Shukuteki - 13



Momentalnie wbija mnie w ziemię. I nie, ten efekt wcale nie jest wynikiem słów, które Koreńczyk skierował w moją stronę, bo szczerze mam gdzieś, jak mnie nazywa. Sam nawet nie wiem dlaczego reaguję w taki a nie inny sposób. Chyba po prostu popadłem w stan szoku. Już wiem, skąd wczoraj kojarzyłem jego twarz i imię.
Nagle przypominam sobie, w jaki sposób Azjata zwracał się do starszego od siebie mężczyzny, który dodatkowo jest jego sąsiadem, w związku z czym automatycznie zaczyna się we mnie gotować. Ten bezczelny dzieciak naprawdę mnie wkurza. I to samą swoją facjatą.
Nie odpowiadając mu, prycham pod nosem, a następnie obracam się na pięcie i ruszam przed siebie. Na moje nieszczęście, Yoon Jae dorównuje mi kroku i podąża tuż obok z tym swoim chytrym uśmieszkiem na twarzy.
— Dokąd się wybierasz, pedałku? — pyta, nie zdejmując z gęby zadowolenia nawet na sekundę.
— Kurcze, no nie wiem. Gdzie mogę iść w trakcie trwania zajęć, znajdując na terenie uniwersytetu, którego jestem uczniem? — Unoszę jedną brew, sztyletując go spojrzeniem. Spędziłem z nim tylko chwilę, a naprawdę mam już go dość.
Wcześniej nie miałem okazji mu się przyjrzeć, bo pomijając fakt, iż było wówczas ciemno, to przez irytację wywołaną jego sposobem odzywania się bez szacunku do osób, którym ten szacunek się należy, naprawdę nie miałem ochoty na niego patrzeć.
Teraz, chcąc nie chcąc, muszę to zrobić, bo przecież ten natręt nie chce mi dać spokoju.
Yoon Jae jest Koreańczykiem w pełnej okazałości. Wyższy ode mnie, co akurat nie powinno nikogo zadziwiać, oraz szerszy w ramionach, co również jest rzeczą normalną. Prócz tego ma ładny uśmiech, który zdobi szereg jasnych, prostych zębów, czego, rzecz jasna, przyznanie przychodzi mi z trudem. Ma duże, ciemne oczy, na które opadają niesforne kosmyki lekko pofalowanych, kasztanowych włosów.
Zasrany pudel.
On mi naprawdę działa na nerwy. I to jeszcze bardziej niż Ryou.
Momentalnie zatrzymuję się w miejscu, a na moją twarz wdziera się rozczarowanie zmieszane z bólem. Naprawdę nie chcę teraz myśleć o tym blond-pacanie. Mimo wszystko słowa, które jakiś czas temu wypowiedział do swoich zidiociałych przyjaciół, nadal sprawiają mi ból. Bo tu nie chodzi o byle co. To nie było żadne udawanie przyjaciół czy chociaż głupi pocałunek. On się ze mną przespał. Wykorzystał mnie.
A ja głupi myślałem, że naprawdę coś jest na rzeczy.
Uśmiecham się kącikiem, będąc rozbawionym swoją głupotą i naiwnością, a następnie unoszę głowę i momentalnie markotnieję. Zapomniałem, że jestem w towarzystwie tego pudla. Ale chociaż pocieszę się tym, że tej chwili chłopak wygląda całkiem podobnie co ja.
Dobra, to chyba jednak żaden powód do radości.
— Wszystko w porządku? — pyta łagodnym tonem, co mnie trochę dziwi, ale na całe szczęście nie daję tego po sobie poznać.
— W jak najlepszym. — Wywracam oczami, a następnie ruszam przed siebie, kierując się na salę wykładową, w której powinienem się znajdować od jakichś dziesięciu minut.
Całkiem zapominam o kubku kawy, który wciąż trzymam w dłoni. Przystawiam go do ust, po czym smakuję gorzkiej cieczy, lekko marszcząc brwi. No tak, zapomniałem posłodzić. Nie pierwszy raz zresztą.
Po dotarciu na zajęcia cicho usadawiam się na miejscu, gdzie szybko dopijam niedobrą kawę, a następnie wyjmuję telefon z tylnej kieszeni spodni, gdyż wyczuwam wibracje. Dostałem jakąś wiadomość. Wyświetlam ją, nie patrząc wcześniej, kto jest jej adresatem, a kiedy wreszcie odczytuję treść, głośno walę pięścią w stół, zwracając tym na siebie uwagę wszystkich obecnych. Przepraszam profesora skinięciem głowy, chowając z powrotem telefon do kieszeni. Do samego końca siedzę jak na szpilkach. W głowie cały czas powtarzam sobie treść tej wiadomości.

Od: Ryou
Shun, możemy się spotkać i pogadać? Błagam Cię o to. Naprawdę mamy sporo do wyjaśnienia.

Nie chcę się z nim widzieć. Wiem, że to nie przyniesie nic dobrego, ale mimo to jakaś głupia część mnie sprawia, iż naprawdę mam chęć mu odpisać: dobrze, możemy się zobaczyć i pogadać.
Nie, nie możemy.
Nim zajęcia dobiegają końca, pakuję się i opuszczam salę wykładową, zbierając tym kilka ciekawskich spojrzeń, lecz ignoruję je i, kiedy wreszcie znajduję się na korytarzu, głośno wzdycham. Opieram się o ścianę i odchylam głowę do tyłu, bezwładnie opuszczając ręce wzdłuż ciała.
Nad czym ja się jeszcze zastanawiam? Kiedy stałem się taki niepewny? To do mnie przecież nie pasuje. Muszę jak najszybciej się ogarnąć.
Niepewnym ruchem wysuwam komórkę z kieszeni, a następnie unoszę ją dostatecznie wysoko, aby widzieć wszystko, co znajduje się na jej ekranie. Wystukuję krótką wiadomość do osoby, która wcześniej poprosiła mnie o spotkanie, i ją wysyłam, po czym chowam telefon.

Do: Ryou
Nie.

Oddycham z ulgą, szczerze ciesząc się ze swojej decyzji. Nie czekając na nic więcej, ruszam korytarzem w stronę klatki schodowej, którą kieruję się na sam dół, a następnie do wyjścia. Stojąc na świeżym powietrzu, nabieram większą ilość powietrza do płuc, by po chwili głośno je wypuścić.
— Naprawdę jest z tobą źle, pedałku — słyszę nagle, przez co mimochodem zwracam się w stronę autora tych słów.
Eh, znowu on.
— Czego chcesz? — warczę, lecz po chwili uspokajam się, zdając sobie sprawę, iż zbyt przesadnie reaguję. — Śledzisz mnie? — Uśmiecham się niemrawo, patrząc na chłopka spode łba.
— No przecież. — Wywraca oczami, poprawiając ucho od torby, gdyż chwilę temu zaczęła mu ona zjeżdżać z ramienia. — Można z ciebie czytać jak z otwartej księgi. — Spogląda na mnie z politowaniem. — A mimo to za wszelką cenę starasz się ukryć wszelkie uczucia. Współczuję ci.
Mimowolnie zaciskam dłonie w pięści.
— Nic ci do tego. — Spuszczam wzrok, odwracając się tyłem do chłopaka.
— O tym mówię — słyszę kroki. Zapewne zaczął zmierzać w moją stronę. Już po chwili stoi tuż obok i mierzy mnie tym swoim pewnym spojrzeniem, co w pewnym stopniu mnie niepokoi. Nie wiedzieć czemu, nie chcę znajdować się w jego towarzystwie. Czułem się przy nim jeszcze mniej pewnie, jak przy...
Ryou.
Rozdziawiam buzię, zastanawiając się, czy to, co widzę, jest prawdziwe, czy może jednak jest najzwyklejszym wynikiem mojej wyobraźni.
Blondyn idzie w moją stronę, patrząc prosto w moje oczy, co ja, oczywiście od razu, odrzucam. Jakoś nie mam ochoty na niego patrzeć.
— To, co robisz, jest głupie — kontynuuje Yoon Jae, prawdopodobnie nie zauważając nadchodzącego Ryou. — Jaki jest sens w udawaniu za wszelką cenę twardego i niewzruszonego, kiedy w rzeczywistości coś cię boli?
Cicho wzdycham, powoli zaczynając panikować. Spoglądam na brązowowłosego chłopaka, który wydaje się nie ustępować. O co mu do jasnej cholery chodzi? Nawet mnie nie zna, więc skąd wie, że tylko udaję? Skoro nikt inny tego nie zauważył, dlaczego on musiał?
— Wiem, do czego zmierzasz, ale wybacz, nie skorzystam — rzucam pod nosem, po czym raz jeszcze obracam się na pięcie i zaczynam szybko iść naprzód, w myślach błagając sam nie wiem kogo, aby Ryou dał sobie spokój i przestał za mną iść.
— Shun, zaczekaj! — krzyczy dobrze znanym mi tonem głosu, lecz ja, zamiast posłuchać, zaczynam biec przed siebie jak skończony tchórz, którym w rzeczywistości jestem.
Boję się tego, co mogłoby nastąpić w czasie naszego spotkania; że wyszłoby na jaw, jak bardzo czuję się zraniony. Jak strasznie jest mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło. A nie chcę tego okazywać.
Zgadza się, wolę wychodzić na obojętnego i niczym niewzruszonego człowieka. Yoon Jae się nie pomylił. Może i jestem głupcem, ponieważ decyduję się na udawanie kogoś, kim nie jestem, ale dobrze mi z tym. Dzięki temu maskowaniu się jakoś przetrwałem te wszystkie lata.
Cały ten okres cierpienia nie bolał mnie aż tak.
I ja mam teraz z tego zrezygnować na rzecz jakichś uczuć? Nie rozśmieszajcie mnie.
Biegnąc, nie zważam na nic wokół. Sprawnie wymijam ludzi, cały czas mając wrażenie, że Ryou podąża za mną. Ale tak nie jest. Mimo to nie chcę się zatrzymywać. Wdaję się w ucieczkę przed swoimi uczuciami, które z każdym kolejnym krokiem naprzód znajdują się jeszcze bliżej mnie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shukuteki - 40

Pożądana krew - 15