Shukuteki - 20
Od momentu, w którym zakończyła się moja druga zmiana, upływa
dziesięć sekund. Oddycham z lekką ulgą, a następnie ruszam w stronę zaplecza,
jednocześnie zabierając się za odwiązanie pudrowego fartucha.
Dzisiejszy dzień dał mi porządnie w kość. Mimo iż spędziłem
w kawiarni tylko cztery godziny, jestem porządnie wymęczony. Od samego południa
ruch był przeogromny. Aż boję się myśleć, co będzie mnie czekać, kiedy
nadejdzie weekend.
Jestem trochę przerażony, ale jednocześnie chcę, aby ten
tydzień wreszcie się skończył. Nie mogę doczekać się wtorku. Dnia, w którym
moja mama ponownie wyjdzie za mąż. Powiadomiłem już szefa, iż w tym dniu nie
będę mógł stawić się w pracy, z czym mężczyzna nie ma żadnego problemu.
Pan Park naprawdę potrafi okazać zrozumienie.
Nim opuszczam główne pomieszczenie, słyszę, jak ktoś wchodzi
do kawiarni. Na drzwiach wejściowych już wisi tabliczka z napisem ZAMKNIĘTE,
dlatego stwierdzam, że ten ktoś musi być znajomym któregoś z pracowników, bo
przecież klienci z góry odpadają.
Może to też być syn szefa, o którym ten dzisiaj wspominał.
Ponoć ma przyjść po zamknięciu z jakimiś papierami dla Wakatsu... a
przynajmniej tak to kojarzę.
Niestety nie nadążam ze sprawdzeniem swojej teorii, gdyż w
mgnieniu oka przechodzę przez próg drzwi prowadzących na zaplecze. Chcę jak
najszybciej zdjąć z siebie te jasne ciuszki. Na sali wciąż znajduje się jeden z
kelnerów, w związku z czym nie muszę się martwić, iż nasz nowo przybyły gość
nie będzie mieć do kogo się zwrócić.
Z westchnieniem zabieram się za pierwszy guzik — ten, który
znajduje się najbliżej kołnierzyka. Z każdym kolejnym odpiętym punkcikiem czuję
się coraz bardziej wolny. Prawdopodobnie przesadzam z tym przeżywaniem noszenia
wszystkiego, co ma jasną barwę, ale niestety nie mam na to wpływu. To nie żadne
moje widzimisię.
Sam nie wiem, co dokładnie jest powodem.
Ledwo ściągam koszulę, jak drzwi do pomieszczenia otwierają
się, a w ich progu staje ktoś, kogo w życiu bym się nie spodziewał. Momentalnie
nieruchomieję, w dalszym ciągu trzymając w jednej z dłoni skrawek jasnego
ubrania. Chłopak reaguje niemal identycznie co ja. Gdy tylko mnie zauważa, zatrzymuje
się i wytrzeszcza ślepia, a następnie otwiera buzię, jakby zamierzając coś
powiedzieć. O dziwo żadne słowo nie wypełza z jego jadaczki, co jest dla mnie
ogromnym zaskoczeniem, bo — wierzcie mi — on jest typem kogoś, kto nigdy się
nie zamyka. A przynajmniej tak podejrzewam, biorąc pod uwagę to, co udało mi
się zaobserwować przez cały ten czas.
Nie wiem ile czasu mija od chwili, jak zaczęliśmy się tak w
siebie wgapiać bez słowa. Może to być zarówno parę sekund, jak i kilka minut.
Mój umysł na moment ogarnia pustka, w związku z czym tracę rachubę czasu.
Wreszcie odwracam wzrok, dodatkowo dość głośno przełykając
gulę, a następnie sięgam po swoją koszulkę z zamiarem jak najszybszego ubrania
się. Czuję się źle świecąc gołą klatą przed tym pudlem. Nie dlatego, że odczuwam
krępację czy coś podobnego. Nic z tych rzeczy. Powodem są moje mięśnie, a
raczej ich brak. Podczas gdy on jest dość dobrze zbudowany, co widać już przez
ubrania, ja po prostu jestem chudy.
Lubię swoje ciało i wystające kości, w pełni je akceptując,
ale no co mogę poradzić, że czuję się trochę przytłoczony, kiedy obok mnie stoją
sami m ę s c y faceci.
— Pracujesz tutaj? — pyta, przerywając niezręczną ciszę, która
tkwi między nami od samego początku. Wiem, że na mnie patrzy. Mimo iż sam nie jestem
zwrócony w jego kierunku, czuję na sobie te ciemne oczy. Dość niezgrabnie wsuwam
przez głowę luźny czarny t-shirt, po czym odwracam głowę w stronę chłopaka. Nie
pomyliłem się. Yoon Jae obserwuje mnie przez cały czas.
— Tak. — Kiwam głową. — Jesteś synem właściciela, prawda?
Teraz to on używa głowy do potwierdzenia, tym samym utwierdzając
mnie w przekonaniu.
No tak, jak mogłem na to od razu nie wpaść.
Właściciel jest Koreańczykiem i ma syna w moim wieku, który
dodatkowo chodzi na ten sam uniwersytet, co ja. Wbrew pozorom to miasto nie
jest jakoś specjalnie wielkie. Powinienem od razu się domyślić, że to Yoon Jae
jest synem pana Parka. Obaj mają wiele wspólnych cech w wyglądzie, w tym
charakterystyczne włosy.
Mimowolnie skupiam na nich swoje spojrzenie.
Cholera, ci ludzie
mają naprawdę sporo tych kłaków.
— Kurde, jesteś chyba ostatnią osobą, jakiej spodziewałbym
się w takim miejscu — mówi, wciąż obserwując moją osobę.
Wyjąłeś mi to z ust, Yoon Jae.
Jednak powstrzymuję się od powiedzenia tego na głos.
— Mieszkasz gdzieś w pobliżu? — w dalszym ciągu próbuje
nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, podczas gdy ja po prostu się w niego wpatruję
z delikatnym zonkiem na twarzy.
Wow, nie mogę uwierzyć, że ten koleś potrafi normalnie
rozmawiać, bo — przypominam — niezależnie, czy widzimy się na przerwie w
szkole, czy siedzimy obok siebie na wykładzie, on za każdym razem nazywa mnie
pedałkiem, co najwyraźniej jest takie zabawne, że chłopak nie potrafi obdarować
mnie żadnym innym określeniem.
A przecież kompletnie na to nie reaguję.
C h y b a.
— Powiedzmy. Mieszkam ze znajomym w okolicy — odpowiadam dość
ogólnie.
W jednej chwili na twarzy szatyna pojawia się garstka
emocji, których nie potrafię odczytać i tym bardziej zinterpretować, dlatego ignoruję
to i wracam do przebierania się w swoje codzienne ciuchy.
— Cóż... nie będę oceniać — mówi Yoon Jae, lekko marszcząc
brwi.
Oh.
To nie miało zostać odebrane w taki sposób.
— To nie miało żadnego ukrytego znaczenia, Yoon Jae. —
Wzdycham, a następnie nawiązuję z nim kontakt wzrokowy. O dziwo nie czuję
żadnej irytacji ani niczego podobnego, a przecież bardzo nie lubię, kiedy ktoś koloryzuje
moje słowa.
— Rozumiem. — Nieznacznie mruży oczy, co dodaje mu troszkę
powagi. — Nie chłopak. Zwykły znajomy. — W odpowiedzi kiwam głową, co wywołuje
uśmiech na twarzy szatyna. Zbija mnie tym z tropu. — Więc nie zaprzeczasz, że jesteś
gejem? — Unosi jedną brew, wciąż nie zdejmując z twarzy tego podstępnego
uśmieszku.
Mimowolnie zaciskam dłonie w pięści, a dolną wargę przygryzam.
Nie jestem gejem.
A raczej...
Nie mam pojęcia, kim jestem.
Ale nie zamierzam mu tego mówić.
— Uznam to za t a k.
— Przechyla głowę na bok, ciesząc się oczami. Do diabła, co go tak bawi?
— A myśl sobie, co chcesz — syczę, odwracając wzrok.
Sięgam dłonią w kierunku swojego plecaka z zamiarem szybkiego
opuszczenia lokalu, lecz wtedy chłopak mówi coś, co mnie całkiem wybija z rytmu.
Mój umysł momentalnie ogarnia pustka.
— Czyli te plotki są prawdziwe... — Jego głos wyraża czystą
obojętność, co nieco gryzie się z wyrazem twarzy. Sam nie wiem, czy szatyn ma
wszystko głęboko w poważaniu, czy może jest zły, zmieszany i dodatkowo
zdegustowany.
Jakie.
Kurde.
Plotki.
W jednej chwili ogarnia mnie przerażenie. To niemożliwe,
żeby sprawa z Ryou wyszła na jaw.
— Co masz na myśli? — pytam wbrew sobie, przygryzając
policzki od wewnątrz, aby przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego.
Yoon Jae widząc, iż się trochę zainteresowałem, wchodzi do
pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi.
— Znaczy nie wiem, czy dobrze to ująłem. — Wzrusza ramionami,
a następnie podąża wzrokiem po pokoju, finalnie zatrzymując się na niewielkiej,
zamszowej sofie. W mgnieniu oka znajduje się tuż przed meblem. Siada na
siedzeniu, po czym zakłada nogę na nogę i wlepia we mnie swoje ślepia. Teraz zaczynam
czuć się przytłoczony jego spojrzeniem. — Mam kolegę na innym wydziale. W jego
grupie jest paru gości, za którymi nie przepada, ale to inna sprawa. — Macha dłonią
jakby od niechcenia. — Wracając, ten kolega raz podsłuchał ich rozmowę. Coś
pieprzyli o jakimś zakładzie, który obejmował z a l i c z e n i e jednego chłopaka. — Unosi brwi,
zdegustowany. W jednej chwili dopada mnie myśl, że brzydzi go fakt, iż ktoś
chciał zaliczyć osobę tej samej płci, ale szybko zdaję sobie sprawę, że chodzi
tutaj o coś innego. Jego nie odrzuca sam fakt przespania się chłopaka z chłopakiem,
a to, iż powodem tego czynu jest jakiś paskudny zakład. Jakby to ująć... z tą świadomością, nagle zaczynam odczuwać niebywałą
ulgę. Prawdopodobnie wszystko po mnie widać, ale nie zwracam na to
uwagi. Słucham dalej, z nieco większym spokojem, niż na początku. — Znajomy z
czasem wyłapał więcej szczegółów i te informacje naprowadziły go na kogoś z
mojego wydziału. — Przechyla głowę na bok. — Na ciebie. — Spuszcza wzrok. Robię
to samo. — Meh, na początku nie chciało mi się w to wierzyć, bo hej, mowa o
tobie. A przecież ty słyniesz ze swojego ogromnego dystansu — śmieje się
krótko, co nie wyraża żadnej kpiny ani niczego podobnego. Sam nie wiem, co oznacza
ten gest. — Ale później trafiłem na ciebie pod tym klubem. I wtedy
zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście ta sytuacja z zakładem mogłaby być
prawdą. — Drapie się w tył głowy. — Po drobnych obserwacjach doszedłem do
wniosku, że tak. Ci goście naprawdę nie żartowali.
Nic więcej nie dodaje. Jego oczy ponownie spotykają się z
moimi. Po prostu tkwimy w ciszy. Boję się cokolwiek powiedzieć.
— Ogólnie nie musisz się obawiać, że zaraz każdy pozna
prawdę i tym samym zacznie ciebie atakować w różnoraki sposób. — Wzrusza
ramionami. — Większość zapewne ma to głęboko w dupie i wprawdzie nie dziwię się
temu. Też pewnie olałbym zachowanie takich dekli i jedynie współczuł osobie,
która padła ich ofiarą. - przechylił głowę na bok.
Jedno pytanie ciśnie mi się na język.
— Ale? — Unoszę jedną brew. — Jednak coś sprawiło, że się
zainteresowałeś i zacząłeś mnie obserwować. — Układam usta w linię. — Dlaczego?
Yoon Jae nieznacznie mruży ślepia. Coś w nich błyska, a
zaraz po tym chłopak staje się na moment nieobecny.
— Dobre pytanie. Też się zastanawiam, czemu.
Nie wiem co powiedzieć.
— Nigdy nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu — kontynuuje,
czemu przysłuchuję się w skupieniu. — I cóż... jeśli mam być szczery, nawet nie
zwracałem na ciebie uwagi przed całym... z
a j ś c i e m.
— Vice versa — odparowuję niemal od razu, co wywołuje
niemały uśmiech na twarzy Koreańczyka.
Chłopak podnosi się z sofy i otrzepuje spodnie, jakby te
miały być brudne.
— No nic, pora już na mnie. Miałem tylko przynieść papiery,
a tak trochę się zasiedziałem. — Wzdycha, a następnie spogląda mi w oczy i uśmiecha
się półgębkiem. — Do zobaczenia jutro na zajęciach... — milknie, po czym przeciąga
pauzę, a ja momentalnie wyobrażam sobie słowo, które za moment usłyszę.
Niech no zgadnę.
Pedałku?
— ...Shun.
I wychodzi, nie czekając na moją reakcję.
Ale...
...to bardzo dobrze, bo mogę przysiąc, iż w ułamek sekundy zamieniam
się skórą z dojrzałym pomidorem. Nawet nie muszę patrzeć w lustro, aby móc to
stwierdzić.
Jasna cholera, zaskoczył mnie.
Komentarze
Prześlij komentarz