Shukuteki - 36
Nie
wiem, jak do tego dochodzi, ale w pewnym momencie po prostu tracę świadomość
tego, co robię. Obrazy przelatują mi przed oczami w taki sposób, jakby nie były
niczym ważnym. Jestem zamroczony i skupiony na jednym punkcie, który znajduje
się tuż przede mną.
Chyba
powoli zaczynam rozumieć swój błąd.
Pomyłkę,
która kosztowała mnie mnóstwo nerwów i źle wpłynęła na zupełnie niewinną osobę.
Jestem
takim durniem…
Pozwoliłem,
aby strach jeszcze przysłonił mi zdrowy rozsądek i jednocześnie podjął za mnie
decyzję.
Tak
cholernie bałem się – i prawdopodobnie wciąż boję – niejasności, iż w momencie,
gdy pojawiła się jej minimalna część, automatycznie wróciłem do swojej skorupy
i zniszczyłem coś, nad czym ciężko pracowałem przez ostatni czas.
I
skrzywdziłem kogoś, kto kompletnie na to nie zasługuje.
Muszę
to naprawić, nieważne co.
Jeśli
Yoon Jae nie będzie chciał ze mną rozmawiać, zmuszę go do tego. Poczekam na
odpowiedni moment i po prostu wejdę do jego domu.
Moja
determinacja nie jest żartem. Muszę to zrobić. Muszę go przeprosić i
powiedzieć, jak bardzo się pomyliłem. Nie zdziwię się, jeśli mnie wyśmieje lub
wywali za drzwi – w pełni na to zasługuję. Ale jednak mimo wszystko pragnę
spróbować.
Bo
jeśli tego nie zrobię, nic się nie zmieni.
A
chcę, aby pewne sprawy uległy zmianie.
Doskonale
pamiętam, w którą stronę należy się udać, aby dotrzeć do domu Koreańczyka.
Byłem tam tak wiele razy, dzięki czemu drogę znam na pamięć.
Mimochodem
uśmiecham się melancholijnie na wspomnienie każdej wolnej chwili spędzonej z
chłopakiem w jego pokoju, najczęściej oglądając jakieś filmy lub po prostu
leżąc w łóżku. Niby nie robiliśmy nic szczególnego, ale jednak te zwykłe
czynności były dla mnie wyjątkowo zadowalającymi momentami. Sprawiały, że
czułem się szczęśliwy.
Tak
bardzo podbudowany.
Dopiero
teraz dociera do mnie, że nie widziałem się z Koreańczykiem od paru tygodni.
Minęło
tyle czasu, odkąd ostatni raz widziałem jego twarz…
A
mina, jaką dane mi było wówczas ujrzeć, jest czymś strasznym, i męczy mnie w
snach do tej pory. Non stop chodzę sposępniały i bez humoru, a to wszystko
dlatego, ponieważ nie mogę wyzbyć się poczucia winy. Nic dziwnego, że czuję się
źle. W pełni na to zasługuję.
Naprawdę
zależało mi na Yoon Jae.
Co
ja gadam, wciąż mi na nim zależy.
Mimo
że cały czas o tym myślałem, kompletnie nie zwróciłem uwagi na coś tak
oczywistego.
Czy to nie
głupie, że dopiero Ryou mi to uświadomił?
Nawet Hisato
nieraz mówił, iż moje zachowanie ewidentnie świadczy, iż na rzeczy jest coś
więcej, ale ja oczywiście wypierałem się tego, bo w głębi coś mi się nie
zgadzało. To prawda, że czułem, jakby czegoś nam brakowało; jakiejś bardzo
istotnej kwestii.
Ale… dlaczego?
Zamiast
poszukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, tak po prostu postanowiłem uciec
przed problemem i skończyć z Yoon Jae.
Dlaczego?
To boli.
Cholernie frustruje.
Ale być może
powinienem być wdzięczny za to ostatnie cierpienie, bo gdyby nie ono, pewnie
nawet nie zdałbym sobie sprawy, iż żałuję, że sprawy potoczyły się w ten
sposób. Dzięki temu uzyskałem pewnego rodzaju odpowiedź i podpowiedź od
bliskich.
Cholera.
Wstyd mi za
siebie.
Wyskakuję z
autobusu, niemal od razu skręcając w pierwszą mieszkalną ulicę. Przelatując
oczami po ścianie domów, wreszcie trafiam na ten jeden szczególny budynek, do
którego zmierzam. Ciężko stwierdzić, czy ktoś znajduje się wewnątrz, gdyż na
zewnątrz już jest jasno, a co za tym idzie – wszystkie światła są pogaszone.
Mimo wszystko podejmuję
się zadania.
Cisza.
Ponawiam
czynność, zaczynając odczuwać coraz większe zdenerwowanie. Dopiero po chwili spostrzegam,
iż moje ręce trzęsą się, jakby na zewnątrz panowała niezwykle chłodna
atmosfera, a tymczasem jest naprawdę ciepło. Nerwy robią swoje.
Gdy już mam
zapukać po raz trzeci, słyszę kroki.
Automatycznie spinam
barki i wstrzymuję oddech. Dźwięki dobiegające z wewnątrz są ciche i powolne,
jakby osoba zmierzająca w moim kierunku w ogóle nie chciała się ruszyć z
miejsca. Lecz w momencie, jak kroki ustają, a zewnętrzna klamka porusza się, zaczynam
się czuć, jakby pod moimi nogami utworzyła się dziura. Momentalnie podupadam,
jednakże w ostatniej chwili trzeźwieję i podpieram się o ścianę.
Zaraz po tym
drzwi otwierają się, a moim oczom nareszcie ukazuje się osoba, którą tak bardzo
chcę widzieć.
Mimochodem rozdziawiam
buzię.
Chłopak robi
to samo.
Lecz zaraz po
tym na jego twarz wpływa coś jeszcze.
W jednej
chwili spogląda na mnie z nieodgadnioną złością w oczach, a zaraz po tym zaczyna
sprawiać wrażenie, jakby za moment miał się rozpłakać. Wreszcie widzę to, co
miałem okazję ujrzeć na naszym ostatnim spotkaniu.
Yoon Jae robi
dokładnie tę samą minę, jak w momencie, gdy z nim zerwałem.
Wyraz twarzy,
od którego skręca mnie w żołądku, a serce łamie się na kawałki.
Przez cień
padający na jego osobę nie mogę dokładnie stwierdzić jak wygląda, ale jest
rzecz, którą udaje mi się dostrzec. Jego włosy są w kompletnym nieładzie.
Zupełnie, jakby chłopak całymi dniami wylegiwał się w łóżku i nawet nie miał
ochoty na drobne zadbanie o swój wygląd. Ponadto miejsca pod oczami są sine,
wręcz fioletowe. Wygląda, jakby nie spał od kilku dni.
Do diabła, do
czego ja doprowadziłem?
Nagle oczy zaczynają
piec mnie niemiłosiernie, a ręce drżą jeszcze bardziej. Mrugam parę razy w dość
szybkim tempie, chcąc jakoś odgonić łzy, lecz te, jak na złość, kompletnie nie chcą
ustąpić. Automatycznie zagryzam wargę, dodatkowo spuszczając wzrok.
Nie mogę nic z
siebie wydusić.
Ani jednego
słowa.
Oddech grzęźnie
mi w płucach, powodując, iż nagle dopadają mnie zawroty głowy. Na całe
szczęście dość szybko zyskuję kontrolę i nabieram odrobinę powietrza, ponownie
przenosząc zbolałe spojrzenie na zmizerniałą twarz Koreańczyka.
Wciąż przypatruje
mi się z tym żalem w oczach.
A ja wciąż nie
mogę zrozumieć, co mnie nakłoniło do zniszczenia tego całego szczęścia, które
posiadałem.
Niby jak mam
mu powiedzieć, jak bardzo tego wszystkiego żałuję, skoro mam w głowie tylko i
wyłącznie pustkę? Chłopak też pewnie nie będzie czekać w nieskończoność. Nie
zdziwię się, jeśli za moment mi zamknie drzwi przed nosem i po prostu wróci do swojego pokoju,
kompletnie ignorując dalsze pukanie w drewnianą powierzchnię.
Jeśli chcę coś
zrobić, muszę…
— Wejdź — mówi
nagle. Po moich plecach automatycznie przebiegają dreszcze, lecz bez słowa robię
krok naprzód, a zaraz po nim parę kolejnych.
Gdy
znajduję się wewnątrz, chłopak zamyka drzwi. Ledwo udaje mi się usłyszeć, jak wzdycha.
Powoli przelatuję wzrokiem po korytarzu, przypominając sobie chwilę, jak
pierwszy raz tutaj przyszedłem i pocałowałem Yoon Jae.
Jak
na złość, oczy zaczynają piec mnie jeszcze mocniej.
— Po co tu
przyszedłeś? — pyta jakby od niechcenia, a następnie przekręca zamek w
drzwiach.
Oddycham
z ulgą. Skoro zamknął drzwi, chyba nie chce mnie stąd wywalić. Wciąż mam
szansę.
Przełknąwszy
ślinę, spoglądam na niego niepewnie. Znów myślę o t e j chwili, choć nawet tego
nie chcę. Po prostu nie mogę zapomnieć o bólu, jaki wówczas mu sprawiłem.
Przepraszam, Yoon Jae.
Krzywię
twarz w grymasie.
Naprawdę… przepraszam.
— Odszedłeś z
pracy — mówię cicho, spuszczając wzrok. — A zaraz po tym przestałeś pojawiać
się na zajęciach. — Zaczynam odczuwać lekkie drżenie dolnej wargi, dlatego
szybko przygryzam ją zębami i milknę na moment. Chłopak nic nie mówi. Jedynie opiera
się plecami o drzwi i krzyżuje ręce na piersi. Przypatruje mi się. Czuję to i
jednocześnie wiem, że chce o coś spytać, ale mimo to pozostaje cicho. Zbieram
się w sobie, by kontynuować. — Martwiłem się. Pan Park powiedział, że po prostu
zrobiłeś sobie małą przerwę, ale i tak… wiem, że to wszystko z mojej winy.
Początkowo twierdziłem, że po prostu poczekam te kilka dni, a jak już wrócisz,
wtedy sprawdzę, czy z tobą wszystko w porządku. Ale minął już prawie miesiąc,
Yoon Jae, a ty nie dajesz nawet znaku życia. — Zamykam oczy. Od razu zaczynam
czuć nieprzyjemne pieczenie pod powiekami. Muszę odczekać chwilę, nic nie
mówiąc w międzyczasie. Znajduję się tuż przy granicy między normalnym głosem, a
tym z rodzaju płaczliwych. — …nie zawalaj sobie roku z powodu jednego idioty.
— Dlaczego? —
pyta nagle.
Nieznacznie
ściągam brwi, by wreszcie na niego spojrzeć.
Nie
jestem w stanie utrzymać tego kontaktu.
Spuszczam
wzrok na jego klatkę piersiową.
— Jak to
dlaczego…? To przecież jasne, że nie warto…
— Nie o to
pytam — przerywa mi, a następnie wzdycha. Udaje mi się zauważyć, jak unosi
jedną rękę, by następnie założyć ją za głowę i obdarować mnie niepewnym
spojrzeniem. Jego oczy skrywają mnóstwo bólu. — Dlaczego mi to wszystko mówisz?
— Bo się
martwię — odpowiadam niezwłocznie, co wywołuje niemałe zdziwienie na twarzy
Koreańczyka. Stwierdzam, że nie do końca zrozumiał. — Martwię się — powtarzam,
utrzymując kontakt wzrokowy, co jest ciężkie jak diabli, ale daję radę i oddycham
w duchu, kiedy przez jego twarz przemyka garstka emocji, do których na
szczęście nie należą złość czy irytacja.
— To bezsens —
komentuje szorstko, dodatkowo marszcząc brwi. — To ty ze mną zerwałeś, Shun.
Powinieneś mieć mnie głęboko w poważaniu. A tymczasem mówisz mi, że się
martwisz? Żartujesz sobie?
— Nie żartuję.
— Zaciskam dłonie w pięści. Zaraz po tym uspokajam myśli i oddycham ze
spokojem, nie chcąc, aby nerwy przejęły nade mną kontrolę. Zamierzam załatwić
to pokojowo. Nie mogę nic popsuć. Zniszczyłem już zbyt wiele rzeczy. — Mówię
poważnie.
— Czyżby? —
Unosi jedną brew. Naprawdę mi nie wierzy.
— Tak —
odpowiadam z determinacją w głosie. Jeśli mi nie wierzy, muszę sprawić, aby
uwierzył. Nie zniosę odrzucenia.
Zaraz,
co?
Przez
moją twarz momentalnie przelatuje niezrozumienie.
Dlaczego
tak uparcie chcę mu udowodnić, iż się myli? Że nie żartuję i naprawdę się o
niego martwię?
Skąd
bierze się ta desperacja? Zachowuję się, jakbym za wszelką cenę chciał
odbudować naszą relację. Ale przecież zerwałem z nim przez stwierdzenie, iż go
nie kocham i nie mogę pokochać. Dlaczego w takim razie teraz czuję się tak
paskudnie? Co z tym niekomfortowym uczuciem? Z tym ściskiem w piersi? Co niby mają
oznaczać te emocje?
— Nie rozumiem
cię.
Koreańczyk
trochę łagonieje. Już nie dostrzegam nerwów w jego oczach. Teraz raczej tli się
w nich więcej… zmieszania.
— Ja też się
nie rozumiem. — Układam usta w cienką kreskę, jednocześnie prostując plecy. —
To, co robię nie ma najmniejszego sensu. Działam pod wpływem impulsu i nawet
nie zastanawiam się nad tym, co mówię, a to wszystko z twojego powodu.
Moim zdaniem… takie rzeczy ludzie robią właśnie
z miłości, gdy nie są jej świadomi.
Mrugam parę
razy, gdyż nagle przypominam sobie słowa Hisato.
— Więc teraz
zwalisz wszystko na mnie? — pyta z irytacją w głosie, przechylając głowę na
bok. Mruży oczy, w których zaczyna gościć… gniew. — Ty doprawdy jesteś
niemożliwy.
Odwracam
wzrok od jego twarzy.
— To nie tak —
mówię cicho.
Nie
mogę powiedzieć tego inaczej. Nagle czuję się tak niepewnie. To oczywiste, że
moje zmartwienie nie bierze się znikąd. Zależy mi na chłopaku i to dlatego
właśnie tutaj stoję, ale… jeszcze niedawno twierdziłem, iż nie czuję nic
specjalnego, kiedy na niego spoglądam.
Dlaczego
w takim razie teraz boję odezwać się choćby słowem, aby tylko niczego nie
popsuć?
Jestem
kompletnie zależny od jego osoby. Wystarczy jedno szorstkie spojrzenie, abym od
razu zapomniał języka w gębie. Ale przy tym wszystkim w duchu pragnę, aby Yoon
Jae wreszcie porzucił tę maskę i ponownie obdarował mnie tym ciepłym uśmiechem,
którego tak cholernie mi brakuje.
Jego
głosu, gdy wymawia moje imię i melodyjnego śmiechu, którego nigdy nie może
powstrzymać, kiedy złoszczę się po źle wpisanej kombinacji przy wygranej
rundzie w Mortal Komat. Póki co Fatalities widziałem tylko w filmikach
na youtube albo po tym, jak zostałem
zniszczony przez Koreańczyka.
Tak
bardzo mi tego brakuje.
— To… naprawdę
nie tak — dukam ledwo co, przy okazji spuszczając głowę. Kosmyki włosów przysłaniają
mi twarz, za co dziękuję w duchu, bo po chwili po moich policzkach spływa parę
gorących łez. — Przez to, co zrobiłem masz pełne prawo, by mnie nienawidzić. A
ja tym samym mam pełne prawo, by żałować swojej decyzji — mówię bez sensu,
kompletnie nie zważając na swój okropny głos. Co mi z chowania się, skoro potrafię
się zdradzić samymi słowami. — Jestem strasznym tchórzem, który zawsze ucieka
przed trudnościami. Najwyraźniej nie udało mi się zmienić aż tak bardzo, skoro
poddałem się w chwili minimalnej niepewności.
Wzdrygam
się, gdy ciepła dłoń Koreańczyka tak nagle dotyka mojej twarzy. Zaraz po tym
chłopak unosi moją głowę, jednocześnie łącząc ze mną spojrzenia. Nie mogę nad
sobą zapanować. Czuję się tak bezsilnie i źle, iż po prostu nie mogę
powstrzymać łez.
A
to przecież nie ja jestem tą skrzywdzoną osobą.
Nie
mam prawa do smutku.
Na
twarz Koreańczyka wpływa troska. Ta łagodność mnie dobija. Jest niczym cios w
twarz, na który jak najbardziej mi się należy. W pełni zasługuję na odrzucenie
każdego rodzaju, a jedyne, co otrzymuję, to troska.
Wreszcie
zdaję sobie sprawę.
Yoon
Jae nie jest osobą, która obdarowałaby kogoś złością lub gniewem. Jest
serdeczny i ma dobre serce. Nigdy nie poznałem kogoś lepszego i nie mogę sobie
nawet wyobrazić, abym kiedykolwiek mógł poznać choć podobną osobę. Zawsze mnie wspiera
i nie daje po sobie poznać, gdy coś nie idzie po jego myśli. Mimo wszystko w
pewnym momencie udaje mi się to odkryć i w tajemnicy próbuję naprawić niektóre
problemy. Zwykle kończy się jeszcze większym problemem, który, o dziwo, nie złości
chłopaka, ale go bawi.
Yoon
Jae jest dobrą osobą.
I
właśnie to pokochałem w nim najmocniej.
Komentarze
Prześlij komentarz