Fools - Epilog
Podciągam rękawy koszuli do samych łokci, głęboko wzdychając.
Odchylam się na stołku, a drżące dłonie kieruję na klawiaturę,
by następnie utworzyć za ich pomocą głęboki, przyciągający
uwagę dźwięk, będący wstępem do mojej prywatnej historii.
Melodii, która jest najprawdziwszym odbiciem
mojego wnętrza.
Wciąż popełniam błędy — nic dziwnego,
skoro od paru lat grałem beztrosko, nie myśląc o pianinie na
poważnie. Teraz, mając u boku czepialskiego Klemensa, zaczynam
rozumieć, jak wielkie zaległości sobie narobiłem, rezygnując z
nauki pod okiem osoby z imponującym doświadczeniem.
Pewnie trochę minie, zanim nabiorę właściwej
wprawy i stabilności i, co najważniejsze, rzucę się na pierwszy
pokaz, na który Klemens za wszelką cenę chce mnie wysłać. On
również uważa, że mam w sobie coś wyjątkowego — element,
który nadaje mojej muzyce charakterystyki.
Czegoś, co sprawia, że wiadomo, iż to właśnie
m o j a melodia.
Nasze ponowne spotkanie to ogółem niezły zbieg
okoliczności. Pojechaliśmy z mamą na zakupy, na które zabraliśmy
też Lucy. Siostra uparła się na dział ze zdrową żywnością,
gdzie wpadliśmy na Klemensa. Staruszek nie zmienił się ani trochę;
wciąż ma w spojrzeniu zacięty błysk i pewnie stąpa po ziemi. Nie
zapomniał o mnie — o swoim problematycznym uczniu — dlatego
temat rozmowy dość szybko przeszedł na fortepian. Jakoś do tego
doszło, że zarówno mama, jak i Lucy powiedziały, że się
rozwijam, ale brakuje mi stabilności. Klemens zainteresował się do
tego stopnia, że umówił się ze mną na próbną grę, choć nie
miał ku temu powodu, bo zrezygnował z nauczania parę lat temu. W
finale uznał, że bardzo się zmieniłem przez ten czas i
rzeczywiście mam w sobie coś charakterystycznego, co zasługuje na
uwagę. A że sam niedawno zastanawiałem się nad powrotem do nauki,
przyjąłem jego propozycję, która wiąże się ze znacznie szerszą
perspektywą, od nauki zaczynając.
Nie mogę też całkowicie zatracać się przy
fortepianie, bo jestem w ostatniej klasie, a co za tym idzie — mam
więcej obowiązków, niż bym chciał.
Niestety czas tak leci, a ja nawet nie nadążam
za jego tempem. Nim zdążyłem spostrzec, nadszedł koniec roku, dla
Timo będący rozdaniem dyplomów. I choć jego wyniki były
zaskakujące, zdecydował się na przerwę, aby pomóc w rodzinnej
restauracji — czyli tak, jak już wcześniej zapowiadał. Poznałem
jego mamę — jest całkiem przyjazną kobietką. Niby nie wie o
naszej prawdziwej relacji, ale zakładam, że coś podejrzewa.
Mimo to nie wygląda na zdegustowaną. Jest otwarta i zawsze zalewa
mnie stosem pytań na temat tego, czy jedzenie oby na pewno jest
dobre, czy może mam jakieś uwagi odnośnie smaku. W pewnym sensie
przypomina mi Lucy, która również potrafi trajkotać o danej
rzeczy godzinami. Dzięki temu czuję się dobrze w tamtym
towarzystwie; wychwytuję w nim znajome ciepło.
Coś, czego brakowało mi we własnym domu.
No właśnie — brakowało. Sprawy naprawdę się
zmieniają. Nawet związek rodziców, do niedawna przeciągany i
nieszczery, powoli wraca na właściwy tor. Choć wszyscy
wciąż jesteśmy niepewni, wierzę, że w końcu porzucimy tę
obawę, a sytuacja naszej rodziny się polepszy. Wierzę, że te
wątpliwości i stres znikną. Tak samo wierzę, że ojciec zrozumie,
iż nie każdy jest na tyle silny, by przejść obok wszystkiego z
podniesioną głową. Ufam, że mama myśli podobnie — w końcu
uśmiecha się częściej, ma też coraz mniejszy problem z
przebywaniem w szpitalu, który wciąż jej się źle kojarzy. I choć
wiem, że kobieta już raczej nie wróci do zawodu, w i e r z ę, że
w końcu wyrzuci z siebie ten lęk i zrobi znaczący krok naprzód.
Jak my wszyscy.
Jak Will. Jak Lucy. Jak Phill. Jak Sam i Newt,
którzy wciąż są dla mnie cholerną zagadką.
Bo w końcu my wszyscy potrzebujemy czasu,
aby pogodzić się z pewnymi faktami. Z kwestiami, które sprawiają
nam duży problem. Musimy po prostu dobrze spożytkować ten czas —
we własnym tempie i zapotrzebowaniu.
A wtedy na pewno pojawi się szansa na zrobienie
tego znaczącego kroku naprzód.
Bo musi.
I mówię to z autopsji.
Upss i już koniec... Wciągające , super
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo wciągające opowiadanie, a może napiszesz coś o Samie i Newcie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza