Fools - 1

Z tego, że jestem gejem, sprawę zdałem sobie już w siódmej klasie. Początkowo nie robiłem z tego żadnej wielkiej afery. Wmawiałem sobie, że to przejściowe — wraz z biegiem czasu minie, a wtedy przestanę martwić się tym, co pomyślą sobie inni. Niestety czas płynął, a ja wciąż patrzyłem na chłopaków pod tym niewłaściwym względem. Zrozumiałem, że te pragnienia nie są żadnym efektem dojrzewania. To po prostu głęboko skrywane preferencje, których przez pewien czas chciałem się wyprzeć.
Na różnych forach naczytałem się o połączeniu pomiędzy rodzeństwem — jeśli jedno z bliźniąt jest homoseksualne, drugie również powinno. Szczerze mówiąc, wówczas zapragnąłem, aby moja siostra również okazała się homo. Dzięki temu miałbym się przed kim otworzyć bez zbędnych obaw związanych z reakcją tej osoby. Niestety w chwili, jak poruszyłem temat o odmiennej orientacji seksualnej, zostałem zjechany przez własną bliźniaczkę; oburzyła się. Pożądliwe spoglądanie na osobę tej samej płci jest dla niej chore i niedopuszczalne, co bardzo dobitnie podkreśliła. Mało tego, zrobiła taką aferę, że zwróciła uwagę rodziców. Ojciec, zaciekawiony nerwami Lucy, spytał nas, w czym rzecz, a gdy dotarło do niego moje wcześniejsze pytanie, ze złości uderzył ręką w stół.
Pamiętam tę chwilę do tej pory — mocny trzask, tuż po którym każdy wokół nieruchomieje; mina ojca mówiąca, że coś takiego jak homoseksualizm jest w jego oczach niedopuszczalne i odrażające; bezradność matki, która nie może nawet nic powiedzieć, gdyż presja ze strony męża jest nie do pokonania.
A między tym wszystkim pojawił się ogromny strach, ponieważ ich reakcje dały mi do zrozumienia, że żyję pod jednym dachem z nietolerancyjną rodziną, która bez zawahania wyrzuci mnie na bruk tylko dlatego, że nie pociągają mnie kobiety.
Jakoś przebrnąłem przez te lata w ukryciu. Nigdy nie bawiłem się w kupowanie ero-magazynów czy oglądanie gejowskich pornosów, co poniekąd przyłożyło się do mojego sukcesu.
Ale cofnijmy się do początku dziesiątej klasy, bo to właśnie tam zaczęła się cała moja przygoda.
Lucy wpadła na pomysł utworzenia kapeli. Znalazła dwóch ochotników, po czym zgłosiła się do mnie. Warto wspomnieć, że mama od małego zaciągała mnie na lekcje gry na fortepianie. Coś tam mi siadło do głowy, przeskoczyłem na klawisze i proszę bardzo! Idealny kandydat jak się patrzy.
Sam i Newton — bo tak mają na imię nasi dwaj koledzy z zespołu — początkowo nie dogadywali się ze mną najlepiej. Najczęściej rozmawiali tylko i wyłącznie ze sobą, jednak z czasem lody zostały przełamane, a ci dwaj spuścili trochę z tonu. Wkrótce ja sam przywiązałem się do tej niewielkiej paczki, w skład której wchodzi moja homofobiczna siostrzyczka. Kocham ją, to fakt, ale czasami uszy mi więdną na wieść o „liżących się pedałach", dlatego zdarzają się chwilę, kiedy mam chęć wepchnąć ją pod nadjeżdżający rower.
Także uogólniając — na początku dziesiątej klasy wstąpiłem do zespołu, który dość szybko stał się moją drugą rodziną.
A niedługo po tym wpadłem na faceta, którego spojrzenie już w pierwszej setnej sekundy odebrało mi mowę, słuch, a nawet zdolność myślenia. Poczułem się, jakby coś mocnego łupnęło mnie w tył czaszki. Zdaję sobie sprawę, że takie opisy brzmią tandetnie jak diabli, ale ten bajeczny moment jak najbardziej zasługuje na lekką koloryzację wrażeń.
Na imię ma Timoteo i... cóż...
Jest pierwszym facetem, który do reszty zawrócił mi w głowie.
***
Gwałtownie zrywam się z łóżka, nabierając mocny wdech, po czym rozglądam się na boki z paniką w oczach. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że jestem we własnym pokoju, na dodatek zupełnie sam.
— To był tylko sen — szepczę z przejęciem.
Wyświetlacz telefonu pokazuje czwartą nad ranem. Nie pierwszy raz budzę się zalany potem z powodu koszmaru, w którym ukochany ojciec dowiaduje się prawdy na temat mojej orientacji, po czym wyrzuca mnie z domu. Zawsze powtarza to samo zdanie.
Nie jesteś już moim synem.
Nie chcę tego słyszeć. Nigdy, przenigdy nie chcę widzieć tego obrzydzenia w oczach zarówno ojca, jak i matki. Tego zawodu i rozczarowania, jakbym swoimi upodobaniami względem płci partnera życiowego zrobił im jakąś krzywdę.
Nigdy nie powiem im prawdy.
N i g d y.
Wzdycham z żalem, podnosząc się z łóżka, na którym już dzisiaj nie zasnę. Nie mam też jakiejś szczególnej ochoty zmagać się ze smrodem wynikającym ze spocenia się w trakcie snu, dlatego bez namysłu kieruję się do łazienki i biorę prysznic.
Nad umywalką przemywam tunele, których wielkość spokojnie pozwala mi na przekładanie słuchawek przez tę imponującą dziurę, ale to nie oznacza, że mogę włożyć tam sobie pięść — aż tak źle nie jest, to tylko osiemnaście milimetrów. Tylko.
Standardowo przeczesuję czarne włosy, których długość jest raczej normalna — nie wyglądam jak żołnierz, ale też nie mogę zrobić sobie kucyka z tyłu głowy. Dodatkowo te kłaki trochę się kręcą, więc — chcąc nie chcąc — moje tunele są zawsze na widoku.
Na końcu porannej rutyny zakładam soczewki, bez których nie potrafię funkcjonować. Jak to możliwe, że Lucy nie ma żadnej wady wzroku, kiedy ja niemalże nie widzę dobrze nikogo ani niczego, co znajduje się dalej niż w odległości dwóch metrów?
A teraz znowu cofnijmy się tak troszkę w czasie — tak o siedem miesięcy.
Timoteo przyciągał moją uwagę za każdym razem, jak tylko znajdował się w pobliżu. Początkowo chodziło o idealnie dobierane kolory ubrań — ten facet ma rewelacyjne wyczucie stylu, no i przy tym wszystkim nie boi się założyć na siebie koszulki w kolorze jasnego różu czy innej kontrowersyjnej barwy, co wprawdzie do tej pory wywołuje sprzeczne reakcje, które z kolei prowadzą do przeróżnych dennych plotek — na przykład na temat jego orientacji, które pojawiły się nie tak dawno temu, kiedy to Timo kończył jedenastą klasę. Początkowo mało kto zwracał uwagę na te durne pogłoski; coś jednak uległo zmianie, a mianowicie — niespodziewana reakcja chłopaka na te wszystkie oszczerstwa.
I co w związku z tym?, spytał dość niejasno.
I to wprawdzie wystarczyło na wywołanie kolejnej lawiny pogłosek i szerzącego się niezrozumienia. Mimo że chłopak tak naprawdę nie powiedział, że jest gejem, niemalże każdy uznał tę odpowiedź za potwierdzenie niektórych przypuszczeń.
Choć miejsce, w jakim żyję, jest dość satysfakcjonujące pod względem tolerancji, to jednak znajdą się poszczególne jednostki, które będą się wyróżniać — na przykład moja siostra. Wraz z paroma chłopakami z grupy wymyśliła pseudonim na cześć Timo.
Homoteo.
A stało się to tylko i wyłącznie przez to, że Timoteo od początku odstawał od reszty. Nie chodzi o to, że jest dziwny czy inny, bo nie jest. Po prostu... różni się. Jest w nim coś, co od razu przyciąga oko.
A że ludzie są zawistni — chyba każdy z was bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę.
I wiecie, co w tym wszystkim najbardziej robi wrażenie?
Jego postawa. Nie zmieniło się w niej kompletnie nic. Timoteo wciąż jest tak samo szykowny, pozytywny i towarzyski. Wciąż uśmiecha się w ten sam urzekający sposób. Wciąż rozmawia ze wszystkimi wokół, nie patrząc na reakcję pozostałych. Wciąż nosi jasne elementy, wciąż zaopatruje się w kontrowersyjne barwy, które dodają mu uroku. Wciąż patrzy na te wszystkie oszczerstwa z rozbawieniem.
Nadal jest sobą i ludzie naprawdę to akceptują.
Myślę, że to robi na mnie największe wrażenie.
I dodatkowo... myślę, że to właśnie ta rzecz do reszty skradła moje serce.
Bo — bądźmy szczerzy — kompletnie nie wyobrażam sobie siebie na jego miejscu.
A chciałbym.
I to jak.
***
Zabieram ze stołu pudełko ze śniadaniem, następnie kieruję się do wyjścia. Ze znużeniem obserwuję rozmawiającą przez telefon siostrę, która najwyraźniej postanowiła na mnie poczekać.
— Znowu męczysz Williama? — pytam, zakładając na nogi trampki.
Lucy jedynie wlepia we mnie podekscytowane oczy, by zaraz po tym wyjść na świeże powietrze. Od razu podążam za nią, zamykając za sobą drzwi wejściowe. Słyszę jedynie urywki rozmowy, ale to wystarczy mi w zupełności do wysunięcia wniosku, iż rozmówcą siostry rzeczywiście jest Willy.
Co do Williama — to chłopak w naszym wieku, z którym Lucy poznała się na zajęciach dodatkowych z gramatyki, z którą ma niemały problem. Will jest przystojny, nie zaprzeczę, i to pewnie dlatego Lucy postanowiła położyć na nim swoje szpony. Dosłownie — jej paznokcie to zło wcielone. Nie wyobrażam sobie gry na klawiszach z takimi harpunami.
— Do zobaczenia — mówi z zadowoleniem, po czym kończy połączenie i chowa telefon do torby. Zwraca się w moim kierunku, rozciągając wargi w szerokim uśmiechu. — Wychodzę dzisiaj z Williamem! Niedługo po naszym występie!
— Zgodził się?
— Mhm. — Kiwa głową, a pasma jej czarnych włosów falują na wietrze. — Ostatnio nie ma zbyt wiele czasu. Jeśli mam być szczera, to aż za bardzo skupia się na tym swoim przyjacielu — parska.
— Mówisz o Glennie?
— Tak.
— Są przyjaciółmi — zaznaczam.
— I co z tego? — Lucy odpowiada pytaniem, po czym marszczy brwi. — Zamiast wyjść ze mną do kina, woli pójść do tego chłopaka i zmarnować całą noc na gry. Jaki w tym sens?
Widząc jej zmieszane spojrzenie, uśmiecham się przebiegle.
Bros before hoes, siostrzyczko — oznajmiam z nutą kpiny, obserwując drastyczną zmianę w jej mimice.
Od razu robi mi się lepiej na serduszku.
***
Zbierając wszystkie swoje rzeczy do plecaka, przelotnie zerkam na wychodzących z pomieszczenia Sama i Newtona; ci dwaj chyba wszędzie chodzą razem. Wkrótce po tym zostaję sam, dlatego nieco przyspieszam, by móc jak najszybciej dostać się na stołówkę i zjeść swój lunch. Już dłużej nie zniosę tego upierdliwego burczenia w brzuchu.
Stołówka wciąż nie jest zbyt zatłoczona, dlatego szybko odnajduję wolny stolik. Siadając, sięgam do torby, z której wyjmuję swoje pudełko ze śniadaniem. Wprawdzie nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, co mama postanowiła przygotować, ale to z całą pewnością jest coś...
Nagle nieruchomieję na widok zielonych liści.
Tylko nie sałatka. Tylko nie...
— Nieźle, Clay! — Klepnięcie w plecy wybija mnie z rytmu.
Wypuszczam z ręki widelec, który następnie przesuwa się przez całą powierzchnię stołu i ląduje na podłodze po drugiej stronie blatu. Zanim wstaję, posyłam Phillowi mordercze spojrzenie, co mija się z celem, gdyż chłopak od razu parska śmiechem.
Wzdycham i wprawdzie już przymierzam się do podniesienia leniwego tyłka, lecz dokładnie w tej samej chwili moje oczy wyłapują wchodzącego do pomieszczenia chłopaka, którego włosy standardowo formują się w artystyczny nieład.
Ech, ten Timoteo.
Jak zawsze przyciąga uwagę.
— Już dobrze, Clay — mówi Phill. — Nie męcz się. Zrobię to za ciebie — dodaje z rozbawieniem, po czym okrąża cały stół, by podnieść z podłogi mój wspaniały widelec.
Z trudem odwracam wzrok od idącego w moim kierunku chłopaka.
Znaczy, co ja pieprzę.
On po prostu idzie w kierunku stołu, przy którym siedzę.
— Co to za dieta? — pyta Phill, siadając tuż obok. — Tylko uważaj. Minęło już pięć sekund.
Zabieram swój widelec, tłumiąc uśmiech, a następnie sięgam do plecaka po paczkę chusteczek. Daję szybki pokaz amatorskiej dezynfekcji, dzięki czemu już po chwili mogę zająć się swoim imponującym śniadaniem.
— Można się w ogóle najeść tymi liśćmi? — pytam z grymasem, na co Phill wzrusza ramionami, a zaraz po tym milknie, czym przyciąga moją uwagę.
Z zapytaniem zadzieram głowę ku górze, a następnie zamieram, gdyż spostrzegam, że dokładnie naprzeciw naszej dwójki zasiada Timoteo.
Odchrząkam, nie chcąc wyjść na dziwaka i biorę się za swoją sałatkę. Phill nie reaguje w żaden sposób na towarzystwo starszego kolegi. Timoteo i tak nie zwraca na nas uwagi, więc w czym problem?
Ja wam powiem.
W tym, że nie mogę trafić widelcem w pomidorka, gdyż moje ręce tak cholernie się trzęsą!
— Tak w ogóle, widziałem dzisiaj niezłą laskę — mówi Phill. — Jechała ze mną w metrze. Zdobyłem się na odwagę, zagadałem, a na końcu nawet dostałem jej numer.
— Przecież masz dziewczynę — zauważam, a następnie przebijam pomidorka na wylot.
— To prawda.
— Lecisz na dwa fronty?
— To prawda.
— Debil — kwituję z niesmakiem i zjadam niewielką, czerwoną kulkę, która okazuje się całkiem niezła.
Phill nie odpowiada. Zamiast tego odgarnia do tyłu brązowe kłaki, które swoją drogą mógłby już spokojnie skrócić. Ale nie, cieć uparł się na jakiegoś koczka z tyłu tego pustego łba i teraz zapuszcza włosy.
— A jak z tą twoją księżniczką? — pyta nagle, przez co mam chęć wypluć listek sałaty i przy okazji zamordować przyjaciela za poruszanie tematu dziewczyny, kiedy jedyna osoba, która rzeczywiście mnie interesuje, siedzi tutaj i wszystko słyszy.
— Księżniczką? — odpowiadam pytaniem, patrząc na niego z udawanym niezrozumieniem.
— Eve?
— Aa. — Wzdycham. — Trochę popisaliśmy.
— I tyle?
— I tyle — odpowiadam z rezygnacją.
No to koniec.
— Jesteś beznadziejny — komentuje Phill, na co wywracam oczami.
Chcąc nie chcąc, przelotnie zerkam na Timoteo i — o matko — mogę przysiąc, że lewy kącik jego ust lekko się unosi.
— Co ci w niej nie pasowało? — pyta kolega, którego jeszcze chwilę temu chciałem ukatrupić. Teraz jednak... cóż... jeszcze to przemyślę.
Co mi nie pasowało? No nie wiem, płeć?
— Strasznie dużo mówiła o swoim byłym — oznajmiam, patrząc na sałatkę, której ilość nie zmalała ani trochę. Póki co wygrzebałem jedynie wszystkie pomidorki koktajlowe.
— A to w sumie dobrze zrobiłeś. Też nie toleruję takiego dziadostwa.
Nie chce mi się produkować, więc jedynie kręcę głową i wmuszam w siebie połowę liści, to jest — sałatki. Phill opowiada mi o swojej dziewczynie, nieumyślnie porównując ją do tej nowej poznanej w metrze, czego szczerze mówiąc ani trochę nie rozumiem, ale nic nie mówię i jedynie słucham, chcąc już mieć tę rozmowę z głowy.
— Wydaje mi się, czy znowu urosłeś? — pyta.
Wzruszam niedbale ramionami, nie potrafiąc odpowiedzieć na to pytanie. Osobiście twierdzę, że jeszcze przed początkiem pierwszej liceum utknąłem na stu osiemdziesięciu paru centymetrach, ale zawsze mogę się mylić.
Chociaż… nie. Lucy też tyle mierzy, a przypominam — jest moją bliźniaczką.
Czyli nie urosłem.
— Wychodzisz dzisiaj do salonu gier?
— Nie ma szans. — Kręcę głową. — Lucy ustawiła nam mały występ na rynku.
— Znowu?
— Jak to znowu? — odpowiadam pytaniem, unosząc brwi. — To dopiero drugi raz w tym miesiącu.
— Dopiero — Phill parska. — No mniejsza, innym razem. Ja spadam.
Ostatni raz zerkam na siedzącego obok Timoteo, a następnie zarzucam plecak i idę w stronę wyjścia.
Nie najgorszy początek dnia.
***
Rozstawienie sprzętu standardowo zajmuje nam trochę czasu. Jest zimno — w końcu mamy już grudzień. Koniec końców wyrabiamy się przed wieczorem. Choć moja nauka gry na klawiszach wynikła z przymusu matki, nie mogę zaprzeczyć, iż polubiłem tę grę, a także dźwięk, jaki potrafię stworzyć. Zawsze poświęcam cząstkę siebie muzyce, mimo iż nikt tego ode mnie nie wymaga.
I nie tylko ja. Sam, Newton, Lucy — oni wszyscy wkładają emocje i duszę w muzykę, dzięki czemu nasz zespół za każdym razem przyciąga tłumy ludzi.
Myślę o wszystkim — o strachu, z jakim zmagam się każdego dnia. O siostrze, którą kocham, ale też w pewnym stopniu nienawidzę. O przyjacielu, do którego nie mam już siły. O rodzinie, która nieźle daje mi popalić wytwarzaną presją. O głęboko skrywanym uczuciu do starszego chłopaka, który najpewniej nawet nie wie o moim istnieniu.
Myślę o tym niemal każdego dnia, ale dopiero podczas tworzenia muzyki wczuwam się do tego stopnia, że w pełni ukazuję swoje odczucia za pomocą czegoś tak prostego jak dźwięki.
Nawet nie spostrzegam, jak nasz mały pokaz dobiega końca, a tłumy się rozchodzą.
— Świetna robota — mówi Lucy z uśmiechem, po czym nawiązuje ze mną kontakt. — Ty też, Clay. Nie wiem, co zrobiłeś, ale graj tak dalej! Byłeś z nas wszystkich najlepszy.
— Dzięki, siostrzyczko — odpowiadam z uśmiechem. — Też nie byłaś najgorsza.
— Idziemy coś zjeść? — pyta Sam, chowając gitarę do futerału. — Pizza, kurczaki, burger. Cokolwiek.
— Jestem za — wtrąca Newton z aprobatą.
Ani ja, ani Lucy nie próbujemy protestować.
Też jesteśmy cholernie głodni.

Komentarze

  1. Hejka,
    fantastyczny rozdział, poczatek tego opowiadania bardzo mnie zaciekawił... interesuje mnie Clay i Tomo bo coś mi sie zdaje, że jest jednak nim zainteresowany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

FOOLS

Fools - 19