, satysfakcję.
               I myślę, że to był ten moment, kiedy zdałem sobie sprawę z pewnej rzeczy.
               Z tego, że jestem ciężko chory.
***
               Leczenie, do którego namówił mnie Shun, miało sens.
               I, poważnie, nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy raczej płakać przez fakt, że to właśnie on – człowiek, którego bez zawahania zniszczyłem, zrównałem z ziemią – wyciągnął do mnie pomocną dłoń.
Bo powinien mnie kopnąć w dupę.
I to tak porządnie. 
A wyszło na to, że wykazał się większym zrozumieniem i współczuciem, niż wszyscy ci moi wielcy przyjaciele, którzy odwrócili się do mnie plecami już w chwili, jak prawda do nich dotarła.
To prawdopodobnie moja kara.
Wyjście prawdy na jaw.
Chociaż nie wiem, czy powinienem zganiać to na los, czy raczej swoją nieuwagę. Bo wszystko miało miejsce przez moją nieuwagę. Nie zwróciłem uwagi na to, czy jestem sam, kiedy dzwoniłem do swojego lekarza.
A wtedy bach. Stało się. Złudny przyjaciel numer jeden podsłuchał całą rozmowę i przekazał całość reszcie.
W jednej chwili straciłem wszystko.
Przyjaciół. Popularność. Uznanie. Szacunek. Nawet swoje miejsce.
A przynajmniej tak myślałem.
Na szczęście tylko do pewnego czasu.
Bo wreszcie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy tego wszystkiego nie miałem. Każda ta rzecz była tylko złudzeniem. Głupim, ale jakże kojącym snem, z którego w pewnym momencie musiałem się obudzić.
A co pojawia się po zetknięciu z przykrą rzeczywistością? Tuż po wybudzeniu się z pięknego, zadowalającego snu?
Rozczarowanie.
I oczywiście ten cholerny zawód.
***
               Myślałem, że zostałem sam; że wszyscy odwrócili się do mnie plecami i poszli w zupełnie innym kierunku. To miałoby sens. Bo po co ktokolwiek miałby tkwić przy chorym człowieku? Gdy choć trochę odstajesz, z automatu jesteś wykreślany z towarzystwa. Ewentualnie stajesz się wytykaną palcami ofiarą. W końcu sam tak jeszcze niedawno robiłem.
               A teraz dołączyłem do tej nielicznej grupy wyrzutków.
               To zaskakujące, z jaką prędkością plotki rozchodzą się wśród młodzieży.
               Ludzie, którzy jeszcze niedawno uśmiechali się do mnie i opowiadali mi o swoich planach na resztę dnia, teraz patrzą na mnie jak na trędowatego.
               Ci, którzy dawniej ciskali we mnie ognikami zazdrości, teraz emanuję jedynie niechęcią i odrazą.
               Natomiast ci, którzy czuli strach i obawę, teraz spoglądają na mnie z obojętnością.
               Niektórzy nawet posyłają mi litościwe spojrzenia.
               Czy to nie zabawne?
               Jak jedno wydarzenie może zmienić całe społeczeństwo?
***
               Myślę, że ten dzień był początkiem weekendu.
               Zaraz po tym, jak usłyszałem przesłodkie przekomarzanie się Shuna i tego Koreańca – przez co swoją drogą zebrało mi się na wymioty – zadzwonił mój telefon.
               To był Yoru.
               Momentalnie znieruchomiałem.
               Yoru od ponad tygodnia siedział w domu na zwolnieniu. Prawdopodobnie jako jedyny jeszcze nie usłyszał prawdy, która krążyła po szkole od paru dni.
               …albo właśnie się o niej dowiedział i zadzwonił, aby powiedzieć mi, jak bardzo mną teraz gardzi. To nie było do końca w jego stylu, ale…
Ale co?
Znów szukałem wymówek, aby uniknąć kontaktu ze światem.
Odebrałem. Z trudem, ale dałem radę.
I…
Prawdopodobnie to była ta chwila, kiedy nauczyłem się kolejnej rzeczy.
Tego, że zawód czy rozczarowanie to naturalne uczucia występujące w życiu każdego człowieka. Wystarczy odrobina akceptacji i nadziei, aby unieść to brzemię i przetrwać do momentu, aż stanie się ono lżejsze.
Ewentualnie znaleźć kogoś, kto pomoże nam je unieść.
I ja chyba znalazłem tę osobę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15